Metody Marnowania Czasu: Fistaszki zebrane 1950-1952 [Charles M. Schulz] [recenzja]

czwartek, 24 lutego 2011

Fistaszki zebrane 1950-1952 [Charles M. Schulz] [recenzja]

Istnieją dzieła, które trudno zrecenzować, za to dużo łatwiej wystawić im laurkę. Ten tekst będzie laurką dla pierwszego tomu zebranych Fistaszków Charlesa M. Schulza, zawierającego paski z lat 1950-1952, a właściwie dla całej serii. Chociaż piszę o niej zdecydowanie za późno (nie wiem nawet, czy nakład omawianego komiksu przypadkiem już się nie wyczerpał lub czy dostanie go w swoje ręce gdziekolwiek poza serwisami aukcyjnymi nie jest czymś wyjątkowo mało prawdopodobnym), i tak polecam. Znajdźcie ten tom Fistaszków, a jeśli nie dacie rady, znajdźcie i kupcie pozostałe. Wszystkie. A potem czekajcie na kolejne. To seria, którą trzeba mieć na półce, niezależnie od tego, co ktoś niezaznajomiony z tematem może pomyśleć o takim, a nie innym tytule, i jak bardzo dziecinnie i naiwnie mogą wyglądać te paski dla kogoś, kto nie zetknął się z nimi nigdy wcześniej. To tak jak z serią Bone albo z Życiem i czasami Sknerusa McKwacza - można twierdzić: "Eee, to nie dla mnie", ale założę się, że połowa malkontentów zmieniłaby zdanie po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron. Z Fistaszkami jest identycznie.

Powyższy akapit skierowany jest raczej do ludzi, którzy nie interesują się komiksami. Reszcie nie trzeba tłumaczyć, kim jest Charles M. Schulz i jego paski. Nawet jeśli nie czytali Fistaszków, musieli przynajmniej o nich słyszeć. Międzynarodowy sukces autora, 335 milionów czytelników w 75 krajach, 17897 odcinków jego serii, publikowanej przez ponad 2600 gazet od 1950 do 2000 roku, a konkretnie do dnia śmierci scenarzysty i rysownika w jednej osobie. A gdyby kogoś nie interesowały liczby, dodam jeszcze jedną rzecz, chyba najważniejszą: przygody Charliego Browna, jego znajomych oraz psa Snoopy'ego to komiks genialny. Po prostu. I wygląda na to, że Schulzowi wyszło to całkowicie naturalnie, nie robił niczego na siłę. Czytelnik czuje, że tworząc Fistaszki bawił się jak dziecko, kto wie, może nawet lepiej od swoich odbiorców. Pierwszy tom to jeszcze początki serii, paski pojawiające się najpierw nie są jeszcze tak dobre, jak te późniejsze, ale im dalej, tym lepiej. Dotyczy to także kolejnych wydań zbiorczych.

Jakby sam świetny komiks nie wystarczał, został jeszcze świetnie wydany. Ponad trzysta stron w twardej oprawie, wstęp Kamila M. Śmiałkowskiego, esej Davida Michaelisa Życie i czasy Charlesa M. Schulza oraz bardzo długi (34 strony) wywiad z autorem. I jeszcze indeks. Można dokładnie sprawdzić, w których paskach była mowa o plackach błotnych, a w których o, na przykład, Świętym Mikołaju. To dość niespotykane w komiksach, ale w przypadku Fistaszków jak najbardziej uzasadnione, w przeciwieństwie do nieznajomości serii. To coś, co należy zmienić jak najszybciej. I nieważne, czy jest się fanem komiksów, czy nie. To doskonała lektura dla wszystkich, jedna z najlepszych serii, jakie można kupić na polskim rynku - nie ma tu choćby słowa przesady. Do tej pory ukazały się trzy tomy, w tej chwili czekam na czwarty i myślę, że po zapoznaniu się z serią Wy też będziecie czekać. Jest na co.

W następnym odcinku (najprawdopodobniej):
Ziniol #10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u