Metody Marnowania Czasu: Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 6/23 (14): Chainsaw Man: Buddy Stories | Nimona | Pasożyt, tom 6 | Saga winlandzka, tom 4 | Summer Time Rendering, tom 1 | Tokyo Ghoul, tom 7

niedziela, 5 lutego 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 6/23 (14): Chainsaw Man: Buddy Stories | Nimona | Pasożyt, tom 6 | Saga winlandzka, tom 4 | Summer Time Rendering, tom 1 | Tokyo Ghoul, tom 7

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.


CHAINSAW MAN: BUDDY STORIES [Sakaku Hishikawa & Tatsuki Fujimoto | Waneko]: W zasadzie nie interesują mnie takie rzeczy jak opowiadania o komiksowych postaciach... ale to Chainsaw Man. Kocham i biorę wszystko, a na 12 tom czekam jak pojebany. Mam od mojej Magdy pluszowego Pochitę, oboje mamy człowiekopiłomechaniczne bluzy, ona z Makimą, ja z Pochitą. Zastanawiam się nad tatuażem z Pochitą. Wiecie, rozumiecie. I, obiektywnie, to, co się tutaj znalazło, jest bardzo takie sobie, nic specjalnego i można sobie ten dodatek do mangi odpuścić (a jeśli jeszcze nie zna się całości, w zasadzie trzeba, bo można się nadziać na okrutną niespodziankę zdradzającą zbyt wiele zbyt wcześnie). Autor jedzie tu bardzo bezpiecznie: bierze jakiś motyw czy relacje postaci z oryginału i rozbudowuje to, tworząc dłuższy tekst, niewiele dodając od siebie. Parę razy się zaśmiałem (nie tylko z powodu jednej czy dwóch literówek), ucieszyłem się, że mogę spędzić trochę więcej czasu z Makimą, Denjim, Power, Akim, Himeno i resztą, ale to tyle. Z drugiej strony, gdyby wyszło takie Buddy Stories 2, od razu biorę, znowu: bo to Chainsaw Man. Im dłużej myślę o tej serii, tym bardziej uwielbiam całość, nawet jeżeli już wcześniej byłem przekonany, że tomy 1-11 to jedna z najlepszych opowieści, jakie poznałem w życiu, nie tylko w komiksach, ale w ogóle. Czy polecam? Wychodzi na to, że niby nie, ale jednak tak.


NIMONA [N.D. Stevenson | We need YA]: Zaczęło się od okładki, bo chyba każdy reaguje czasem tak, że po zobaczeniu ilustracji ma nagle takie "BUM!  jestem zainteresowany!". Potem naczytałem się o tych wszystkich nagrodach, jakie otrzymała Nimona, no i wiadomo: w takiej sytuacji bierze się do ręki komiks, oczekując czegoś co najmniej bardzo dobrego, a nie przereklamowanego kasztana.

Nimona to fantasy, ale takie nie do końca typowe, bo znajdziemy tu zarówno rycerzy i smoki, ale też telewizję oraz Internet. I generalnie jest zabawnie, z tym że komiks przemyca też sporo poważniejszych treści, ale na szczęście robi to nienachalnie, bez wciskania czytelnikowi w gardło gotowych odpowiedzi czy pokazywania mu, jak ma myśleć. Niewiele rzeczy jest tutaj prostych. Jasne, Instytut Porządku Publicznego i Bohaterstwa to ci źli, ale taki na przykład pracujący dla nich Ambrozjusz Złotobiodry niekoniecznie popiera wszystko, co robią, a jego historia jest dużo bardziej skomplikowana, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Lord Ballister Czarneserce, "arcyłotr pragnący zemsty", to nie taki znowu arcyłotr, bo w zasadzie robi sporo rzeczy w słusznej sprawie, tyle że niekoniecznie stosując odpowiednie metody. Nic tutaj nie jest proste. Tytułowa Nimona, zmiennokształtna dziewczyna chcąca zostać łotrzycą, choć ma za sobą trudną przeszłość i jest przesympatyczna, jednocześnie bywa bezlitosną maszyną do zabijania, przez co kibicowanie jej i Ballisterowi nie jest taką bezdyskusyjną sprawą. Niby mamy tu sporo zabawnych scen, ale na tym się ten komiks nie kończy, bo dostajemy złożone i niejednoznaczne postacie oraz kilka cięższych, dobrze rozegranych momentów. I świetne zakończenie. Wyciąłbym jedynie dwie strony epilogu, bo wolałbym, żeby pewne poniekąd oczywiste rzeczy zostały niedopowiedziane, tak byłoby moim zdaniem ciekawiej. 

Super opowieść, a okładka nie kłamała – Nimona jest świetnie zilustrowana. Kadry są dość proste, ale urocze i czuje się, że wszystko znajduje się tu na swoim miejscu. Postacie są bardzo fajnie zaprojektowane. Trochę spodziewałem rozczarowania, bo tak zazwyczaj działa nadmiar atakujących zewsząd pochwał, ale nie, na szczęście wyszło tak, że mogę ten tytuł jedynie polecić.


PASOŻYT, tom 6 [Hitoshi Iwaaki | Studio JG]: W Pasożycie niby nic nowego,  ale nie w tym sensie, że jest nudno i seria przestała zaskakiwać, ale właśnie na odwrót, ciągle dowiadujemy się czegoś nowego na temat istot opanowujących ciała ludzi oraz ich działań. A jednocześnie wciąż nie wiemy, skąd się wzięli, przy czym Hitoshi Iwaaki powoli zaczyna dawać czytelnikowi do zrozumienia, że zbliża się czas pokazania nam, co i jak. Nic dziwnego, w końcu, o ile się nie mylę, zostały nam jeszcze cztery tomy. Muszę przyznać, że po lekturze piątego mój entuzjazm trochę przygasł, ale tutaj znowu dostajemy sporo dobrych rzeczy. Co prawda mam wrażenie, że najlepsze w tej mandze, czyli sam początek, gdy nie wiedzieliśmy jeszcze właściwie niczego, już za nami, ale i tak wciąż jest dobrze, więc jeśli cała reszta będzie na takim poziomie, jak ten tom, nie będę narzekał.


SAGA WINLANDZKA, tom 4 [Makoto Yukimura | Hanami]: Saga winlandzka to nadal widowiskowe połączenie brutalności z intrygami politycznymi oraz interesujący rozwój postaci, ale to, co Makoto Yukimura zrobił tu pod koniec, to jest coś pięknego. Bo przez cały czas mieliśmy tutaj nietypową relację: Thorfinn chciał zemścić się na Asekladdzie za zamordowanie swojego ojca, jednak miał zamiar zabić go w uczciwym pojedynku. Do tej pory za każdym razem przegrywał, a następnie musiał zasłużyć na kolejne podejście, w międzyczasie współpracując ze swoim znienawidzonym wrogiem, a nawet ratując mu życie. Było to dość oryginalne samo w sobie, ale zakończenie tego wątku jest najlepszym, co wydarzyło się w tej mandze do tej pory, a dwa finałowe rozdziały sprawiły, że nie mogę doczekać się dalszego ciągu.

No i, niestety, już tradycyjnie: problemy z polskim wydaniem. W drugim tomie były to błędy ortograficzne i literówki na ostatniej stronie okładki, w trzecim sytuacja pod tytułem spis treści sobie, a strony w środku komiksu sobie, z kolei tutaj mamy na przykład zdanie "Oni tylko się tylko obijają i nam dokuczają!" lub, jeszcze lepsze, "Jesteś pewien, że ich wszystkich sprzedaż, Halldórze?". Czyli od kilku tomów zawsze coś. Hanami, ja wasze mangi lubię, mam ich trochę na półce, mam kilka rzeczy od was w kolejce komiksów do przeczytania (Samotny wilk i szczenię, pierwszy i drugi Poranek ściętych głów) i będę dalej kupował wasze tytuły, które mnie zainteresują, ale takie coś po prostu wkurwia, bo to naprawdę wygląda tak, jakby nikomu nawet nie chciało się tego sprawdzić. 


SUMMER TIME RENDERING, tom 1 [Yasuki Tanaka | Waneko]: Z okładki mangowy romans, z reklamy "dramat, horror, tajemnica, supernatural, shonnen". Shinpei wraca po kilku latach na Hitogashimę, swoją rodzinną wyspę, by wziąć udział w pogrzebie zmarłej przyjaciółki z dzieciństwa. Niby utonęła, próbując uratować komuś życie, ale na jej szyi znajdują się ślady wskazujące na to, że została uduszona. Wkrótce potem zaczynają dziać się jeszcze dziwniejsze rzeczy, dostajemy tutaj trochę (uwaga, zdradzam początkowe założenia serii) potworów podszywających się pod ludzi oraz, na razie z niewyjaśnionych przyczyn, trochę Dnia świstaka. Główny bohater musi rozwiązać zagadkę, skąd wzięły się dziwne istoty nazywane cieniami, przy czym nie może nikomu zaufać, bo nie wiadomo, kto jest człowiekiem, a kto jedynie udaje, by zaatakować w dogodnej chwili. Cała historia jest nieźle złożona i ma potencjał, więc pewnie kiedyś do niej wrócę i sprawdzę dalszy ciąg, ale jednocześnie jakoś mnie ten początek nie porwał, więc raczej nie nastąpi to bardzo szybko. Bez konkretnej przyczyny, po prostu tak już mam, że mangi raczej rzadko kupują mnie z miejsca, dlatego zazwyczaj biorę od razu dwa tomy. Tutaj tak się nie stało, przez co nie zdążyłem przywiązać się do postaci ani wciągnąć w fabułę, więc dalszą zabawę z Summer Time Rendering odkładam na później.


TOKYO GHOUL, tom 7 [Sui Ishida | Waneko]: Miałem rację, pisząc o tym, że Kaneki ma coraz większe problemy – nawet nie wiedziałem, jak bardzo. Siódma odsłona Tokyo Ghoula jest najbrutalniejszą z dotychczasowych. Rzeczy, które drażniły mnie w tej serii (za dużo postaci, nie zawsze w pełni czytelne sceny walk) wciąż są tu obecne, ale to, co do tej pory chwaliłem (ciekawy świat i sposób, w jaki stopniowo podaje się nam jego kolejne fragmenty, większa, ukryta gdzieś w tle tajemnica, barwni bohaterowie) też nie zniknęło. Trochę rozwadnia mi się tu początkowe założenie tej mangi, czyli wewnętrzne starcie ghoul kontra człowiek u Kanekiego i próba pogodzenia ze sobą tych dwóch światów, a to dlatego, że autor cały czas dodaje nowe wątki. Wątki wciągające, ale wydaje mi się, że w końcu trzeba będzie przestać dorzucać do gara i skupić się na rozwijaniu tego, co już jest i znakomicie działa, więc szkoda byłoby zepchnąć to na drugi plan.

tekst: Michał Misztal

PSSST! Inne teksty o komiksach: [recenzje i inne takie] [autorzy] [serie] [wydawnictwa]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u