Tym razem relacja na szybko, po kilka zdań, bo za dużo rozgrywek w krótkim czasie, piwo, poza tym jakoś tak wyszło, że nie robiliśmy zdjęć, a pamięć krótka. Następnym razem postaram się znowu opisać partie dokładniej.
Mortician's Guild
Bałem się tej gildii. To dziwni zawodnicy, z kontrolującym przeciwników Obulusem na czele, do tego Dirge, Bonesaw, Ghast, Silence i duet Brainpan-Memory. Tak jak się spodziewałem, było ciężko. Po wykopaniu piłki dostałem ją tylko raz, niestety kapitan Grabarzy kazał Vitriol kopnąć ją zdaje się do Bonesawa. Przeszkadzałem drużynie przeciwnej w strzeleniu gola, jednak jedyne, co sam byłem w stanie zrobić, to zdobycie 5 punktów na take-outach (tym razem Veteran Katalyst ani razu nie wybuchnął, nawet nie miał okazji). Jako że Alchemikami gram dosyć szybko, drugi gracz zużył swoje 45 minut o wiele wcześniej ode mnie. Zdecydowaliśmy się przerwać, żeby zobaczyć, co zrobią Rzeźnicy.
Butcher's Guild
Kolejna gildia, której się obawiałem, spodziewając się solidnych batów od Fillet. Nieoczekiwanie wyszło zupełnie inaczej: pierwsza runda to głównie podchody i ustawianie się; znowu wykopywałem, piłka trafiła do kapitan Rzeźników. Midas powyciągał paru moich zawodników dzięki Lure of Gold, Harry podpalił dwóch Rzeźników, poza tym nic. W drugiej rundzie Vitriol odebrała piłkę Fillet i strzeliła bramkę (mój błąd, że nie spodziewając się za dużo kopania, a raczej wyłącznie mordobicia, odszedłem za daleko Compundem). Piłka trafiła z powrotem do Fillet, która... strzeliła bramkę, piłkę odebrał Midas i, nie zgadniecie, strzelił bramkę. Potem piłkę odebrał Shank i chwilę później było już 8:8. Na szczęście na początku trzeciej rundy Veteran Katalyst wysadził się w powietrze po wdeptaniu w glebę Tenderisera.
Engineer's Guild
Znowu miałem problem z graniem piłką. Velocity wbiła mi szybkiego gola (wszedł Snap Shot! dzięki podaniu od Ballisty), po czym prawie udało mi się strzelić Midasem, który odebrał piłkę od Vitriol i zrobił darmowego Dodge'a na 4''. Niestety zapomniałem o jego Unpredictable Movement i zaczęła się bezsensowna przepychanka pod bramką Inżynierów. W końcu nie udało mi się strzelić. Dalszy przebieg meczu był dla mnie dość zaskakujący: kiedy mój przeciwnik zużył już swoje 45 minut, ja nadal miałem ich bodajże 17. Po każdej swojej aktywacji dawał mi punkt. Przerwaliśmy rozgrywkę, kiedy wygrywałem 7:5 (niestety bez żadnego samodzielnie zdobytego punktu) i było wiadomo, że w ciągu pięciu najbliższych aktywacji Engineer's Guild (z Locusem trzymającym piłkę po tym, jak zrobił już swoją turę) nie ma szans dobić do 12.
Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.
tekst: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz