To miał być tekst o czymś zupełnie innym. Wcale nie miałem w planach pisania o Netrunnerze, ale w minionym tygodniu przeszedłem od sporej ciekawości związanej z tą karcianką do czegoś, co pewnie już za chwilę będzie dało się nazwać fascynacją. Dawno nie czułem takich emocji w czasie rywalizacji na pozornie głupie kolorowe kartoniki, w ostatnich latach podchodziłem podobnie tylko do Vampire: the Eternal Struggle, czyli mojej ulubionej gry (nawiasem mówiąc, obie karcianki stworzył Richard Garfield, znany chyba przede wszystkim z Magic: The Gathering). Tymczasem okazuje się, że da się to... może nie powtórzyć, bo to jeszcze nie ten etap, ale na pewno bardzo zbliżyć do mojego ideału. Nigdy wcześniej nie kupowałem dodatków do karcianki LCG, nie myślałem na poważnie o składaniu talii oraz nauce i poznawaniu nowych możliwości związanych z grą. Tym razem jest inaczej.
Z reguły opisuję swoje pierwsze wrażenia po dosłownie kilku rozgrywkach. W Netrunnera grałem kilkanaście razy, a wciąż czuję, że to za mało, żeby wypowiadać się choćby o tych początkach. Na razie wygląda to dla mnie rewelacyjnie. W skrócie: gra polega na zmaganiach tak zwanych runnerów z korporacjami, a wszystko to w cyberpunkowych realiach. Wielkie korporacje usiłują realizować swoje projekty, z kolei hakerzy starają się je wykradać. Obie strony grają według zupełnie różnych zasad, ich sposoby na osiągnięcie wygranej też są zupełnie inne. Nie przypomina to żadnej innej karcianki, jaką znam: w tego typu grach dla dwóch graczy rozbudowanie się szybciej od przeciwnika bardzo często nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że nadszedł odpowiedni moment, by zadać ostateczny cios. W Android: Netrunner jest inaczej, właśnie dzięki wspomnianej asymetryczności. Na razie cały czas jestem na etapie poznawania tego tytułu (ogrywamy podstawkę, jeszcze nie używam kart z dodatków), ale już teraz wszedł szturmem do pierwszej dziesiątki moich ulubionych gier, a konkretniej do pierwszej czwórki(!). Strach pomyśleć, co będzie dalej.
tekst: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz