O "Irredeemable" wspominałem już jakiś czas temu. Niedawno wreszcie udało mi się przeczytać całość składającą się na 37 zeszytów. Dla tych, którym nie chce się sprawdzać recenzji pierwszego tomu: głównym bohaterem serii jest Plutonian, kolejny klon Supermana, różniący się od harcerza z Kryptonu tym, że pewnego dnia oszalał i zaczął wycinać w pień całe kraje.
Pierwszy numer "Irredeemable" ukazał się w kwietniu 2009 roku nakładem wydawnictwa Boom! Studios, a ostatni miał swoją premierę w maj 2012. Całość zamknęła się w sumie w ośmiu trejdach liczących od 112 do 128 stron. Autorem scenariusza jest Mark Waid, znany z takich znakomitych tytułów, jak "Kingdom Come", "Superman: Birthright" czy pamiętnych runów w "Daredevilu", "Fantastic Four" i "Kapitanie Ameryce". Etatem rysownika podzielili się Peter Krause (24 zeszyty), Diego Baretto (20) i Eduardo Baretto (1). Na amerykańskim rynku "Irredeemable" spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem krytyków, czego najlepszym przykładem były aż trzy nominacje do nagród Eisnera w 2010 roku i dwie do Harvey`ów (i do kolejnego rok później). Od początku zafascynowała mnie ta genialna w swojej prostocie koncepcja: obrzydliwie dobry superbohater pewnego dnia nie wytrzymuje ciężaru odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach, łamie się i zmienia w masowego mordercę. Dlaczego tak się dzieje? Co zrobią pozostali mieszkańcy Ziemi, żeby powstrzymać kogoś, kto jest silniejszy od nich wszystkich razem wziętych?
Taki był początek, a pierwszy tom, choć niepozbawiony wad, był na tyle zachęcający, że sięgnąłem po resztę. Jak zwykle z wielomiesięcznym poślizgiem, ale co tam. Tym, co drażniło mnie w tych kilku pierwszych zeszytach, była trochę zbyt cukierkowa szata graficzna i szablonowe postacie. Owszem, takie właśnie miały być (to jeden z tych komiksów, gdzie superbohaterowie w lateksie oraz ich przeciwnicy są przedstawieni w celowo niedorzeczny sposób, czyli, nie oszukujmy się, właśnie tak, jak prawdopodobnie wyglądaliby w rzeczywistości), ale mimo to nie byłem do końca przekonany, czy Waid nie mógł zrobić tego lepiej. Spodziewałem się, że wątek szalonego Plutoniana oraz próbujących go powstrzymać, obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami przeciwników (zarówno dawnych wrogów, jak i przyjaciół) będzie ciągnął się aż do końca serii, tymczasem okazało się, że scenarzysta ma zupełnie inne plany.
W "Irredeemable" wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Czytelnik jest karmiony dosyć prostymi, ale trzeba przyznać, że bardzo efektownymi zwrotami akcji. W swoich recenzjach "Sweet Tooth" kilkukrotnie narzekałem na podobne pomysły, tutaj zobaczyłem, że można niemal identycznie, ale z finezją. Czyta się to świetnie i na dobrą sprawę co kilka zeszytów miałem do czynienia z zupełnie innym komiksem, wprowadzającym całkowicie nowe wątki. To zupełnie jak z "Invincible": łapałem się za głowę, myśląc, że ostatnia strona danego zeszytu wywróci wszystko do góry nogami, ale po dosłownie kilku epizodach docierało do mnie, że poprzednia zmiana jest łagodna w porównaniu z tą najnowszą. A kolejne często były jeszcze bardziej rewolucyjne. To nie jest seria idealna, zdarzają się pomysły niezbyt pasujące do reszty (przywoływane z innych światów demony czy nasiona drzewa życia, mające zapewnić ludzkości nieśmiertelność), jednak trzeba przyznać, że w ostatecznym rozrachunku historia Waida zdecydowanie się broni oraz, co najważniejsze, cały czas trzyma w napięciu. Niektóre pozornie mniej przemyślane wątki po kilku epizodach stają się interesujące, a jednocześnie naprawdę nie brakuje tych, które są ciekawe od samego początku.
Po czasie do Petera Krausego dołącza Diego Barreto. Chociaż w kolejnych zeszytach ilustracje nadal nie powalają na kolana, przynajmniej przestały mnie irytować. To prawdopodobnie zasługa wciągającej fabuły, odwracającej uwagę od mniej istotnych spraw. Dla mnie "Irredeemable" to przede wszystkim ciekawe studium psychiki upadłego bohatera. Oczywiście czytelnik nie ma do czynienia z komiksowym traktatem ani niczym równie poważnym, ale bardzo podoba mi się sposób ukazania emocji, jakich doświadcza Plutonian: od wściekłości połączonej z żądzą mordu, przez poczucie winy i chęć naprawy swoich błędów (ale nie bez nawrotów agresji), aż do kompletnej dezorientacji. To, co doprowadziło go do takiego stanu też zostało zaprezentowane bardzo wiarygodnie, do tego stopnia, że zastanawiałem się, jak inni superbohaterowie radzą sobie z taką odpowiedzialnością oraz nienawiścią ludzi w razie popełnienia nawet najmniejszego błędu.
Waid, Krause i Barreto nie stworzyli wiekopomnego działa, niemniej jednak ze względu na poruszaną tematykę oraz realizację całości "Irredeemable" zawsze będzie dla mnie komiksem szczególnym. W serii nie brakuje niepotrzebnych wątków, poza tym wszystko trwa trochę za długo (a z początku myślałem, że te 37 zeszytów to niewiele), ale gdybym bawił się w ocenianie opowieści obrazkowych w skali od 1 do 10, wahałbym się między 8 a 9.
tekst: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz