Album Ms Marvel: Niezwykła, jak wiele komiksowych wydawnictw, zapowiadany jest (patrz: okładka) jako hit i coś wyjątkowego. Taka deklaracja pozwala przypuszczać, że czytelnik będzie miał do czynienia z historią superbohaterską w dość niecodziennej oprawie. Protagonistka opowieści G. Willow Wilson (scenariusz) i Adriana Alphony (ilustracje) jest bowiem muzułmanką, która…
Napiszę od razu: na stwierdzeniach „bohaterka” i „muzułmanka” kończy się „wyjątkowość” tego tomiku. Niemal cała reszta jest boleśnie szablonowym komiksem o uczennicy, która w niewyjaśniony sposób otrzymała nadludzkie zdolności, a teraz musi ukrywać swoją nową tożsamość oraz sprostać starej dewizie „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”.
To wszystko już było i o ile mógłbym wybaczyć podobne rozwiązania fabularne (sympatyczne czytadła takie jak Niezwykła są niezaprzeczalnie potrzebne), o tyle nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś stara się mi wmówić, iż mam do czynienia z czymś nietuzinkowym. Bo choć Wilson w dość interesujący sposób uwypukla „muzułmańskość” Kamali Khan (tak nazywa się nowa Ms Marvel), to sens gubi się w schematyczności scenariusza.
Kamala otrzymuje tajemnicze zdolności. Próbuje nad nimi zapanować, jednocześnie zmagając się ze szkołą, rodzicielskimi zakazami oraz konfliktami ze znajomymi. Ratuje komuś życie, po czym wplątuje się w intrygę, za którą (najwyraźniej) stoi Główny Zły. Oczywiście, protagonistka nie jest jeszcze gotowa na decydujące starcie, musi więc trenować. Krótko mówiąc: Niezwykła to klisza. Gdyby streścić tę historię bez podawania imion występujących w niej postaci, czytelnicy obeznani z superbohaterską pulpą mogliby przekrzykiwać się jeden przez drugiego, zgadując, o jaki komiks chodzi.
Wspomnę jeszcze o braku logiki: kiedy Kamali nie udaje się sprostać pewnemu zadaniu, zaczyna ćwiczyć kontrolowanie swoich mocy. Nigdzie nie podano, ile ów proces trwa, jednak wiele wskazuje na to, że trening zajął jej trochę czasu. Kiedy dziewczyna znów trafia do miejsca swojej wcześniejszej porażki, wydaje się, że nic nie uległo zmianie – jakby pod nieobecność panny Khan przebywający tam ludzie przestali istnieć, choć (jakżeby inaczej) możemy odnieść wrażenie, że Ms Marvel dociera do celu w ostatniej chwili.
Opowieść podlana została gęstym sosem dziwacznego (dla mnie), bodajże młodzieżowego slangu i określeń takich jak „bosz”, „gibka dziewojo” czy – moje ulubione – „ahaś”. Do lekkostrawnej całości bardzo pasują rysunki Alphony: stylowe, z charakterem, gdzieniegdzie wręcz karykaturalne, z uproszczonymi postaciami na drugim planie. Ilustracje ogląda się z przyjemnością i trzeba przyznać, że dobrze odpowiadają one konwencji.
Komu zatem przypadnie do gustu recenzowany komiks? Odbiorcom, którzy jeszcze nie czytali zbyt wiele o trykociarzach – tym mniej wymagającym, jak i szukającym prostego, sympatycznego, niezobowiązującego czytadła. O ile nie będzie im przeszkadzał infantylny język bohaterów i naiwność historii. Z dużą dozą prawdopodobieństwa seria duetu Wilson/Alphona rozminie się jednak z oczekiwaniami osób spragnionych wyjątkowego komiksu o superbohaterce wyznającej nietypową dla trykociarzy religię.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz