Metody Marnowania Czasu: Co tam czytam? #13: The Batman Who Laughs | Joker: Killer Smile

sobota, 14 marca 2020

Co tam czytam? #13: The Batman Who Laughs | Joker: Killer Smile


Co tam czytam? to efekt chęci dzielenia się wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji. Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych, napisanych na szybko zdań, czasem o jednym tytule, czasem o kilku, o serii, albumie lub o pojedynczym zeszycie, tak często lub tak rzadko, jak będzie mi się chciało. Czyli pewnie rzadko.


The Batman Who Laughs [Scott Snyder & JOCK]

Ożeszwmordę. Pokazany po raz pierwszy w Dark Nights: Metal, pochodzący z innej rzeczywistości psychopatyczny Batman (oszalały po zabiciu Jokera i zarażeniu się toksyną wydzielaną przez jego zwłoki) odwiedza znane nam Gotham, by zabić "naszego" Bruce'a Wayne'a, po drodze dostarczając mu inne, martwe wersje Wayne'ów. Jest Snyder, jest JOCK, jest jeszcze jedna wersja Batmana, czyli uzbrojony po zęby, trzymający Gotham żelazną ręką i mordujący swoich przeciwników Grim Knight (The deadliest man alive. He's us if Joe Chill dropped the gun in the alley and we picked it up). Jakby tego było mało, znany nam Wayne również zaraża się toksyną Jokera i najprawdopodobniej wkrótce sam zostanie Batmanem, który się śmieje. Na razie przeczytałem trzy z sześciu zeszytów i napiszę tak: głupie to jak but, ale jako czysta rozrywka sprawdza się świetnie i bawię się przy tym komiksie jak małe dziecko.

Powyższy akapit na temat miniserii The Batman Who Laughs jest moją opinią sprzed kilku miesięcy, a jak po jej zakończeniu? Tak sobie. To znaczy, jest w porządku, dalej uważam, że czas poświęcony tej historii nie był stracony, bo generalnie bawiłem się przy niej świetnie, tyle że nie do końca. Wydaje mi się, że wyszłoby całości na dobre, gdyby było mniej zeszytów – kiedy czytałem te ostatnie, napięcie zdążyło siąść i, jeśli mam być szczery, już nie za bardzo interesowało mnie, jaki będzie finał. Może głównie przez to, że najlepsze były tu zaprezentowane już na samym początku interesujące pomysły (nawet niekoniecznie na śmiejącego się Batmana, bardziej na przykład koncepcja, że każdy Wayne z innej rzeczywistości stał się o wiele szczęśliwszy po zrezygnowaniu z przebieranek), ale to nie wystarczyło, żeby podtrzymać moją ciekawość na czas całej lektury. W skrócie: cieszę się, że znam, a wręcz polecam (choć sam się sobie dziwię), jednak z zaproszenia o treści The horror continues in Batman/Superman #1 raczej nie skorzystam. 
Joker: Killer Smile [Jeff Lemire & Andrea Sorrentino]

Znowu Joker? Ano znowu, ale rysuje Sorrentino, więc wiadomo, że nawet jeśli scenariusz zawiedzie, przynajmniej będzie na co popatrzeć. Nie żeby Lemire nie umiał pisać, ale przy szeroko rozumianych trykotach zdarza mu się chałturzyć (przy czym nie mówimy tutaj o jego autorskich komiksach), więc do lektury byłem nastawiony średnio entuzjastycznie. 

Jak wyszło? Cóż, doktor Ben Arnell podejmuje się wyleczenia Jokera – i jeśli już po przeczytaniu tego jednego zdania ktoś nie domyśli się, do czego to wszystko doprowadzi, będę bardzo zdziwiony. Przypuszczam jednak, że od samego początku wszystko jest jasne, a pierwsze strony miniserii natychmiast potwierdzają domysły czytelnika. To główny problem Killer Smile, bo poza tym trzeba przyznać, że całość jest opowiedziana całkiem sprawnie, ale też nie na tyle, żebym czymkolwiek się tu zachwycał. Bardziej ilustracjami, zresztą gdyby nie one, można byłoby sobie te trzy zeszyty spokojnie odpuścić. Właściwie i tak można, bo duet Lemire-Sorrentino tworzy również cykl Gideon Falls, gdzie rysownik niezmiennie zachwyca, zaś scenarzysta opowiada o wiele ciekawszą historię. O WIELE ciekawszą. 

Myślę, że za mniej więcej pół roku nawet nie będę już pamiętał, że w ogóle czytałem jakiś Killer Smile. Szkoda.

tekst: Michał Misztal 

PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u