Najwięcej partii: Guild Ball (8)
Jeśli ktoś zagląda tu regularnie, raczej nie powinien być zaskoczony. Grudzień to jednak nie tylko gry towarzyskie, ale i mój pierwszy turniej: trzy przegrane mecze, w tym pierwszy tak, że prawie nie było co po mnie zbierać, jeden wygrany, miejsce 11 na 14 możliwych - czyli wyszło dokładnie tak, jak się spodziewałem. Guild Ball to w tej chwili gra, w którą najczęściej gram i o której najczęściej myślę, a wydaje mi się, że może być tylko lepiej. Kolejne mecze na pewno wkrótce.
Nowości: IceCool (3), Infinity (1), Minerały (1), Misja: Czerwona Planeta (1), Stworze (1), Suburbia (1), Zamki Burgundii (2)
IceCool: Pojechaliśmy z Magdą do Tesco. Na grupie Gry planszowe przeczytałem, że IceCool chodzi tam czasem w promocji za 60zł, ale niestety, wyglądało na to, że nie u nas. Kupiliśmy jedzenie i papcie z Avengersami (bo były najtańsze, ale potem okazało się, że koty są przerażone, kiedy mam je na nogach...), po czym postanowiłem wrócić na stoisko z planszówkami... promocji nadal brak. Magda stwierdziła jednak, że weźmie IceCool pod czytnik i... ta-daa! 60zł. Bez wahania wrzuciliśmy pudło do koszyka. Później zagraliśmy z moją mamą, która zresztą wygrała. Świetna zabawa, chociaż aż mi wstyd, jak źle idzie mi z pstrykaniem pingwinów. Podobno trening czyni mistrza, więc na pewno będę ćwiczył!
Infinity: Rozegraliśmy tylko pierwszą misję z Red Veila, więc trudno cokolwiek napisać. Tylko podstawowe zasady, żadnych umiejętności specjalnych, poruszanie się i strzelanie na zasadzie kto pierwszy dopadnie przeciwnika/będzie miał większego farta. Trzeba przyzwyczaić się, że postacie, którymi gramy, widzą przeciwników jedynie przed sobą. Będziemy ogrywać następne misje i zobaczymy, czy Infinity przypadnie mi do gustu.
Minerały: Chodzi o te Minerały. Sympatyczna, prosta, szybka i przemyślana gra logiczna. Nie wiem, po ilu partiach zacznie się nudzić, ale po jednej rozgrywce wrażenia są pozytywne. Ciekawy pomysł na równowagę: możemy zbierać lepiej punktowane minerały, ale z kolei gdy gromadzimy te, za które punktów jest najmniej, dostajemy karty pozwalające nam na używanie ciekawych i nieraz bardzo mocnych zdolności. Jeśli będę miał okazję, chętnie zagram ponownie.
Misja: Czerwona Planeta: Chciałem wypróbować ten tytuł od naprawdę bardzo dawna i wreszcie się udało. Razem z tłumaczeniem zasad rozgrywka na trzech graczy zajęła niewiele ponad godzinę, co bardzo mnie cieszy. Graliśmy trochę na oślep, ale i tak miałem sporo frajdy. Czuć, że jednym z twórców Czerwonej Planety jest Bruno Faidutti, który jest również autorem Cytadeli. Tutaj też co turę wybieramy kartę ze specjalną rolą, ale w przeciwieństwie do Cytadeli, gdzie na przykład zabójca obierał za cel inną rolę (nie wiedząc, a najwyżej podejrzewając, kto zgarnął reprezentującą ja kartę), tutaj szkodzimy konkretnym graczom, przez co może być niezwykle złośliwie. Ogólnie: bawiłem się świetnie, chcę więcej.
Stworze: Chyba jedna z bardziej oczekiwanych w Polsce planszówek. Z jednej strony zaraz po rozgrywce pomyślałem, że nie było aż tak źle, jak pisali niektórzy, z drugiej, umówmy się: daleko tej grze do dobrego tytułu. Żadna to przygodówka w słowiańskich klimatach, bo przygód właściwie tu nie ma (jedynie wyścig, który wygrywa ten, kto pierwszy wykona bodajże osiem misji), zaś klimatu jest tu tyle, co w nazwach istot (wybaczcie, chyba nie odważę się odmieniać przez przypadki nazwy tej gry), jakimi kierujemy, oraz pól i żetonów na planszy. To trochę za mało, żeby gra miała specyficzną atmosferę. Równie dobrze moglibyśmy wcielać się tu w niemal cokolwiek innego. Poza tym po zakończeniu rozgrywki dotarło do mnie, że w jej trakcie ani razu nie spojrzałem na nazwy kart misji, liczyła się dla mnie wyłącznie mechanika: ma się odpalić takie a takie wydarzenie, ktoś inny musi nie zaliczyć testu, mam wydać żetony zamiast wykonywania swojej akcji albo zgadnąć, których żetonów będzie więcej na danym obszarze, a że ktoś nadał danej karcie "klimatyczną" nazwę? Niewiele to zmienia, bo Stworze to taka właśnie czysto mechaniczna planszówka. I nic w tym złego, pod warunkiem, że nie liczycie na przeżywanie przygód czy odczuwalną słowiańskość. Podobnie jest z istotami, którymi gramy: jest sobie Leszy, Licho, Bezkost, Nocnica i cała reszta, tylko że co z tego? Stworza (???) różnią się od siebie jedynie kilkoma statystykami... no dobrze, jeszcze atrybutami, jakie można otrzymać za wykonywanie misji, ale z nimi jest podobnie jak z samymi misjami: tylko mechanika. Brałem tylko to, co dawało mi pożądany bonus, nawet nie interesowała mnie nazwa karty, a zresztą później i tak prawie nie korzystałem z atrybutów, bo w naszej pierwszej grze (fakt, że nie mówiliśmy sobie nawzajem, jaką misję mamy właśnie do wykonania - zrobiliśmy to w imię szybszej rozgrywki, ale już się to nie powtórzy) moje misje wykonywały się w dużym stopniu same, trzeba było się tylko do nich odpowiednio "ustawić" (i wybrać dobrą kolejność). Poza tym atrybuty też nie są na tyle różnorodne, żeby czuło się, że nasze stworza (???) faktycznie mają własną tożsamość i są czymś więcej niż nazwą i paroma cyframi. Mimo to powtórzę: spodziewałem się czegoś gorszego i chętnie zagram jeszcze raz albo dwa i dopiero wtedy przekonam się, co rzeczywiście działa, co nie i jak szybko Stworze przestanie mieć do zaoferowania cokolwiek nowego.
Suburbia: Wreszcie trafiłem na używkę w dobrej cenie i zdecydowałem się ją kupić. Z niewytłumaczalnych dla mnie samego powodów lubię budowanie miast (zacząłem chyba od pierwszego SimCity), Suburbia wydaje się więc grą, która powinna zamieszkać u mnie już dawno. Na razie zagrałem raz, w dodatku sam, toteż jeszcze nie mam zdania. Będę testował dalej.
Zamki Burgudnii: Choć uważam się za gracza otwartego, raczej nie jest docelowym odbiorcą tego rodzaju tytułów. Poza tym do tej pory nie miałem specjalnego szczęścia do pierwszej dziesiątki BGG (Zimna Wojna leży na półce i nawet w nią nie zagrałem, Terraformacja Marsa mnie znudziła, Scythe mnie znudziło), a tymczasem okazuje się, że Zamki Burgundii to świetna rzecz. Tak świetna, że dostaje ode mnie prestiżowe wyróżnienie o nazwie Nowość miesiąca.
Nowość miesiąca: Zamki Burgundii
Zamki Burgundii |
Minerały: Chodzi o te Minerały. Sympatyczna, prosta, szybka i przemyślana gra logiczna. Nie wiem, po ilu partiach zacznie się nudzić, ale po jednej rozgrywce wrażenia są pozytywne. Ciekawy pomysł na równowagę: możemy zbierać lepiej punktowane minerały, ale z kolei gdy gromadzimy te, za które punktów jest najmniej, dostajemy karty pozwalające nam na używanie ciekawych i nieraz bardzo mocnych zdolności. Jeśli będę miał okazję, chętnie zagram ponownie.
Misja: Czerwona Planeta: Chciałem wypróbować ten tytuł od naprawdę bardzo dawna i wreszcie się udało. Razem z tłumaczeniem zasad rozgrywka na trzech graczy zajęła niewiele ponad godzinę, co bardzo mnie cieszy. Graliśmy trochę na oślep, ale i tak miałem sporo frajdy. Czuć, że jednym z twórców Czerwonej Planety jest Bruno Faidutti, który jest również autorem Cytadeli. Tutaj też co turę wybieramy kartę ze specjalną rolą, ale w przeciwieństwie do Cytadeli, gdzie na przykład zabójca obierał za cel inną rolę (nie wiedząc, a najwyżej podejrzewając, kto zgarnął reprezentującą ja kartę), tutaj szkodzimy konkretnym graczom, przez co może być niezwykle złośliwie. Ogólnie: bawiłem się świetnie, chcę więcej.
Stworze: Chyba jedna z bardziej oczekiwanych w Polsce planszówek. Z jednej strony zaraz po rozgrywce pomyślałem, że nie było aż tak źle, jak pisali niektórzy, z drugiej, umówmy się: daleko tej grze do dobrego tytułu. Żadna to przygodówka w słowiańskich klimatach, bo przygód właściwie tu nie ma (jedynie wyścig, który wygrywa ten, kto pierwszy wykona bodajże osiem misji), zaś klimatu jest tu tyle, co w nazwach istot (wybaczcie, chyba nie odważę się odmieniać przez przypadki nazwy tej gry), jakimi kierujemy, oraz pól i żetonów na planszy. To trochę za mało, żeby gra miała specyficzną atmosferę. Równie dobrze moglibyśmy wcielać się tu w niemal cokolwiek innego. Poza tym po zakończeniu rozgrywki dotarło do mnie, że w jej trakcie ani razu nie spojrzałem na nazwy kart misji, liczyła się dla mnie wyłącznie mechanika: ma się odpalić takie a takie wydarzenie, ktoś inny musi nie zaliczyć testu, mam wydać żetony zamiast wykonywania swojej akcji albo zgadnąć, których żetonów będzie więcej na danym obszarze, a że ktoś nadał danej karcie "klimatyczną" nazwę? Niewiele to zmienia, bo Stworze to taka właśnie czysto mechaniczna planszówka. I nic w tym złego, pod warunkiem, że nie liczycie na przeżywanie przygód czy odczuwalną słowiańskość. Podobnie jest z istotami, którymi gramy: jest sobie Leszy, Licho, Bezkost, Nocnica i cała reszta, tylko że co z tego? Stworza (???) różnią się od siebie jedynie kilkoma statystykami... no dobrze, jeszcze atrybutami, jakie można otrzymać za wykonywanie misji, ale z nimi jest podobnie jak z samymi misjami: tylko mechanika. Brałem tylko to, co dawało mi pożądany bonus, nawet nie interesowała mnie nazwa karty, a zresztą później i tak prawie nie korzystałem z atrybutów, bo w naszej pierwszej grze (fakt, że nie mówiliśmy sobie nawzajem, jaką misję mamy właśnie do wykonania - zrobiliśmy to w imię szybszej rozgrywki, ale już się to nie powtórzy) moje misje wykonywały się w dużym stopniu same, trzeba było się tylko do nich odpowiednio "ustawić" (i wybrać dobrą kolejność). Poza tym atrybuty też nie są na tyle różnorodne, żeby czuło się, że nasze stworza (???) faktycznie mają własną tożsamość i są czymś więcej niż nazwą i paroma cyframi. Mimo to powtórzę: spodziewałem się czegoś gorszego i chętnie zagram jeszcze raz albo dwa i dopiero wtedy przekonam się, co rzeczywiście działa, co nie i jak szybko Stworze przestanie mieć do zaoferowania cokolwiek nowego.
IceCool |
Zamki Burgudnii: Choć uważam się za gracza otwartego, raczej nie jest docelowym odbiorcą tego rodzaju tytułów. Poza tym do tej pory nie miałem specjalnego szczęścia do pierwszej dziesiątki BGG (Zimna Wojna leży na półce i nawet w nią nie zagrałem, Terraformacja Marsa mnie znudziła, Scythe mnie znudziło), a tymczasem okazuje się, że Zamki Burgundii to świetna rzecz. Tak świetna, że dostaje ode mnie prestiżowe wyróżnienie o nazwie Nowość miesiąca.
Nowość miesiąca: Zamki Burgundii
Powroty: Cytadela (1), Neuroshima Hex! (2), Vampire: the Eternal Struggle (4)
Powrót miesiąca: Oczywiście, że moja ulubiona gra, czyli Vampire!
Powrót miesiąca: Oczywiście, że moja ulubiona gra, czyli Vampire!
Stale na stole: Harry Potter: Hogwarts Battle (1), Legendary: A Marvel Deck Building Game (1), Star Realms (1), Super Rhino (2)
Rozczarowanie miesiąca: Hmmm... niestety Stworze. Owszem, nie było tak źle, jak myślałem, że będzie. Z drugiej strony, chyba nawet wolałbym, żeby gra bardziej kulała mechanicznie, ale przynajmniej dotrzymywała obietnicy, że oferuje przygody i słowiański klimat. W tym wypadku myśliwy zalicza dwa strzały w stopę.
Vampire: the Eternal Struggle |
Gra miesiąca: Guild Ball i Vampire, nie umiem wybrać jednej.
Krótkie podsumowanie: Świetny miesiąc. Sporo gier (oczywiście jak na mnie), dużo nowości, dwa turnieje (Guild Ball w Bielsku i Vampire w Pszczynie - na tym drugim poszło mi zdecydowanie lepiej, bo dotarłem do finału), a większość rzeczy, przy jakich siedziałem w grudniu, to co najmniej dobre tytuły. Nie obraziłbym się, gdyby cały 2018 rok wyglądał podobnie.
Plany na przyszłość: Ograć nowe pudła, które ostatnio pojawiły się u mnie w domu. Posklejać nowe figurki do Guild Balla i Malifaux. Nie kupować nowych pudeł, dopóki nie ogram nowości z grudnia (hahaha, jasne, na pewno).
Plany na przyszłość: Ograć nowe pudła, które ostatnio pojawiły się u mnie w domu. Posklejać nowe figurki do Guild Balla i Malifaux. Nie kupować nowych pudeł, dopóki nie ogram nowości z grudnia (hahaha, jasne, na pewno).
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz