Oczami wyobraźni widzę ludzi, którzy po przeczytaniu kilku stron którejś części Ołtsajdersów Pawła Gierczaka z niesmakiem odłożą ten komiks na półkę, nazywając go wulgarnym i skrajnie chamskim. Nie będą pozbawieni racji. Stan słownictwa bohaterów opowieści Gierka rzeczywiście jest opłakany, zaś sami bohaterowie zajmują się przede wszystkim waleniem w kocioł. Takie tam osiedlowe historie zaprezentowane bez jakichkolwiek hamulców czy finezji. Czy w ogóle warto je czytać?
Jeżeli ktoś nastawia się właśnie na finezję, skomplikowane dialogi, przemyślany scenariusz, zwroty akcji oraz niesamowite wątki, to nie. Ucieszyć może chyba tylko szczegółowa, nieestetyczna, kojarząca się z zinową chęcią wyżycia się i naparzania do upadłego kreska. Nie jestem jednak pewny, czy ucieszy ona właśnie czytelników oczekujących finezji. Tacy mogą sobie serię Ołtsajders podarować, nie jest ona zresztą adresowana do nich.
Zarówno Reaktywacja jak i Chrzest ognia to takie pocztówki z Radomia, w których niekoniecznie chodzi o to, by pokazać niesamowite wydarzenia (choć kilka niemal niewiarygodnych opowieści się tu znajdzie), ale bardziej o przedstawienie wspomnianego chamstwa, życia ludzi spędzających czas przede wszystkim na piciu piwa pod hurtownią – z jednej strony z dystansem, z drugiej dosłownie i bez ogródek.
Nie ma tu dodatku w postaci przemyśleń autora czy refleksji na temat przedstawianych sytuacji; wnioski trzeba wyciągnąć sobie samemu. A jest z czego – w zeszytach zmieściło się trochę historii, również w postaci prozy. Tutaj akurat znaleźć można same dialogi ze znikomą ilością narracji, z której można dowiedzieć się głównie tego, że któraś z opisywanych wcześniej postaci już nie żyje, co zawdzięcza prowadzonemu przez siebie trybowi życia.
Ołtsajders to nie wybitny komiks obyczajowy. Daleko cyklowi Gierczaka do Osiedla Swoboda – to pierwsza rzecz, z jaką może kojarzyć się Reaktywacja czy Chrzest ognia. Nie do końca słusznie. Autor świetnie radzi sobie na swoim własnym polu i spełnia wyznaczony sobie cel.
Widzę to tak: w czasie spotkań ze znajomymi z innych miast czasem lubię powymieniać się slangiem, usłyszeć, kto jak mówi w swoim regionie i pchnąć dalej kilka tekstów od siebie. Gierczak robi to samo dzięki Ołtsajdersom – przedstawia swoje podwórko, nie zwracając uwagi na to, że niektórzy raczej nie chcieliby wiedzieć o jego istnieniu.
No i dobrze.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz