Najwięcej partii: Guild Ball (9)
Guild Ball zazwyczaj znajduje się u mnie na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o liczbę rozgrywek. Tym razem stało się tak częściowo dzięki bielskiemu turniejowi (tym razem dwie wygrane na cztery gry, czyli lepiej niż ostatnio), ale i kilku towarzyskim meczom. W tej chwili w moim prywatnym rankingu jest to gra-potęga, dużo ciekawsza od przekombinowanego Malifaux i mniej skomplikowana od Infinity, czyli systemu, w który niestety chyba za szybko nie wejdę. Nic tylko bić i kopać piłkę!
AvP: The Hunt Begins: Czy to jeszcze bitewniak, czy już planszówka? I czy kogoś obchodzą takie szufladki? Na pewno nie mnie.W każdym razie już od dłuższego czasu rozważałem zakup tej gry (jak i dziesiątek innych), a ostatecznie przekonał mnie ten wywiad na blogu Bitewniakowe Pogranicza. Instrukcja była dosyć sroga, w pudle brakowało jednej figurki (spokojnie, już jest w drodze), ale przed końcem lutego udało mi się zagrać jedną partię solo, Predatorami na Obcych, rzecz jasna dostając okrutny oklep (i pewnie zapominając o jednej trzeciej zasad). Pierwsze wrażenia? Mamy tu festiwal rzucania kostką, przy czym wydaje mi się, że jest dość rozsądnie pomyślany, ale mimo to... jeśli nie lubisz losowości, nie dotykaj. Świetne figurki. Klimat. Masa możliwości (gra solo, w dwóch albo trzech, trzy frakcje o zupełnie różnych zdolnościach, opcjonalne poszerzanie zestawu o kolejne modele, scenariusze do rozgrywania pojedynczo lub w formie kampanii, nie mówiąc już o tworzeniu własnych), ciężkie pudło pełne dobra, reguły sprawiające wrażenie trochę niepotrzebnie zbyt zamotanych, ale ciekawych... czekam na dalsze partie, tym razem już w towarzystwie. Sądzę, że o ile nadmierne turlanie kostką nie obrzydzi mi tego tytułu, mogę się nim w niedalekiej przyszłości zachwycić.
Rising Sun: I na dzień dobry +1 do mojej oceny za widoczne powyżej żółwie. Zdaje się, że niektórzy już uznali tę grę za klon Blood Rage, ale równie często można przeczytać te rozsądniejsze wypowiedzi, że to nie do końca tak. Jasne, ogólne ramy są dość podobne (kontrola obszarów, zakup ulepszeń i potworów, draft, tyle że tym razem kart akcji... pewnie znalazłoby się tego jeszcze trochę), ale to jednak dwie różne gry i spokojnie można mieć obie na półce. Czy Rising Sun jest lepsze niż zabawa w plądrowanie? Oczywiście po jednej partii trudno stwierdzić. Na pewno jest bardziej rozbudowane (co niekoniecznie oznacza, że lepsze) i daje więcej możliwości. Może podczas naszej gry zawieranie sojuszy występowało trochę na siłę, ale przecież sporo zależy od samych grających oraz tego, jak dobrze znają ten tytuł. U nas było to raczej automatyczne: "Hej, mamy sojusz?", "No dobra", oraz: "Ej, w poprzedniej turze nie mieliśmy sojuszu, to może teraz?", "No niech będzie". Tak po prostu wyszło, trudno uznać to za wadę. Bez wątpienia grało mi się bardzo dobrze. Wygląda na to, że odkrywanie Rising Sun zajmie trochę czasu, co rzecz jasna jest ogromnym plusem. Sam raczej nie kupię, ale przynieście do mnie albo na nockę z plansżówkami, a zagram bardzo chętnie.
Nowość miesiąca: Rising Sun
Dixit: Wreszcie się udało, bo mieliśmy już stanowczo za długą przerwę. Dixit wciąż jest według mnie bardzo dobrym tytułem, oczywiście może nie na spotkanie z planszówkowymi wyjadaczami, ale na przykład w czasie wizyty u teściów? Jedna z gier idealnych. W dodatku w ciągu kilkunastu miesięcy bez Dixita pozapominaliśmy o istnieniu wielu kart, więc spora ich część weszła na świeżo.
Martwa Zima: Dość regularnie narzekam na to, że jakoś nie udaje nam się w to grać i właściwie sami nie wiemy, dlaczego. No to się udało. Nie pamiętałem o kilku zasadach, przez co znacznie utrudniliśmy sobie rozgrywkę, ale i tak wygraliśmy. Zdrajcy niestety nie było, za to miała miejsce paranoja, który ze współgraczy zechce w odpowiedniej chwili wbić reszcie nóż w plecy. I o to właśnie chodzi w Martwej Zimie.
Vast: The Crystal Caverns: Tak! Chwaliłem już wcześniej, ale dopiero w lutym udało mi się zagrać, jak należy, czyli w więcej niż dwie osoby. Graliśmy w składzie: Pani Rycerz, Smok, Gobliny i Jaskinia, wygrały zielone pokurcze. Wspaniały tytuł, cieszę się jak dziecko, kiedy tylko na niego patrzę, a granie w Vasta to już w ogóle apogeum planszówkowej przyjemności. Rewelacyjna sprawa i czuję, że z The Crystal Caverns będzie jak z Alien Frontiers - bezwarunkowa miłość. A w międzyczasie pojawiły się u mnie jeszcze dodatki...
Powrót miesiąca: Vast: The Crystal Caverns
Stale na stole: IceCool (1), Super Rhino (1) This War of Mine (2)
This War of Mine: Nadal nic nie wiem o tej grze, ale powolne poznawanie jej daje mi ogromną satysfakcję. Gdyby tylko partie nie trwały tak długo... boję się, że z tego powodu od This War of Mine odciągną mnie inne tytuły (jak The Hunt Begins), a nie chcę robić sobie przerwy, zanim zdążymy się dobrze poznać.
This War of Mine: Nadal nic nie wiem o tej grze, ale powolne poznawanie jej daje mi ogromną satysfakcję. Gdyby tylko partie nie trwały tak długo... boję się, że z tego powodu od This War of Mine odciągną mnie inne tytuły (jak The Hunt Begins), a nie chcę robić sobie przerwy, zanim zdążymy się dobrze poznać.
Rozczarowanie miesiąca: Na szczęście brak.
Martwa Zima |
Gra miesiąca: Guild Ball bezkonkurencyjny, na drugim miejscu Vast.
Krótkie podsumowanie: Mogło być lepiej, nie było źle. Hej, aż dziewięć partii w moją prawie-ulubioną-grę to nie powód do narzekania, choćby skończyło się tylko na tych dziewięciu grach i niczym innym.
Plany na przyszłość: Ostatnio napisałem: "Zacząć ogrywać którąś z moich nowych drużyn z Guild Balla, czyli Rybaków lub Unię. Pograć więcej w This War of Mine. Rozłożyć w końcu Vasta na więcej osób". Udało się właściwie wszystko, chociaż This War of Mine było zdecydowanie za mało, zresztą Vasta oraz Rybaków i Unii też. W marcu raczej nie będę miał czasu na regularne granie, w związku z tym nie mam też planów. Wyjdzie, co ma wyjść.
Plany na przyszłość: Ostatnio napisałem: "Zacząć ogrywać którąś z moich nowych drużyn z Guild Balla, czyli Rybaków lub Unię. Pograć więcej w This War of Mine. Rozłożyć w końcu Vasta na więcej osób". Udało się właściwie wszystko, chociaż This War of Mine było zdecydowanie za mało, zresztą Vasta oraz Rybaków i Unii też. W marcu raczej nie będę miał czasu na regularne granie, w związku z tym nie mam też planów. Wyjdzie, co ma wyjść.
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz