Tym razem wydawnictwo Egmont Polska sięgnęło po nieco starszą opowieść z uniwersum Batmana, co jest miłą odmianą po nie do końca udanych tytułach sygnowanych logiem Nowego DC. Starszą nie tylko pod względem daty publikacji, ale także chronologii przygód Mrocznego Rycerza. Człowiek, który się śmieje przedstawia bowiem pierwsze spotkanie obrońcy Gotham z demonicznym Jokerem.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ed brubaker. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ed brubaker. Pokaż wszystkie posty
sobota, 1 stycznia 2022
wtorek, 4 czerwca 2019
Catwoman: Pod presją [Ed Brubaker, Paul Gulacy & Jimmy Palmiotti] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
batman,
catwoman,
dc,
ed brubaker,
egmont,
jimmy palmiotti,
komiksy,
paul gulacy,
recenzje
Posted by
Michał Misztal
Na tropie Catwoman oraz Nie ma lekko były niezłymi albumami prezentującymi przygody Kobiety-Kot, szczególnie ten drugi. Selina Kyle została przedstawiona przez Darwyna Cooke’a i (przede wszystkim) Eda Brubakera w nie do końca typowy dla tej protagonistki sposób: obaj scenarzyści położyli nacisk na związki z jej dzielnicą, East Endem, oraz jej mieszkańcami. Catwoman pomagała tam potrzebującym, którzy nie wzbudzali zainteresowania policji ani nawet samego Batmana, jak choćby mordowane prostytutki. W efekcie dostaliśmy dwa bardzo ciekawe komiksy, niby superbohaterskie, ale jednak mówiące bardziej o zwykłych ludziach, nie zaś herosach w kolorowych trykotach. Niby nie zapowiadające szczególnie trudnych tematów, a w środku zaskakujące poważnym wydźwiękiem historii o wspomnianych prostytutkach lub dzieciach zmuszanych do przemytu narkotyków.
niedziela, 22 października 2017
Catwoman: Nie ma lekko [Ed Brubaker & Cameron Stewart] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
batman,
cameron stewart,
catwoman,
dc,
ed brubaker,
komiksy,
recenzje
Posted by
Michał Misztal
Na tropie Catwoman to był całkiem sympatyczny komiks, który dobrze wspominam. Kobieta-Kot została w nim przedstawiona jako połączenie superbohatera i kogoś na kształt działaczki społecznej. Zarówno w masce, jak i bez niej, pomagała potrzebującym, najczęściej ignorowanym przez stróżów prawa czy samego Batmana – takim jak mordowane prostytutki. Moimi ulubionymi fragmentami tamtego albumu były epizody pisane przez Eda Brubakera, zaś tom Nie ma lekko to niemal w całości właśnie jego scenariusze. Świetnie się składa, bo przecież autor między innymi wydanych w Polsce serii Velvet oraz Fatale to sprawdzona marka.
Catwoman w dalszym ciągu chce, żeby na East Endzie, jej dzielnicy, działo się jak najlepiej, na co poświęca masę pieniędzy oraz czasu. Może się wydawać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, ale tajemniczy przeciwnicy chcą jej w tym przeszkodzić. Okazuje się, że część adwersarzy robi to nie tylko dlatego, że Kobieta-Kot utrudnia przestępcom czerpanie zysków z nielegalnej działalności, ale też z osobistych pobudek. Selina Kyle może stracić to, co jest dla niej najważniejsze, akurat kiedy pozornie wychodzi na prostą.
Polska edycja Nie ma lekko to spory tom w twardej oprawie. Solidna cegła, i taki właśnie jest też cały album. W zalewie rewelacyjnych i bardzo dobrych opowieści obrazkowych słowo "solidny" może nie wydawać się wystarczającą rekomendacją, ale zawarte w tym wydaniu przygody Catwoman czyta się i ogląda świetnie. Komiks raczej nie zmieni życia choćby jednego czytelnika, za to jest ponadprzeciętnie dobry w kategorii "przyjemne czytadło". I w żadnym wypadku nie jest to w moich oczach określenie deprecjonujące. W czasie lektury naprawdę można być pod wrażeniem tego, jak dobrze pisze Brubaker, oczywiście dopasowując się do ograniczeń DC (scen rodem z Fatale tu nie uświadczymy), ale i tak zaskakując gdzieniegdzie mocniejszymi scenami. Przelatuje się przez tę historię niezwykle gładko, odczuwając przy tym wielką frajdę. Podobnie jest z kadrami, którymi zajęło się całkiem sporo rysowników na czele z Cameronem Stewartem. Umówmy się, album nie wygląda nie wiadomo jak niesamowicie, ale przy oglądaniu go nikogo nie zabolą oczy, a i na brak spójności ze scenariuszem nie ma co narzekać.
Było dobrze już w Na tropie Catwoman, w Nie ma lekko jest jeszcze lepiej. Komiks może nie jest zachwycający, ale oferuje nadal świeże spojrzenie na postać Kobiety-Kot, kontakt z szarymi mieszkańcami Gotham (a nie tylko tymi w pelerynach, aczkolwiek nie zabrakło wątków typowo superbohaterskich) oraz interesujące przygody głównej bohaterki wraz z jej towarzyszami. W dodatku album nie zamyka wszystkich wątków, dzięki czemu już wiem, że prędzej czy później czeka mnie powrót na East End – i bardzo dobrze.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu
niedziela, 15 stycznia 2017
Velvet: Tajne życie umarlaków [Ed Brubaker & Steve Epting] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
steve epting,
velvet
Posted by
Michał Misztal
Kiedy czytałem Velvet w oryginale, w trakcie historii The Secret Lives of Dead Men jeszcze nie wiedziałem, ile zostało odcinków do końca serii stworzonej przez Eda Brubakera (scenariusz) i Steve’a Eptinga (ilustracje). Sądziłem, że będziemy mieć do czynienia z bardziej rozbudowaną fabułą, tymczasem okazało się, iż po lekturze drugiego tomu czytelnik jest już w dwóch trzecich całej opowieści. Tyle że (jak na razie) wcale się tego nie czuje.
Tajne życie umarlaków to typowy ciąg dalszy cyklu, nie przynoszący spektakularnych zmian. Podobnie było z pisaną przez Brubakera Fatale, jednak tam powtarzalność wątków mogła w pewnej chwili nużyć. W przypadku Velvet na szczęście nie ma takiego problemu. Akcja konsekwentnie brnie do przodu, zaś autorzy dają nam świetną historię szpiegowską, jakiej nie powstydziłby się niejeden uznany twórca książek czy filmów z tego gatunku.
Pani Templeton wciąż próbuje rozwikłać zagadkę spisku wewnątrz agencji, dla której pracuje, balansując między rolą myśliwego i ofiary. Scenarzysta umiejętnie zaskakuje odbiorcę i zasypuje go licznymi ciekawymi pomysłami, dialogami oraz bardzo udaną narracją. Pod tym względem Tajne życie umarlaków nie oferuje niczego nowego, niemniej w recenzowanym tomie jeszcze lepiej poznajemy protagonistkę, jej przeszłość oraz bezpardonowe metody działania, zapewniające niezwykle interesującą, trzymającą w napięciu lekturę. A Steve Epting ponownie staje na wysokości zadania, bezbłędnie ilustrując sceny walk, sekwencje rozmów oraz realistycznie ukazując wygląd bohaterów.
Velvet jest udaną serią, zdecydowanie godną polecenia, zaś jej objętość sprawia, że nie będzie tytułem trudnym do skompletowania. Widać, że autorzy „czują” swoją opowieść i że (patrząc na ich wcześniejsze wspólne dokonania) dobrze im się ze sobą pracuje. Dlatego Tajne życie umarlaków powinno przypaść do gustu wszystkim miłośnikom solidnie skrojonych fabuł sensacyjno-szpiegowskich.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru
czwartek, 25 sierpnia 2016
Fatale: Klątwa dla demona [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
fatale,
image,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
sean phillips
Posted by
Michał Misztal
Było dobrze, ale wszystko, co dobre, szybko się kończy – Klątwa dla demona to już ostatni tom serii Fatale. Jeżeli ktoś czytał recenzje czterech poprzednich, wie, że Brubaker i Phillips dali nam niezwykle udany cykl z właściwie tylko jedną poważniejszą wadą: męczącą od pewnego czasu powtarzalnością wątków. Czytaliśmy to samo, tyle że w innych epokach, niekiedy z nieco innymi postaciami. Wszystko świetnie napisane, ale jednak czekało się na jakiś przełom. Czy nastąpił w ostatniej części?
Siłą rzeczy nie może być inaczej, pytanie tylko, czy jest to przełom, na który liczyliśmy. W finale Josephine i Nicholas Lash wyruszają na swoją ostatnią misję, mającą rozwiązać wszelkie problemy głównej bohaterki lub ostatecznie ją zgubić. Cały album Klątwa dla demona kręci się właściwie wyłącznie wokół tego wątku, jak zwykle przy okazji dając nam kilka retrospekcji. Wygląda to więc bardzo standardowo jak na Fatale i rzeczywiście takie jest – pod tym względem nie ma zaskoczenia. Właściwie nie ma go wcale, bardzo mało rzeczy w tym tomie jest niespodzianką albo czymś zupełnie nowym. Na szczęście nie zmienia to faktu, że autorzy po raz kolejny zaserwowali nam świetnie napisaną i narysowaną historię.
Spomiędzy powyższych zdań może wyzierać lekki niedosyt i faktycznie: chciałoby się czegoś więcej, o wiele mocniejszego uderzenia na koniec. Przede wszystkim dlatego, że dwie poprzednie części, Na zachód od piekła i Modlitwa o deszcz tylko wzmagały poczucie, że Fatale zbyt długo stoi w miejscu. Jestem jednak w stanie zaakceptować to, jak zakończył się cykl Brubakera i Phillipsa. Choć miałem większe oczekiwania co do samego finału, zalety nadal zdecydowanie przeważają. Cała piątka tomów jest warta uwagi, a pierwsze dwa zapamiętałem jako rewelacyjne. Wszystkie części obfitują w niesamowicie zilustrowane, mocne, zapadające w pamięć sceny. Fatale polecam każdemu.
Nie zrozumcie mnie źle: powyższe akapity mogą sprawiać wrażenie, że jestem rozczarowany, ale to nie tak. To bardziej smutek z powodu rozstania z mackami.
Ocena: 8/10
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
piątek, 15 lipca 2016
Velvet: U kresu [Ed Brubaker & Steve Epting] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
steve epting,
velvet
Posted by
Michał Misztal
Velvet Templeton, protagonistka serii Eda Brubakera (scenariusz) i Steve’a Eptinga (ilustracje), pracuje jako sekretarka naczelnika pewnej agencji szpiegowskiej. Zdolności bohaterki, takie jak fotograficzna pamięć, sprawiają, że wydaje się idealną kandydatką na to stanowisko. Błyskawicznie jednak przekonamy się, że jej obecne zajęcie oraz prawdziwe predyspozycje to dwie osobne historie. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie najlepszy tajny agent (który był dla Velvet kimś więcej niż tylko znajomym z pracy), bohaterka postanawia działać na własną rękę, szybko i niespodziewanie stając się główną podejrzaną. A to dopiero początek tej emocjonującej opowieści.
Polscy czytelnicy mogą kojarzyć Brubakera przede wszystkim z (ukazującej się również pod szyldem Mucha Comics) serii Fatale i część z nich być może pomyśli, że nowa propozycja Amerykanina powiela sprawdzony schemat: główna bohaterka jest tajemniczą kobietą, zaś jej sekrety odkrywamy wraz z kolejnymi epizodami cyklu. Na tym jednak podobieństwa się kończą – nie tylko zresztą dlatego, że w Velvet mamy do czynienia z historią szpiegowską, zaś w Fatale z horrorem. Przygody Templeton płyną swoim własnym rytmem, choć (jak w większości projektów Brubakera) znalazło się w nich wiele ciekawych pomysłów, interesująca narracja oraz realistycznie brzmiące dialogi, nie wspominając o zaskakujących zwrotach akcji. Odbiorcy preferujący tego rodzaju komiksy powinni być jak najbardziej usatysfakcjonowani.
Kreska Steve’a Eptinga, znanego choćby z cyklu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, a nieco starszym czytelnikom także z czasów TM-Semic, idealnie pasuje do scenariusza. Choć nie oferuje wizualnych fajerwerków, najlepiej opisuje ją słowo „solidna” i pod tym względem kadry, wraz z kolorami Elizabeth Breitweiser, mogą wywrzeć ogromne wrażenie. Z jednej strony w pracach Eptinga nie ma niczego zbędnego, z drugiej natomiast nie sposób nie zauważyć, że ilustrator dał scenariuszowi dokładnie tyle, ile było trzeba. Krótko mówiąc, warstwa graficzna sprawdza się w serii znakomicie.
Perypetie Templeton trudno uznać za komiksową rewolucję, jednak opowieść pewnie stoi na własnych nogach. Bez problemu zdobywa zainteresowanie odbiorcy, wciąga go w snutą przez autorów narrację, cieszy oko rysunkami, zdecydowanie zachęcając do sięgnięcia po kolejny tom. Jeśli ktoś lubi twórczość Brubakera, a dodatkowo tęskni za Fatale, nie ma powodu do zmartwienia – pani Templeton również zdobędzie jego uznanie. Velvet można śmiało polecić wielbicielom historii szpiegowskich, ale nawet osoby niedarzące tego tematu specjalną sympatią z pewnością powinny sięgnąć po recenzowany tytuł.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru
sobota, 30 kwietnia 2016
Catwoman: Na tropie Catwoman [Ed Brubaker, Darwyn Cooke & Cameron Stewart] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
batman,
cameron stewart,
catwoman,
darwyn cooke,
dc,
ed brubaker,
komiksy,
recenzje
Posted by
Michał Misztal
Każde dziecko wie, że Ed Brubaker to świetny scenarzysta, czujący się dobrze w różnych opowieściach, ale najczęściej nietrudno doszukać się w nich przynajmniej elementów kryminału. Darwyn Cooke? Lubię jego twórczość. Mogę napisać to samo na temat ilustracji Mike'a Allreda. Cameron Stewart wydaje się być w tej chwili kojarzony głównie jako rysowanik komiksowej kontynuacji Fight Clubu Chucka Palahniuka. Może niekoniecznie da się sprowadzić wszystkich wyżej wymienionych do wspólnego mianownika o nazwie "znani i lubiani", ale mimo to trzeba przyznać, że album Na tropie Catwoman obsadę ma bardzo mocną.
To kolejna historia z cyklu "weźmy znanego (i lubianego?) bohatera i przedstawmy go czytelnikom na nowo". Selina Kyle oficjalnie jest na tamtym świecie, jednak mimo to powraca jako Catwoman, by zrobić kolejny skok, tym razem niekoniecznie tylko z egoistycznych pobudek. To początek tego, co można nazwać metamorfozą Kobiety-Kota, która ze zwykłej złodziejki przeistacza się w kogoś na kształt superbohatera; chroni jednak przede wszystkim osoby z nizin społecznych, ofiary spoza kręgu zainteresowań stróżów prawa, takie jak dzieci z biednych dzielnic zmuszane do przemytu narkotyków czy mordowane prostytutki, które nie są priorytetem nawet dla Batmana. Jest w tym albumie trochę postaci obdarzonych nadnaturalnymi mocami, jest to jednak przede wszystkim kryminał i rzeczywiście świeże, interesujące spojrzenie na Kobietę-Kota.
Z początku coś mi w tym komiksie "zgrzytało". Całość to historia Wielki skok Seliny, pierwsze dziewięć zeszytów z serii Catwoman oraz krótka, łącząca je opowieść Na tropie Catwoman. Wielki skok pisze i rysuje Cooke, nie przypadając mi do gustu w obu swoich rolach (a powtórzę, że lubię jego twórczość). Niektóre kadry wyglądają topornie, sprawiają wrażenie ciosanych grubą kreską (wiem, że Cooke umie inaczej). Sam scenariusz to nic specjalnego, za to irytowało i drażniło mnie coś nieuchwytnego w konstrukcji postaci głównej bohaterki, prowadzona przez nią narracja i jej postępowanie. Odnosiłem wrażenie, że wygląda to nieco pretensjonalnie i czuje się, że to historia zrobiona przez faceta, który na siłę chce pisać swój komiks z perspektywy inteligentnej, przebiegłej, sprytnej, pięknej, błyskotliwej, pokrzywdzonej przez los i targanej sprzecznościami skomplikowanej kobiety. Mimo wszystko da się to czytać, jednak wszystko zaczyna wyglądać dużo lepiej, kiedy za opowieść bierze się Brubaker, a Cooke rysuje w towarzystwie. Wtedy robi się z tego bardzo przyzwoity, ciekawy album.
Nie jest to rzecz wybitna, jednak czyta się ją z zainteresowaniem. Intryguje relacja Catwoman z Batmanem (który jest tu zdecydowanie na drugim planie), ich odmienne spojrzenia na pewne sprawy, momentami zaskakuje poruszanie takich tematów jak wspomniane narkotyki czy prostytucja w komiksie, który pozornie może wyglądać jak lekka, łatwa i przyjemna historyjka dla młodzieży. Sprawy, jakimi zajmuje się Selina, to też miła odmiana w stosunku do standardowych komiksów o ludziach w dziwacznych strojach. Jak najbardziej można ten album polecić, o ile tylko ktoś nie nastawia się na nie wiadomo jaką rewelację. A że dobrze wygląda na półce? Tym lepiej.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu
czwartek, 7 kwietnia 2016
Fatale: Modlitwa o deszcz [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
fatale,
image,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
sean phillips
Posted by
Michał Misztal
Fatale to świetna seria i nie zmienił tego nawet wtórny trzeci tom, Na zachód od piekła, pokazujący zmagania głównej bohaterki ze swoimi wewnętrznymi oraz dużo groźniejszymi, zewnętrznymi demonami na przestrzeni wieków. Następujący po nim zbiór Modlitwa o deszcz to, niestety, ponowne powielanie znanego z poprzednich epizodów schematu. Nie mam tu na myśli stałego, wysokiego poziomu ilustracji Seana Phillipsa, co akurat wychodzi komiksowi na dobre, ale kluczenie Brubakera, po raz kolejny pokazującego czytelnikowi, jak Josephine opanowuje umysły mężczyzn, co z pewnością doprowadzi do tragedii. Żeby to wiedzieć, nie trzeba nawet czytać kilku krótkich akapitów na ostatniej stronie okładki. Czyli klapa?
Tym razem nasza femme fatale związuje swoje losy z muzyczną kapelą mającą problemy z nagrywaniem nowych utworów, a zarazem ze zdobyciem finansów na dalsze życie. Wszystko to jest znowu przeplatane z wątkiem żyjącego w innych czasach Nicolasa Lasha, również mającego niewytłumaczalną obsesję na punkcie Josephine i przebywającego za kratami z powodu morderstwa, którego nie popełnił. Mamy więc do czynienia ze scenariuszem sprawiającym wrażenie, że był pisany od szablonu. Czy to bardzo źle? Nie bardzo, ale jednak źle. Komiks nadal jest solidną lekturą, narracja (fakt, że ciągle taka sama) jeszcze raz wciąga, mroczna atmosfera cały czas robi swoje, ale mimo wszystko liczyłem na to, że Modlitwa o deszcz będzie dla tej serii tomem przełomowym. Wiem, że nie finalnym, ale takim, w którym wspomniany schemat zostanie przełamany, bo był na to już najwyższy czas. Widocznie trzeba poczekać na Klątwę dla demona, gdzie siłą rzeczy Josephine przestanie w końcu nawiedzać różne stulecia, w każdym z nich robiąc niemal to samo.
Modlitwa o deszcz dostaje ocenę 8/10, minimalnie mniej niż poprzednie części, właśnie za powtarzalność. Co nie zmienia faktu, że to wciąż świetna seria... i nie zmienił tego nawet wtórny czwarty tom, chociaż wychodzi na to, że co za dużo, to niezdrowo, nawet jeśli danie podano z mackami.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
piątek, 1 stycznia 2016
Fatale: Na zachód od piekła [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
fatale,
image,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
sean phillips
Posted by
Michał Misztal
Tym razem byłem przygotowany. Po przeczytaniu tomu Śmierć podąża za mną, czyli pierwszego tomu serii Fatale, byłem bardzo zadowolony i zainteresowany, co stanie się w kolejnych częściach, ale z jakiegoś powodu czekanie wyłączyło moją czujność. Kontynuacja, zatytułowana Diabelski interes, uderzyła mnie przez to ze zdwojoną siłą. Wyglądając na horyzoncie trzeciego wydania zbiorczego, dobrze pamiętałem, że mam do czynienia z jednym z najciekawszych komiksowych cykli, jakie ostatnio czytałem, przynajmniej po polsku.
Tymczasem tom Na zachód od piekła w pewnym stopniu ignoruje oczekiwania czytelnika. To nie jest standardowy ciąg dalszy, a raczej cztery historie będące retrospekcjami związanymi z główną bohaterką Fatale. Nie żeby akcja nie trzymała w napięciu, ale jednak są to emocje innego rodzaju, szczególnie jeśli ktoś czekał na rozwinięcie wcześniejszych wątków. Pod tym względem trzecia część przynosi wyciszenie, choć to raczej nieodpowiednie słowo; jak tu się wyciszać czy uspokajać przy standardowych w tej serii dla Brubakera i (nadal będącego w świetnej formie) Phillipsa wydarzeniach obfitujących w rozlew krwi, dziwne kulty, potwory i (jakżeby inaczej) macki. Akcja poszczególnych opowieści przenosi odbiorcę w czasie i przestrzeni, ale jedno może być pewne: świadomie czy nie, specjalnie albo przez przypadek, Josephine z pewnością sprowadzi na kogoś nieszczęście. Z kolei my dostajemy dzięki temu kilka odpowiedzi, ale również będziemy zadawać nowe pytania. Przyjemna odskocznia, tylko wzmagająca i tak już wielki apetyt przed lekturą zapowiadanej na końcu tego tomu Modlitwy o deszcz.
Na zachód od piekła to rzecz jednocześnie trochę irytująca (bo chciałoby się już wiedzieć, co dalej, a nie, co wcześniej), potrzebna i jak zwykle bardzo dobrze zrealizowana. Koniec końców, mimo wszystko jeszcze raz nie ma się do czego przyczepić. Ocena 9/10 dotyczy bardziej całej serii, ale nie znaczy to, że najnowsza część odstaje od świetnej reszty. Po prostu czuję, że ktoś igra z moim głodem, ale dopóki robi to w taki sposób, jak autorzy Fatale – proszę bardzo.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
wtorek, 7 lipca 2015
Fatale: Diabelski interes [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
fatale,
image,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
sean phillips
Posted by
Michał Misztal
Seria Fatale wydawana w Polsce przez Muchę wreszcie powróciła wraz z drugim tomem zatytułowanym Diabelski interes. Wreszcie, choć muszę przyznać, że po ukazaniu się pierwszej części trochę przysnąłem. W międzyczasie zdążyłem przeczytać sporo komiksów i prawie zapomniałem, jak dobrą rzecz zaserwowali czytelnikom Ed Brubaker i Sean Phillips.
To dziwne, ale czytając kontynuację Fatale można odnieść wrażenie, że to tylko więcej tego samego, co wcześniej. Tylko i aż, bo to świetny cykl, ale kolejny tom wydaje się jednak trochę wtórny. Josephine wciąż sprawia kłopoty mężczyznom, z którymi splatają się jej losy, jeszcze raz mamy do czynienia z niebezpieczną sektą, powraca kilka znanych już postaci oraz ponownie czytamy o bohaterach żyjących w różnych czasach. Wtórność jest mimo wszystko wyłącznie pozorna. To nadal ta sama opowieść, ale jeszcze bardziej wciągająca i rewelacyjnie rozwinięta.
Tym razem Josephine pomaga mającemu problemy ze wspomnianą sektą aktorowi oraz jego przyjaciółce, chociaż sama zdaje sobie sprawę, że jej pomoc często bardzie przypomina pocałunek śmierci. Ma w tym jednak także swój własny interes. Tymczasem znany z tomu Śmierć podąża za mną Nicolas Lash nadal nie ma szczęścia, zaś on sam jak i zaginiony maszynopis członka jego rodziny zdają się interesować nie tylko jego.
Całość jest fantastycznie opowiedziana i zilustrowana, zaś obie te rzeczy idealnie ze sobą współgrają. Wydawałoby się, że tak dobrze zrealizowany komiks mógłby być właściwie o czymkolwiek, ale, jakby mało było zalet, za kolejną należy uznać interesującą, mroczną tematykę w ramach połączenia kryminału z horrorem. Ciekawi bohaterowie, dobre dialogi, znakomita narracja i nastrojowe, wzmagające niepokój ilustracje. Poważnych, rzucających się w oczy wad właściwie nie ma.
Dalszy ciąg serii Fatale jest dla mnie czymś na kształt cichego zabójcy. Pierwszy tom, doceniony, ale jednak nieco przykurzony, czaił się w ciemności szafy, może właśnie po to, by zbiór Diabelski interes uderzył mnie ze zdwojoną siła. Od tej chwili będę miał się na baczności. Bez wątpienia dzieło (nie bójmy się tego słowa) Brubakera i Phillipsa jest komiksem, który należy znać, choćby na jego stronach nie było macek. A przecież są. Czy to nie wspaniałe?
Ocena: 9/10
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
środa, 3 grudnia 2014
Fatale: Śmierć podąża za mną [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
ed brubaker,
fatale,
image,
komiksy,
mucha comics,
recenzje,
sean phillips
Posted by
Michał Misztal
Eda Brubakera i Seana Phillipsa chyba nie trzeba przedstawiać osobom choćby średnio zaznajomionym z komiksami. Nawet, jeśli nie zetknęli się osobiście z takimi tytułami jak na przykład Gotham Central, Criminal, Sleeper czy Velvet, najprawdopodobniej przynajmniej słyszeli o tych autorach. Wypada też zaznaczyć, że przytoczone wyżej serie to tylko część ich dorobku (oczywiście nie wszystkimi zajmowali się razem) i bez problemu dałoby się wymienić wiele innych. Można powiedzieć, że już same nazwiska zwracają uwagę na Fatale, ale dodajmy do tego jeszcze kilka słów-kluczy: kryminał, horror i macki. Zainteresowani?
Fatale opowiada o dwóch żyjących w różnych czasach mężczyznach, których łączy niezdrowa fascynacja tą samą kobietą o imieniu Josephine. Z niewiadomych przyczyn tytułowa femme fatale nie zmienia się wraz z upływem lat, za to niezależnie od daty w kalendarzu zdaje się w ten sam sposób sprowadzać nieszczęście na ludzi, z którymi łączą ją bliższe relacje. Sama też nie jest jednak wolna od problemów – podążają za nią członkowie niebezpiecznego kultu wyznawców bogów kojarzących się z istotami wymyślonymi przez Lovecrafta.
W Fatale mamy więc interesującą zagadkę, sporo brutalnych scen akcji, udane nawiązania do mitologii Cthulhu oraz świetne żonglowanie latami, w których rozgrywają się poszczególne wątki. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik powoli poznaje coraz więcej szczegółów, ale Brubaker nie odkrywa ich bezmyślnie, sprawiając, że odbiorca przestaje być zaciekawiony fabułą. Josephine nie jest postacią jednowymiarową – z jednej strony pozbawiona skrupułów, świadomie wykorzystująca wręcz fanatycznie oddanych jej mężczyzn, ale z drugiej, mająca momenty słabości oraz robiąca te wszystkie rzeczy w dużej mierze ze strachu, by chronić samą siebie. Pozostałe postacie, zarówno pozytywne jak i negatywne, wcale nie odstają od głównej bohaterki. Pojawiający się na kartach komiksu ludzie mają bardzo często złożone problemy, a ich cele niekoniecznie są jasne i oczywiste. Mroczna opowieść została znakomicie zilustrowana przez Seana Phillipsa i pokolorowana przez Dave'a Stewarta. Realistyczne kadry idealnie budują niepokojący nastrój, nieważne, czy mamy akurat do czynienia z krwawą sceną, czy ze zwykłym, zdawałoby się spokojnym przeglądaniem starych fotografii.
Autorzy połączyli różne gatunki w jedną, spójną całość, wydobywając z każdego z nich to, co najlepsze. Zastanawiałem się nad wadami Fatale, jednak żadna poważniejsza czy zdecydowanie warta wytknięcia nie przychodzi mi do głowy. Śmierć podąża za mną to wymarzony start dla każdej serii, a przed nami jeszcze całkiem sporo epizodów. Oczekuję ich z niecierpliwością.
9/10
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
Subskrybuj:
Posty (Atom)