Pierwszy raz byłem na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu (i Gier, choć gry to dla mnie zdecydowanie drugi plan) w Łodzi w 2011 roku i od tego czasu pojawiam się tam co dwanaście miesięcy. Przywożę ze sobą mniejszy lub większy stos opowieści obrazkowych i zazwyczaj katalog wystawy konkursowej – trochę z ciekawości, jakie prace wyróżniono, a trochę jako pamiątkę. Napisałem "zazwyczaj", bo niedawno ze zdziwieniem zauważyłem, że nie mam katalogu z roku 2014. Potem przypomniałem sobie ten sprzed dwóch lat, z podtytułem Prawdy i mity o obrocie bezgotówkowym. Chyba zniechęcił mnie tak bardzo, że aż nieświadomie zignorowałem istnienie kolejnego, choć raczej nie cierpiał na to samo, co jego poprzednik.
Na szczęście zbiór wyróżnionych konkursowych prac z 2015 roku to już powrót do normalności: brak narzuconego tematu, w ramach którego autorzy musieli dostosowywać się, niekiedy wyraźnie na siłę, do czyichś wymagań. Pełna wolność twórcza powinna być podstawą i na szczęście znowu wszystko wygląda tak, jak wyglądać powinno. Katalog to liczący ponad sto stron przekrój prac mniej lub bardziej znanych scenarzystów oraz rysowników, kilka zdjęć, a także teksty o samym Festiwalu oraz o zmarłym około pół roku przed 26. MFKiG Tomaszu Marciniaku.
Sama zawartość nie powinna nikogo zaskakiwać: to jak zwykle krótkie opowieści obrazkowe, zazwyczaj prezentujące się dobrze lub bardzo dobrze, szczególnie wizualnie. Ważne jest też to, że osoby wybierające prace, które znalazły się w zbiorze, postawiły na różnorodność. Słowa "każdy znajdzie coś dla siebie" to wyświechtany termin, ale jest faktem, że gdyby katalog trafił do rąk odbiorcy choćby w minimalnym stopniu niezaznajomionego z komiksem, jestem pewny, że osoba taka mogłaby się zdziwić, jak wszechstronne graficznie jest to medium – i to nie tylko dzięki tym bardziej znanym nazwiskom, których w katalogu nie brakuje. Scenariusze również trzymają poziom, chociaż jest z nimi ten sam problem, co z niemal wszystkimi tego rodzaju zestawieniami liczących po kilka stron historii: nie mam wątpliwości, że zostaną szybko zapomniane. Co nie znaczy, że odświeżenie sobie części z nich (czy to w postaci przekartkowania i obejrzenia ilustracji, czy ponownej lektury) po jakimś czasie nie będzie przyjemnością.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz