Metody Marnowania Czasu: mark waid
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mark waid. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mark waid. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 marca 2017

Deadpool Classic Vol. 1 [Fabian Nicieza, Rob Liefeld, Mark Waid i inni] [recenzja]

Brak komentarzy:

Recepta na udaną historię komiksową z udziałem Deadpoola wydaje się raczej nieskomplikowana: sporo akcji, charakterystyczne, prostackie żarty protagonisty i dużo wybuchów. Całość w konwencji superbohaterskiej, ale jednocześnie z wyraźnym dystansem, wyśmiewającym tego rodzaju opowieści. Jeśli album o marvelowskim najemniku nosi etykietkę Classic, można spodziewać się, że znajdziemy w nim całe dobro, z jakim kojarzymy tę postać.

Niestety, pierwsza odsłona serii Deadpool Classic ucieleśnia to, co nie powinno znaleźć się w tego rodzaju wydawnictwie. W kwestii formalnej teoretycznie wszystko się zgadza, jednak sama lektura przypomina koszmar, w którym czytelnik wraca do przygotowywanych od sztancy, najgłupszych komiksów publikowanych przez TM-Semic. W albumie nie zabrakło natłoku bohaterów, kolorowych strojów, pseudonimów, broni, mięśni, pojedynków i bijatyk. Zabrakło natomiast sensu, a przede wszystkim czegokolwiek, co sprawiłoby, że w czasie mozolnego przedzierania się przez kolejne strony poczułbym się choć trochę zainteresowany perypetiami Najemnika z Nawijką. Niezależnie od tego, czyje nazwisko pojawia się nad słowem „scenarzysta” (choćby był to nawet Mark Waid), można odnieść wrażenie, że Deadpool Classic to historie pisane przez piętnastolatków dla dwunastolatków, na dodatek niezbyt wybrednych. Z pewnością nie wyszło z tego przyzwoite, zabawne czytadło, na jakie się nastawiłem.

Z ilustracjami wcale nie jest lepiej. Począwszy od (na swój sposób) legendarnego Roba Liefelda, czyli mistrza przekomicznych póz, błędów anatomicznych i po prostu kiepskiej kreski, a skończywszy na rysownikach, którzy może i nie wywołują salw śmiechu jak ich poprzednik, ale też trudno nazwać ich mistrzami swojego fachu, właściwie żaden z autorów nie wyróżnia się na plus. A przecież przy tak naiwnych i sztampowych scenariuszach jedynie warstwa graficzna mogła uratować komiks. Nie udało się. Rysunki są albo nijakie albo – tak jak sama opowieść – przypominają najgorsze z pozycji, które można było kupić w kioskach w latach 90.

Zwykle, nawet jeśli nie jestem zachwycony danym komiksem, bez większych problemów udaje mi się dotrwać do ostatniej strony. Jednak w czasie lektury Deadpool Classic czułem się tak, jakby przewracanie kolejnych kartek było dla mnie dotkliwą karą. Nie jestem w stanie wyłuskać z tej wydawniczej katastrofy choćby jednej rzeczy pozwalającej mi uznać spędzony z nią czas za dobrze wykorzystany. Zdecydowanie odradzam – chyba, że ktoś chce sprawić przewrotny prezent osobie, której szczerze nie cierpi. 

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru

sobota, 8 lutego 2014

Irredeemable [Mark Waid & Peter Krause] [recenzja]

Brak komentarzy:
O "Irredeemable" wspominałem już jakiś czas temu. Niedawno wreszcie udało mi się przeczytać całość składającą się na 37 zeszytów. Dla tych, którym nie chce się sprawdzać recenzji pierwszego tomu: głównym bohaterem serii jest Plutonian, kolejny klon Supermana, różniący się od harcerza z Kryptonu tym, że pewnego dnia oszalał i zaczął wycinać w pień całe kraje.

Pierwszy numer "Irredeemable" ukazał się w kwietniu 2009 roku nakładem wydawnictwa Boom! Studios, a ostatni miał swoją premierę w maj 2012. Całość zamknęła się w sumie w ośmiu trejdach liczących od 112 do 128 stron. Autorem scenariusza jest Mark Waid, znany z takich znakomitych tytułów, jak "Kingdom Come", "Superman: Birthright" czy pamiętnych runów w "Daredevilu", "Fantastic Four" i "Kapitanie Ameryce". Etatem rysownika podzielili się Peter Krause (24 zeszyty), Diego Baretto (20) i Eduardo Baretto (1). Na amerykańskim rynku "Irredeemable" spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem krytyków, czego najlepszym przykładem były aż trzy nominacje do nagród Eisnera w 2010 roku i dwie do Harvey`ów (i do kolejnego rok później). Od początku zafascynowała mnie ta genialna w swojej prostocie koncepcja: obrzydliwie dobry superbohater pewnego dnia nie wytrzymuje ciężaru odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach, łamie się i zmienia w masowego mordercę. Dlaczego tak się dzieje? Co zrobią pozostali mieszkańcy Ziemi, żeby powstrzymać kogoś, kto jest silniejszy od nich wszystkich razem wziętych?

Taki był początek, a pierwszy tom, choć niepozbawiony wad, był na tyle zachęcający, że sięgnąłem po resztę. Jak zwykle z wielomiesięcznym poślizgiem, ale co tam. Tym, co drażniło mnie w tych kilku pierwszych zeszytach, była trochę zbyt cukierkowa szata graficzna i szablonowe postacie. Owszem, takie właśnie miały być (to jeden z tych komiksów, gdzie superbohaterowie w lateksie oraz ich przeciwnicy są przedstawieni w celowo niedorzeczny sposób, czyli, nie oszukujmy się, właśnie tak, jak prawdopodobnie wyglądaliby w rzeczywistości), ale mimo to nie byłem do końca przekonany, czy Waid nie mógł zrobić tego lepiej. Spodziewałem się, że wątek szalonego Plutoniana oraz próbujących go powstrzymać, obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami przeciwników (zarówno dawnych wrogów, jak i przyjaciół) będzie ciągnął się aż do końca serii, tymczasem okazało się, że scenarzysta ma zupełnie inne plany.

W "Irredeemable" wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Czytelnik jest karmiony dosyć prostymi, ale trzeba przyznać, że bardzo efektownymi zwrotami akcji. W swoich recenzjach "Sweet Tooth" kilkukrotnie narzekałem na podobne pomysły, tutaj zobaczyłem, że można niemal identycznie, ale z finezją. Czyta się to świetnie i na dobrą sprawę co kilka zeszytów miałem do czynienia z zupełnie innym komiksem, wprowadzającym całkowicie nowe wątki. To zupełnie jak z "Invincible": łapałem się za głowę, myśląc, że ostatnia strona danego zeszytu wywróci wszystko do góry nogami, ale po dosłownie kilku epizodach docierało do mnie, że poprzednia zmiana jest łagodna w porównaniu z tą najnowszą. A kolejne często były jeszcze bardziej rewolucyjne. To nie jest seria idealna, zdarzają się pomysły niezbyt pasujące do reszty (przywoływane z innych światów demony czy nasiona drzewa życia, mające zapewnić ludzkości nieśmiertelność), jednak trzeba przyznać, że w ostatecznym rozrachunku historia Waida zdecydowanie się broni oraz, co najważniejsze, cały czas trzyma w napięciu. Niektóre pozornie mniej przemyślane wątki po kilku epizodach stają się interesujące, a jednocześnie naprawdę nie brakuje tych, które są ciekawe od samego początku.

Po czasie do Petera Krausego dołącza Diego Barreto. Chociaż w kolejnych zeszytach ilustracje nadal nie powalają na kolana, przynajmniej przestały mnie irytować. To prawdopodobnie zasługa wciągającej fabuły, odwracającej uwagę od mniej istotnych spraw. Dla mnie "Irredeemable" to przede wszystkim ciekawe studium psychiki upadłego bohatera. Oczywiście czytelnik nie ma do czynienia z komiksowym traktatem ani niczym równie poważnym, ale bardzo podoba mi się sposób ukazania emocji, jakich doświadcza Plutonian: od wściekłości połączonej z żądzą mordu, przez poczucie winy i chęć naprawy swoich błędów (ale nie bez nawrotów agresji), aż do kompletnej dezorientacji. To, co doprowadziło go do takiego stanu też zostało zaprezentowane bardzo wiarygodnie, do tego stopnia, że zastanawiałem się, jak inni superbohaterowie radzą sobie z taką odpowiedzialnością oraz nienawiścią ludzi w razie popełnienia nawet najmniejszego błędu.

Waid, Krause i Barreto nie stworzyli wiekopomnego działa, niemniej jednak ze względu na poruszaną tematykę oraz realizację całości "Irredeemable" zawsze będzie dla mnie komiksem szczególnym. W serii nie brakuje niepotrzebnych wątków, poza tym wszystko trwa trochę za długo (a z początku myślałem, że te 37 zeszytów to niewiele), ale gdybym bawił się w ocenianie opowieści obrazkowych w skali od 1 do 10, wahałbym się między 8 a 9.

tekst: Michał Misztal

wtorek, 22 maja 2012

Irredeemable Vol. 1 [Mark Waid & Peter Krause] [recenzja]

6 komentarzy:
Plutonian przypomina Supreme Alana Moore'a. Jest idealnym przykładem sztampowego superherosa, praktycznie kopią Supermana. Jest niesamowicie szybki, niewiarygodnie silny, lata, potrafi podgrzać sobie kawę promieniami wystrzeliwanymi z oczu, a przy tym wszystkim cechuje go nieskazitelna dobroć. Tak właśnie wygląda główny bohater poleconej mi swego czasu przez Dasha (dziękuję) serii Irredeemable. W świecie wykreowanym przez Marka Waida, scenarzystę, między innymi, komiksu Kingdom Come, superherosi oraz superzłoczyńcy są idiotycznie wyglądającymi pajacami w lateksowych ubraniach. Są niedorzeczni, bo tacy właśnie mają być. Wszystko wygląda do bólu szablonowo, po czym autor dorzuca do tego prosty, ale genialny pomysł: co się stanie, jeśli przykład idealnego dobra, honorowy i prawy obrońca ludzkości, wzór wszelkich cnót, zamieni się nagle i niespodziewanie w psychopatycznego mordercę? Co, jeśli osoba, której siła przewyższa całe armie, zechce, z póki co nieznanych przyczyn, zabawić się w grę o nazwie Going Postal? Jak będzie zachowywał się superbohater, jeśli nie utrzyma ciężaru odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach i kompletnie zwariuje? Co zrobią ci, którzy będą mieli zamiar go powstrzymać?
Plutonian szaleje, nie bawi się w półśrodki. Morduje bliskich mu znajomych włącznie z całymi rodzinami, niszczy miasta i państwa, nie ma żadnej litości. Jest nieprzewidywalny, nie wygląda na to, by miał jakikolwiek plan. Byli współpracownicy oraz wrogowie próbują znaleźć jego słaby punkt, jednocześnie cały czas uciekając przed jego gniewem. Pierwszy tom jest bardzo krótki, został złożony tylko z czterech zeszytów i nie przekonał mnie do końca, jednak zachęcił wystarczająco, by sięgnąć po kolejny.
Są w tym wszystkim echa pulpowej zabawy wspomnianego już Alana Moore'a z dodatkiem własnej, na pewno nie zmarnowanej inwencji Marka Waida. Irredeemable to kolejny komiks pokazujący, że mimo pozornego wyeksploatowania tematu, o superbohaterach można jeszcze wiele powiedzieć i, na szczęście, nadal robić to w interesujący sposób. Graficznie jest odrobinę za cukierkowo, może bardziej z powodu kolorów, niż kreski, w scenariuszu mimo wszystko trochę przesadzono z niedorzecznością związaną z paniami oraz panami w lateksie, zabrakło mi też nieco większej oryginalności, którą Plutonian jednak nie grzeszy, oczywiście poza swoim szaleństwem. No i mógłby trochę więcej mordować i niszczyć, piszę to pół żartem, pół serio. To niewielkie wady. Dobry pomysł jest, realizacja na poziomie jest, oczekiwanie na jeszcze lepszą kontynuację także. Nie będę kłamał, mam na swojej liście wiele ciekawszych komiksów do kupienia, jednak Irredeemable na pewno z niej nie zniknie i prędzej czy później sprawdzę drugi tom. Wiążę z tym tytułem spore nadzieje.

stat4u