Metody Marnowania Czasu: Vampire: The Eternal Struggle: Anthology [recenzja]

niedziela, 11 czerwca 2017

Vampire: The Eternal Struggle: Anthology [recenzja]

Vampire: The Eternal Struggle to wciąż moja ulubiona gra. Są tytuły, które uwielbiam i w które zagram zawsze, ale wszystkie one bledną przy tym, co daje mi kolekcjonerska karcianka twórcy słynnego Magica. Niestety, od dłuższego czasu VTES jest grą martwą, zasilaną jedynie wypuszczanymi mniej więcej co kilkanaście miesięcy niewielkimi zestawami kart do samodzielnego wydruku. Nowymi kartonikami można grać nawet na oficjalnych turniejach, nie zmienia to jednak faktu, że to przecież nie to samo, co wydawane regularnie karty zamiast plików. Vampire dał radę już raz powstać z martwych, toteż czekałem, trzymając kciuki, ale tak naprawdę zdając sobie sprawę, że tytuł ten już raczej nie wróci do druku. Bo i po co, kto miałby się za to zabrać, komu niby miałoby się takie wznowienie skomplikowanej i nieprzystępnej dla nowych graczy karcianki opłacać? Tymczasem w grudniu okazało się, że The Eternal Struggle jednak wróci w maju 2017 przy okazji mistrzostw Europy w Berlinie. I wrócił, tym razem w postaci zestawu 100 kart noszącego nazwę Anthology. Znalazło się w nim trochę nowych i trochę starych kartoników, część z zestawów do samodzielnego wydruku, ale głównie takie, które były już bardzo trudno dostępne i drogie.

Kocham tę grę, ale najpierw sobie ponarzekam: liczyłem na to, że zestaw zostanie zapakowany w jakieś (jakiekolwiek) pudełko. Nie spodziewałem się opakowania z metalu jak przy okazji 10th anniversary set, ale chciałbym czegoś więcej niż zwykła folia, po zdjęciu której zostajemy z samymi kartami. Odnoszę też wrażenie, że karty są trochę cieńsze od tych wydawanych wcześniej. Oba te zarzuty to w sumie jednak rzeczy pozbawione znaczenia, bo przecież, hej, moja ukochana gra znowu żyje!

Z powodu zmiany wydawcy zmienił się też rewers kart (znowu) oraz kilka słów-kluczy - na przykład stare dobre tap i untap to teraz lock i unlock. Niech będzie, wszystko mi jedno. Część znanych już kart (choćby Enkil Cog) dostała nowe ilustracje. Generalnie wszystko wygląda dobrze i nie ma się do czego przyczepić. Nowe rzeczy? Dobrze, że są, nawet jeśli wypuszczeni po raz pierwszy na światło dzienne... eee... opublikowani po raz pierwszy krwiopijcy raczej nie spowodują rewolucji (choć dający +2 do liczby kart na ręce nowy Gangrel to sympatyczna sprawa, zaś Vivienne wydaje się być ciekawym sprzymierzeńcem, a The Line całkiem interesującym miejscem), ale dobrze, że się pojawiły. Wydrukowane karty z dodatków, które pojawiły się już po oficjalnej śmierci Vampire'a to dla mnie w większości przypadków zbędny wypełniacz, chociaż niech będą, może komuś się przydadzą. Największy rarytas to tak czy inaczej karty, których dorwanie było jeszcze niedawno trudne i/lub kosztowne: Anarch Convert. Ashur Tablets. Carlton Van Wyk. Deep Song. Enkil Cog. Eyes of Argus. Heart of Nizchetus. Liquidation. Monastery of Shadows. New Carthage. Shroud of Absence. Summon History. Target Vitals. Unleash Hell's Fury. The Unmasking. Część wymienionych wyżej zabawek to wcześniej wydatek w postaci trzycyfrowych kwot za sztukę, część była tańsza, jednak wypadałoby mieć ich w talii więcej (dla przykładu: za swoje 8 sztuk Eyes of Argus zapłaciłem swego czasu €64 - taniej nie znalazłem). Świetnie, że są. Nie, nie przeszkadza mi, że od premiery Anthology wartość mojej kolekcji znacząco spadła, bo karty do The Eternal Struggle nie są dla mnie sprytnie ulokowanym kapitałem, a czymś, czym gram (nawet jeśli ostatnio prawie nie gram). Dla mnie ten zestaw to strzał w dziesiątkę i rewelacyjna sprawa.

Co dalej po wyjściu z torporu? Nadzieja. Nadzieja na powrót okazała się mimo wszystko uzasadniona, teraz liczę na to, że nie był to jednorazowy strzał. Przydałoby się też coś, co umożliwiłoby potencjalnym nowym graczom nie aż tak bolesne wejście w ten tytuł, bo przecież bez tego Vampire znowu zdechnie. Na razie jestem spokojny o to, że komuś zależy i stara się robić to z głową, więc oby było na co czekać.


Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję. 

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u