Zawsze tak jest: zabieram się za jakąś grę, zaczynam zabawę, ale potem coś nie działa, coś odciąga mnie od fabuły i daję sobie spokój, najczęściej wracając dużo później. Czasami po latach. O pierwszym epizodzie Little Big Adventure pisałem w styczniu 2012 roku, zapowiadając, że już wziąłem się za kontynuację opatrzoną podtytułem Twinsen's Odyssey. Dalszy ciąg tej wspaniałej przygodówki ukończyłem jednak dopiero niedawno, wreszcie w dobrych warunkach, bo instalowanie starych gier na nowszych komputerach jest nieraz łamigłówką bardziej skomplikowaną, niż te, jakie napotykać będą kierowane przez nas postacie. Na szczęście udało się i znowu przyszło mi ratować planetę Twinsun z opresji.
Jak można łatwo się domyślić, po wydarzeniach z pierwszej części serii Twinsen jest bohaterem: ocalił świat, pozbył się podłego dyktatora Funfrocka, uratował swoją dziewczynę Zoe, a teraz jego życie to prawdziwa sielanka. Oddał swoje magiczne wyposażenie do muzeum i w spokoju oczekuje potomka (zwracam uwagę, że, o ile czegoś nie przeoczyłem, w grze nie ma mowy o jakimkolwiek małżeństwie, tymczasem dziecko jest w drodze – jakże to tak?). Jest wszędzie rozpoznawany, wszyscy go uwielbiają, a rzeczy takie jak portrety z jego podobizną czy poświęcone mu pomniki wcale nie są rzadkością. Skoro jednak znowu mamy kierować jego poczynaniami, jest oczywiste, że coś musi pójść nie tak. Z początku nie dzieje się nic tak spektakularnego jak w poprzedniej części: Dino-Fly, latający dinozaur Twinsena, zachorował, a naszym zadaniem jest zdobycie potrzebnego lekarstwa. Gracze lubiący przygodówki nie będą zaskoczeni, jeśli okaże się, że na drodze do rozwiązania tego problemu pojawi się wiele innych, mniejszych przeszkód, z jakimi również trzeba będzie sobie poradzić, a to i tak dopiero początek prawdziwej przygody. Wkrótce planetę Twinsun odwiedzą tajemniczy Esmerzy, pozornie przyjaźnie nastawiona rasa, której zachowanie wygląda bardzo podejrzanie i właściwie od samego początku wiadomo, że to właśnie oni będą naszymi głównymi przeciwnikami w Little Big Adventure 2.
Kontynuacja serii ukazała się w 1997 roku, trzy lata po premierze pierwszej części. Pamiętam, że już wtedy recenzentów zaskoczyła znikoma liczba różnic pomiędzy wyglądem obu części. Z drugiej strony, tak naprawdę nie było potrzeby wprowadzania radykalnych zmian ani poprawek. Przygodówka wyglądała świetnie, a twórcy pewnie założyli, że lepsze jest wrogiem dobrego, przez co pomimo często zabójczego dla wyglądu gier komputerowych upływu czasu, Twinsen's Odyssey pod względem wizualnym wygląda niemal tak samo jak poprzednia odsłona gry. Jeśli chodzi o dźwięk i sterowanie, postąpiono podobnie. Nasz bohater nadal ma cztery tryby działania (dla przypomnienia: zwykły, czyli chodzenie, rozmawianie z napotkanymi postaciami oraz czytanie plakatów lub znaków; tryb sportowy, czyli bieganie i skakanie; tryb agresywny, umożliwiający walkę i tryb dyskretny, pozwalający na skradanie się), ale na szczęście nie zatacza się ani nie traci zdrowia po uderzeniu w ścianę, kiedy biega. Był to jeden z bardziej irytujących elementów gry w części pierwszej. Kolejną był brak możliwości zapisania stanu rozgrywki w dowolnej chwili. Ten problem także rozwiązano, przez co poziom trudności jest znacznie niższy, za to wreszcie można skupić się na fabule i rozwiązywaniu zagadek, zamiast, rzucając mięsem, próbować po raz pięćdziesiąty nie zabić się w najeżonej pułapkami świątyni.
Dwie główne wady Little Big Adventure zostały wyeliminowane, a na wielkie innowacje nie ma co liczyć. Ale jednak jakieś są. Na przykład, kiedy Twinsen wychodzi z budynków i przemierza otwarte przestrzenie, mamy możliwość obserwowania go z kilku różnych kamer. Poza tym obszary są bardziej rozległe – w przeciwieństwie do pierwszej części, wyspy nie zostały podzielone na kilka mniejszych sektorów. Po drugie, napotykane przez bohatera postacie żyją własnym życiem, poruszają się, inaczej niż w większości przygodówek, w których bardzo często dana osoba jest przypisana do jednej lokacji. Oczywiście jest to własne życie w wydaniu minimalistycznym, ale i tak robi bardzo pozytywne wrażenie. Reszta to w zasadzie powtórka z rozrywki, włącznie z dużą liczbą znanych z pierwszej części (choć trochę odświeżonych) miejsc i bohaterów, jednak należy pamiętać, że to wciąż rozrywka na najwyższym poziomie.
Najważniejsza sprawa w tego rodzaju grach, czyli zagadki, to znowu element, który niewiele różni się od tego, co można było zobaczyć w poprzednim odcinku serii. Nie są zbyt skomplikowane (wystarczy uważnie słuchać tego, co mają do powiedzenia napotkani rozmówcy oraz metodycznie przeszukiwać wszelkie lokacje, a nie powinno być problemu z samodzielnym ukończeniem gry), ale wciągają. Poza tym sama fabuła nie straciła nic ze swojej genialności. To nadal wyjątkowo świeża (nawet po tylu latach) i oryginalna historia, zdolna do zainteresowania graczy w każdym wieku, choć pozornie nadaje się wyłącznie dla tych najmłodszych.
Kontynuacja opowieści o Twinsenie potwierdza fakt, że Little Big Adventure to świetny cykl i raczej nie ma co liczyć na to, że kiedykolwiek się zestarzeje. Nie mogę się zdecydować, która część gry jest moim zdaniem lepsza – różnice są tak naprawdę niewielkie, może ostatnie sceny rozwiązywania problemów z Esmerami są zbyt szare i wizualnie monotonne jak na tę grę, może początek serii rzeczywiście miał kilka irytujących wad, ale koniec końców, całość to już klasyka i po prostu nie wypada jej nie znać, jeżeli tylko lubi się przygodówki. Cieszę się, że w końcu zdołałem nadrobić zaległości, do czego zachęcam każdego, kto nadal ma tę grę w plecy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz