Metody Marnowania Czasu: Toonstruck [recenzja]

czwartek, 27 kwietnia 2017

Toonstruck [recenzja]


Główny bohater Toonstruck, grany przez Christophera Lloyda Drew Blanc, jest autorem kreskówki Fluffy Fluffy Bun Bun Show, która w ciągu ostatniej dekady cały czas odnosiła ogromne sukcesy, choć sam Drew nienawidzi występujących w niej przesłodzonych królików. Niestety, z okazji dziesięciolecia programu jego szef zażądał wymyślenia większej liczby podobnych postaci, na co rysownik ma tylko jedną noc. Zrezygnowany, udaje się do siebie, gdzie przez dłuższy czas siedzi nad pustą kartką, aż w końcu zasypia. Budzi się rano i we włączonym telewizorze widzi zapowiedź swojej własnej kreskówki, a następnie zostaje wciągnięty przez ekran do Cutopii, rysunkowego świata, domu wielu dziwnych postaci, stworzonych między innymi przez niego samego. Jest prawdziwym człowiekiem wrzuconym do dwuwymiarowego animowanego filmu, co i tak stanowi dopiero początek dziwnych wydarzeń.


Po rozmowie z królem Hugh, wiecznie uśmiechniętym i zadowolonym władcą Cutopii, okazuje się, że nie wszystko wygląda tak pięknie, jak mogłoby się wydawać. Cała kraina ma problem ze złym hrabią Nefariousem, który za pomocą urządzenia o nazwie Malevolator napada na kolejne obszary Cutopii, z idyllicznego raju zamieniając je w mroczne i wypaczone miejsca. Hugh obiecuje głównemu bohaterowi pomoc w znalezieniu drogi powrotnej do domu, jeśli Drew skompletuje kilkanaście składników potrzebnych do tego, by zbudować Cutifier, przeciwieństwo Malevolatora umożliwiające naprawę zniszczonych miejsc. Rysownik rozpoczyna swoją misję, a towarzyszy mu sarkastyczny i niepoprawny Flux Wildly, kolejna wykreowana przez głównego bohatera cukierkowa postać z Fluffy Fluffy Bun Bun Show.


Patrząc na te wszystkie słodkie i kolorowe postacie, można odnieść wrażenie, że Toonstruck jest zwykłą, naiwną kreskówką dla najmłodszych, nie oferującą niczego poza najprostszymi dowcipami. Nic podobnego. W czasie podróżowania po wszystkich dostępnych w grze krainach (Cutopia, Zanydu i Malevolands), poznawania nowych miejsc i, przede wszystkim, rozmawiania z napotkanymi mieszkańcami tego dziwnego świata, bardzo często śmiałem się na głos, długo nie mogąc przestać. Humor, jaki oferuje ta przygodówka, jest z jednej strony inteligentny, oparty na grach słownych, a z drugiej co chwilę ociera się o prymitywność. Tak czy inaczej, za każdym razem skutecznie bawi, nawet jeśli pomiędzy rozbrajającymi dialogami pojawiają się żarty polegające na tym, że jakaś postać dostała czymś w głowę albo poślizgnęła się na skórce od banana. W końcu to kreskówka.


Inną kwestią jest to, że zawarty w grze humor, delikatnie mówiąc, niezbyt nadaje się dla dzieci. Bo na pierwszy rzut oka Toonstruck to właśnie najlepsza rozrywka dla najmłodszych: w końcu jest kolorowo, są rysunki, uśmiechnięte króliki, zabawna muzyka i tak dalej. Tak naprawdę w dużej liczbie żartów pod przykrywką niewinnych tekstów kryją się aluzje do bardziej dorosłych i mniej grzecznych tematów. Czasem kryją się sprytnie, a czasem tak, że niezależnie od wieku raczej wiadomo, do czego piją bohaterowie. Jakby tego było mało, niektórych nieodpowiednich treści nawet nie próbowano ukryć. Dla mnie to żadna wada, zaznaczam tylko, że wbrew pozorom Toonstruck nie jest grą dla wszystkich.


Niektórzy gracze niekoniecznie muszą wpaść na to, że dziwny, opiekujący się ptakami strach na wróble (nazywający samego siebie Carecrow) jest homoseksualistą, nawet jeśli autorzy gry nie starali się przedstawić tego w subtelny sposób, ale patrząc na to, co stało się z pewną rysunkową krową, widać od razu, że Toonstruck nie jest przygodówką dla najmłodszych. Kiedy Malevolator trafia w stodołę, zamieszkujące ją miłe zwierzęta nagle zostają spaczone. Po wejściu do środka Drew zastaje krowę przykutą do koła miłości, jęczącą, gdy stojąca obok, ubrana w skórę owca miarowo uderza ją pejczem. A to nie jedyne tego typu żarty w grze.


Zostawmy jednak humor, przejdźmy do fabuły i zagadek. Są świetne. Czasami trzeba nieźle się nakombinować, bo w rysunkowym świecie, do którego trafił Drew, niewiele spraw opiera się na logice. Często należy myśleć abstrakcyjnie, co jest miłą odmianą po wielu przygodówkach, w których mogło nas uratować jedynie poważne podejście do rozwiązywania problemów. Tutaj najgłupsze pomysły bywają najskuteczniejsze, a poza tym nieraz gracze będą musieli zrobić coś w stylu podrzucenia komuś wspomnianej wcześniej skórki od banana, żeby obejrzeć zabawną animację i przejść dalej. Na dzień dobry Drew dostaje idealnie pasującą do rysunkowego świata torbę bez dna, także wyróżniającą Toonstruck. W ilu podobnych, ale bardziej realistycznych grach bohaterowie mogli, wbrew zdrowemu rozsądkowi, nosić w kieszeniach dosłownie wszystko, nawet jeśli były to dwa łomy, kij od bilarda, piłka i deskorolka?


Mimo upływu czasu Toonstruck nadal wygląda i brzmi dobrze. Dźwięk ani rysunkowe postacie i miejsca zupełnie się nie zestarzały, jedynie po prawdziwym Drew widać, że gra ma już swoje lata. Sam Christopher Lloyd nie wspina się na wyżyny aktorstwa, jego gra najczęściej polega na robieniu głupiej miny zaraz po tym, jak dostanie czymś w głowę, ale to nic. Jego zachowanie w niczym nie przeszkadza, poza tym animowani bohaterowie nadrabiają za niego, nie wspominając o świetnie podłożonych głosach.


Czytałem, że mimo wielu zasłużonych, pozytywnych recenzji, wysokobudżetowy Toonstruck nie sprzedał się za dobrze, co uniemożliwiło zrobienie planowanej, drugiej części. Poza tym natknąłem się na informację, choć nie sprawdziłem wiarygodności źródła, że nadal istnieją takie plany. Byłoby świetnie, zwłaszcza, że finał walki z Nefariousem wcale nie zamknął historii; wyraźnie widać, że autorzy nie zamierzali mówić ostatniego słowa. Działo się to w 1996 roku, więc śmiem wątpić, czy coś z tego wyjdzie, ale kto wie. Gdyby kontynuacja okazała się tak dobra jak pierwsza część, na pewno w życiu bym jej nie przegapił.


Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję. 

tekst: Michał Misztal, recenzja napisana w maju 2012 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u