Metody Marnowania Czasu: T.I.M.E Stories: Madame [recenzja]

sobota, 21 marca 2020

T.I.M.E Stories: Madame [recenzja]


Po trochę ponad trzech latach (bo rozpoczęliśmy naszą przygodę z T.I.M.E Stories jakoś w październiku 2016 roku) wreszcie dotarliśmy do finału. Nie ukrywam, że byłem bardzo ciekawy, jak to wszystko się skończy, tym bardziej, że przecież kolejne dodatki sukcesywnie rozbudowywały główny wątek, mnożąc pytania i jednocześnie skąpiąc graczom odpowiedzi. Wynikało z tego jasno, że całość wyjaśni się właśnie w Madame, prawda? PRAWDA?

Jeszcze mała uwaga: do tej pory pisałem o wszystkich oficjalnych scenariuszach, jednak pominąłem Bractwo Wybrzeża (choć prawdopodobnie i tak nikt nie zwrócił na to uwagi). Dlaczego? Sam się zdziwiłem, bo wcześniej zdarzało mi się odkładać recenzowanie ukończonych dodatków do T.I.M.E Stories, natomiast niedługo po przejściu Bractwa dotarło do mnie, że… niewiele z tego dodatku pamiętam. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało, bo i tematyka ciekawa, i grało się nam dość przyjemnie, z całym tym odwiedzaniem wysp i możliwością rozbudowywania swojego statku, ale dosłownie po kilku dniach w głowie zostało mi po tamtych skokach bardzo niewiele. Trudno, zdarza się.

W każdym razie: przed Bractwem Wybrzeża nieopatrznie trafiliśmy na kasztana o nazwie Accio Tempus, ale że nie był to dodatek oficjalny, nie ma co płakać. Wcześniej była jeszcze Aleja Gwiazd, scenariusz całkowicie ignorujący główny wątek, ale niech będzie, że było to uzasadnione. Tak czy inaczej, kiedy przyszło nam zagrać w Madame, naprawdę ucieszyłem się, że wreszcie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi.

No i jak?

– Po pierwsze, w naszym miejscu pracy coś jest nie tak. Zastajemy tam dziwny sprzęt, inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, zupełnie nowego szefa i, choć coś tu ewidentnie śmierdzi, wyruszamy na kolejną misję, na domiar złego mając do dyspozycji podejrzanie małą liczbę jednostek czasu. Wygląda jednak na to, że już niedługo dostaniemy wyjaśnienia, odpowiedzi, domknięcie poszczególnych wątków – co może pójść nie tak?

– Trafiamy do XVII-wiecznej Francji. Co kto lubi, dla mnie to jedno z mniej ciekawych miejsc, a trafialiśmy już choćby do szpitala psychiatrycznego, starożytnego Egiptu czy kilku alternatywnych rzeczywistości (na przykład fantasy w Proroctwie Smoków, plaga zombie w Sprawie Marcy). Wybrana lokalizacja może i nie jest czymś złym samym w sobie, problem polega na tym, że w scenariuszu niewiele się dzieje i trudno znaleźć w nim cokolwiek ekscytującego. Może i nie miałbym aż takich powodów do narzekania, gdyby była to jedna z przygód, które zaliczalibyśmy po drodze do zakończenia, jednak naprawdę dostaliśmy coś takiego w finale? Jednym z naszych epickich zadań było na przykład przetańczenie w odpowiedni sposób sali balowej. SERIO?

– W Madame wieje nudą. Chodzimy, odkrywamy kolejne karty, zazwyczaj spotykając kogoś, kto coś tam do nas mówi, ale ani nie zapada to w pamięć, ani, co gorsza, nie jest szczególnie istotne dla fabuły. Ponownie, jak w Tajemnicy Maski (choć na trochę innych zasadach) możemy zmieniać nosicieli, a robimy to głównie po to, żeby mieć dostęp do nieodkrytych wcześniej miejsc. Czyli: chodzimy sobie, „łapiemy” kolejne postacie jak pokemony, kończymy skok (bo, jak wspomniałem, za każdym razem dostajemy niewiele czasu), wybieramy nowe postacie, by odwiedzić nowe lokalizacje, gdzie łapiemy nowe postacie, kończymy skok i tak w kółko. Właściwie nie wiadomo, po co, za to im dalej, tym gorzej. Potwornie nudne, mało interesujące, smutne i po prostu przykre, że balon zbieranych przez lata oczekiwań zostaje przekłuty właśnie w taki sposób.

– Ale przecież przynajmniej dostajemy odpowiedzi, wiemy już, o co chodziło z całą tą walką frakcji, prawda? No właśnie nie. Pewnie w takim razie jesteście ciekawi, jak to jest w ogóle możliwe? Uwierzcie, sam nie wiem, jak można było coś takiego zrobić. Wyobraźcie sobie, że oglądacie serial – i że musicie płacić osobno za każdy epizod. Poszczególne odcinki są mniej lub bardziej interesujące, każdy trochę o czymś innym, ale łączy je jakaś główna tematyka, widać, że do czegoś to zmierza. Tylko że na końcu okazuje się, że wcale nie. Ostatni epizod całkowicie olewa oczekiwania widzów. I, zanim dotrze do was, co zrobili autorzy serialu, dostajecie reklamę kolejnych odcinków – dobrze wiecie, że będą już o czymś zupełnie innym, że główny wątek przepadł, ale hej, nieważne, przyjdźcie i znowu zapłaćcie. Bo tak właśnie kończy się ten „sezon”(?) T.I.M.E Stories: napisem but the adventure continues in SUMMER 2019! 

Madame to kpina z graczy. Rozwiązanie zagadki, całkowicie nieudana epickość finału, samo to, co musimy w tym dodatku zrobić i sposób, w jaki niby mamy dojść do rozwiązania, to jakiś żart. Kpina, bo wcześniejsze scenariusze wyraźnie dawały do zrozumienia, że chodzi tu o coś więcej, o jakiś szerszy obraz, podczas gdy nigdy tak nie było. Kpina z sześcianami. Zastanawialiście się przez kilka lat, po co właściwie je zbieraliście? Poczekajcie, aż dowiecie się, co trzeba z nimi zrobić i czy to, że w poprzednich scenariuszach na jakiś trafiliście (bo, jeśli dobrze kojarzę, dało się też po prostu ich nie znaleźć?), ma jakiekolwiek znaczenie. Pamiętacie wybór, jakiego musieliście dokonać w Świetle wiary (choć „dokonać” nie jest w pełni odpowiednim słowem, zresztą odsyłam do recenzji dodatku)? Jeśli myśleliście, że teraz poniesiecie konsekwencje tamtej decyzji, cóż, nie mam dla was dobrych wiadomości. No i jeszcze niedziałający kod QR – i to nie tylko w polskiej wersji. Choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę czekającą na nas po ręcznym wklepaniu odpowiedniego adresu "nagrodę", może to i lepiej, że nie działał?

– Mam dzięki T.I.M.E Stories całkiem sporo dobrych wspomnień, ale co z tego? Po zderzeniu się z Madame odnieśliśmy bardzo przykre wrażenie, że robiliśmy to wszystko (wykonywanie kolejnych misji, decyzje, skupianie się na czymkolwiek poza fabułą konkretnego dodatku) po nic. Teraz już wiem, że tytuł ten zyskałby wiele, gdyby był po prostu zbiorem luźnych, pojedynczych, niezwiązanych ze sobą w żaden sposób przygód (ale może wtedy sprzedaż wyglądałaby trochę gorzej, na zasadzie: "Nie interesuje mnie fantasy, więc mogę bez problemu olać Proroctwo Smoków" – przecież tak długo sprytnie wmawiano graczom, że każdy ze scenariuszy to tylko część większej całości). Gra o podróżach w czasie była swego czasu dość wysoko na liście moich ulubionych gier (w 2018 roku nawet na 15 miejscu), ale teraz poleciała na łeb, na szyję. Wiem, że mogą to jeszcze zmienić pojedyncze scenariusze (oficjalne lub fanowskie) i nie wykluczam, że spróbuję, ale nie pamiętam, kiedy byłem aż tak zniesmaczony po zagraniu w planszówkę. Do teraz nie wierzę, że można było to aż tak spieprzyć.

Madame zdecydowanie odradzam, choć wiem, że jeśli ktoś zaczął „kampanię” (taki żart) w T.I.M.E Stories, mimo wszystko pewnie będzie chciał zobaczyć na własne oczy, jak będzie wyglądało zakończenie. Może nawet ktoś ten scenariusz polubi, choć nie wiem, z jakiego powodu. Nawet, jeśli można trafić tu na jakieś przebłyski dobrych pomysłów, ten dodatek to niestety jeszcze większy kasztan od nieoficjalnego Accio Tempus.

tekst: Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u