Metody Marnowania Czasu: The League of Extraordinary Gentlemen Volume 3: Century: 2009 [Alan Moore & Kevin O'Neill] [recenzja]

wtorek, 16 października 2012

The League of Extraordinary Gentlemen Volume 3: Century: 2009 [Alan Moore & Kevin O'Neill] [recenzja]

No i doczekaliśmy finału. Mam wrażenie, że po lekturze roku 2009 czytelnicy rozczarowani poprzednimi częściami Stulecia i tak nie zmienią swojej opinii, że Liga Niezwykłych Dżentelmenów skończyła się na drugim tomie. Bo to właściwie te same wątki, ten sam sposób opowiadania, co w latach 1910 i 1969, nowi (albo uwspółcześnieni) bohaterowie i bliższe naszym czasom nawiązania do cudzej twórczości. Ja też tęsknię za młodym kapitanem Nemo, Niewidzialnym Człowiekiem i doktorem Jekyllem (oraz jego mroczną stroną), ale mimo to cały czas broniłem Century. A jak wygląda to po lekturze ostatniego zeszytu?

Wcześniej wspominałem o tym, że w nowym stuleciu Liga jest rozbita i nie radzi sobie za dobrze z przeciwnościami. W porównaniu z rokiem 2009 radziła sobie rewelacyjnie. Teraz właściwie już jej nie ma. Został sam długowieczny i zmieniający płeć Orlando, po zniknięciu Miny Murray i odejściu od Allana Quatermaina niezbyt zajęty ich wcześniejszą misją, czyli odnalezieniem i powstrzymaniem Antychrysta przed zniszczeniem świata. Na samym początku finałowej części Stulecia wraca z kolejnej wojny, odznaczony za bycie jedynym żołnierzem, który wyszedł cało z masakry na polu bitwy (armia nie wie, że spowodował ją sam Orlando). Po powrocie do dawnej kwatery głównej swojej grupy zostaje niespodziewanie odwiedzony przez Prospero, polecającego mu jak najszybciej reaktywować Ligę i odnaleźć Antychrysta, którego narodziny nie zostały udaremnione w roku 1969. Orlando jeszcze raz podejmuje się porzuconego wcześniej zadania.
Tutaj mała dygresja: może się powtarzam, ale naprawdę nie wiem, jak polski czytelnik ma rozumieć pewne wydarzenia lub nagłe pojawianie się niektórych postaci bez wcześniejszego przeczytania Black Dossier. Szkoda, że nie istnieje rodzima wersja tej części, bo brak znajomości zawartych tam wątków momentami naprawdę utrudnia śledzenie fabuły i na pewno w dużym stopniu przyczynia się do negatywnych opinii na temat Stulecia.

Jak wygląda finał? Pomimo całej mojej wcześniejszej obrony wchodzących w skład Century odcinków, muszę przyznać, że czytając o kończącym drugi tom starciu The League... z Marsjanami Wellsa byłem o wiele bardziej zaangażowany w lekturę i dużo bardziej interesowało mnie, co wydarzy się za chwilę. Pomijam fakt, że w Stuleciu dostrzegam znacznie mniej nawiązań i aluzji niż wcześniej, a rozumiem znacznie mniej, bo to nie wada komiksu, tylko mojego braku rozeznania w temacie. Gdybym nie zajrzał do Internetu, nawet nie wiedziałbym, kim jest pokazany w Lidze Antychryst. Nigdy nie czytałem tych książek ani nie oglądałem żadnego z filmów na ich podstawie. Moore, nie mając praw autorskich do wielu współczesnych pokazanych przez niego postaci, też musiał być bardziej ostrożny niż wcześniej i nie mógł podawać pewnych rzeczy w oczywisty sposób. Ale głównym problemem jest sam ostateczny przeciwnik, pozbawiony ikry i tak mało interesujący, że walka z kimś takim nie wydaje się odpowiednim zakończeniem tak dobrej serii.
Wystarczy wspomnieć (być może zdradzam ważne dla komiksu wydarzenie, więc jeśli ktoś nie chce mieć zepsutej niespodzianki, proszę nie czytać dalszej części tego zdania), że w pewnej chwili Antychryst Moore'a walczy z jednym z przeciwników strzelając błyskawicą ze swojego penisa. Naprawdę. Nie oskarżałbym tu scenarzysty o brak pomysłów, obstawiam, że robiąc z głównego przeciwnika swoich bohaterów kogoś tak niedorzecznego i kretyńskiego, być może chciał pokazać swoją opinię na temat wartości literackiej książek z jego udziałem. W pewnej chwili Oliver Haddo stwierdza: You know, you really are a tremendous disappointment to me. You're banal: a banal magician. A banal Antichrist... and I've run out of bodies to borrow. Nie zmienia to jednak faktu, że kończąca serię walka oraz jej wynik nie do końca spełniają moje oczekiwania.

Spodziewałem się po prostu czegoś o wiele bardziej hucznego, ale nadal obstaję przy tym, że Century to trzy świetne komiksy, a seria jest genialna jako całość. Szkoda, że to już koniec, choć z jednej strony Moore wspominał coś o Tales of The League of Extraordinary Gentlemen, więc, o ile to nadal aktualne, jest nadzieja, że jeszcze nie żegnamy się z niektórymi z bohaterów, a z drugiej, pewne słowa Olivera Haddo zdają się zostawiać otwartą furtkę do ewentualnej kontynuacji. Na pewno nie obraziłbym się, gdyby jednak powstała.

3 komentarze:

  1. UWAGA MOŻLIWY SPOILER!!!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Potter, bo o nim zapewne mowa, to bohater genialnej serii książek. Myślę, że Moore czytał i mu się podobały. To już kanon brytyjskiej literatury, tak samo jak Alicja, Władca pierścieni, czy Opowieści z Narnii.
    Nie wierzę, że Moore`owi się nie podobało dzieło Rowling. Np. taki Stephen King bardzo ceni Harry`ego Pottera, a Ty szybko nadrób, bo wstyd:-)

    Ja uważam, że Poter posiada jedno z najlepszych zakończeń, z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia.
    Arcydzieło, tak jak Władca. I klasę lepsze od Narnii.

    Z trylogii Ligi czytałem tylko pierwszy tom i faktycznie w mojej ocenie nie umywa się do dwóch pierwszych komiksów o Lidze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście Potter zawsze przez dwa "t". Literówka;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak napisałem, "być może chciał pokazać swoją opinię". Nie znam ani opinii scenarzysty, ani samych książek, więc nie wiem, jakie są i co myśli o nich Moore. Za to na pewno jego wersja Pottera to przygłup i postać niegodna finału takiej serii.

    A na takie nadrabianie jakoś nie widzę zbyt wielkich szans, od kilku lat jakoś nie mogę strawić fantasy. Ale to wie, może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń

stat4u