Nie wiem, czy na polskim komiksowym rynku rzeczywiście istnieje luka, którą, zgodnie ze słowami Kajetana Kusiny i Michała Ambrzykowskiego, autorów albumu Niesłychane losy Ivana Kotowicza, ma zapełnić ich wspólne dzieło. Jedno jest pewne: dobrego komiksu środka nigdy dość, bo to właśnie takie głównonurtowe historie powinny stanowić trzon tego medium. Nie ujmując niczego komiksom artystycznym, kto powiedział, że dobre, będące czystą rozrywką czytadło nie zasługuje na taką samą uwagę odbiorców, a jego twórcy, jeśli wykonali swoją pracę jak należy, na takie samo uznanie? Na pewno nie ja.
Na ostatniej stronie okładki albumu pojawia się termin weird fiction oraz tytuły należące do tego gatunku, a mianowicie Hellboy i Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Oczywiście już na samym początku trzeba zejść na ziemię i przyznać, że Niesłychane losy Ivana Kotowicza nie dorównują wyżej wymienionym seriom, ale czy ktoś oczekiwał, że będzie inaczej? Chyba nie. Ważniejsze jest natomiast coś innego: czy jest szansa, że począwszy od tego albumu powoli wyrasta u nas nasza własna, interesująca seria z grupy tych "dziwnych"?
Główny bohater to syn człowieka i kotki, trzeba bowiem wiedzieć, że w uniwersum stworzonym przez Kusinę zwierzęta żyją i współżyją razem z ludźmi, choć nie wszystkie – na przykład na jednym z kadrów można dostrzec "ludzkiego" kota dojącego krowę. To ciekawy i dość niecodzienny zabieg, a jest ich w tym komiksie trochę więcej. Zgodnie z zapowiedziami oraz, jak przypuszczam, oczekiwaniami czytelników, jest dziwnie, fikcja miesza się z historią, a fakty ze zjawiskami paranormalnymi, potworami oraz niesamowitymi wynalazkami.
Opowieść z tych "od zera do bohatera", o kocie z małej radzieckiej wsi, który rzecz jasna odegra niezwykle ważną rolę w dziejach świata, została zgrabnie napisana, choć po pierwszej części trudno jednoznacznie stwierdzić, czy na pewno należy do tych dobrych. Na razie wzbudziła zainteresowanie dalszym ciągiem, w dużym stopniu za sprawą kilku pozostawionych bez odpowiedzi pytań i unoszącej się nad kartkami komiksu aury tajemniczości. Głównie jednak za sprawą kreski.
Album Niesłychane losy Ivana Kotowicza wygląda świetnie. Może nie jest to mistrzostwo świata, jednak już sama okładka sprawia, że chce się mieć ten komiks na półce, a w środku znalazło się jeszcze sporo więcej dobra. Dopracowane ilustracje, nastrojowa kolorystyka, dobrze oddana mimika postaci (zarówno tych ludzkich, jak i zwierzęcych), autentyczne i fikcyjne urządzenia, potwory z mackami (kto nie kocha potworów z mackami) – aż chce się oglądać kolejne kadry, a także wracać do poprzednich. Nie ukrywam, że liczę na jeszcze większe rozkręcenie się Ambrzykowskiego, ale jego praca już teraz jest godna podziwu.
Mamy w takim razie fundament, nasze polskie komiksowe weird fiction z prawdziwego zdarzenia, które, mam nadzieję, dostarczy nam jeszcze większych wrażeń. Kajetan Kusina niewątpliwie potrafi pisać, brakuje mu tylko tego niekreślonego "czegoś", co zamknie mi usta, nie pozwoli kręcić nosem i marudzić, że nie, mimo wszystko nie jestem do końca przekonany. A jeśli rysownik znowu zrobi swoje, tylko jeszcze lepiej, będzie wspaniale. Na razie zdecydowanie warto sprawdzić. Jeśli ktoś lubi takie historie, tym bardziej, choć nie jest to koniecznością. Czekam na kontynuację.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz