tekst: Michał Misztal
DLACZEGO AKURAT SUB-MARINER?
Krótka odpowiedź: bo Peter Milligan.
Odpowiedź trochę dłuższa: już niedługo Peter Milligan przyjeżdża do Polski. Z tej okazji Dominik Szcześniak, również wielki fan tego scenarzysty, postanowił wydać kolejny numer Ziniola. Kilka osób, w tym ja, miało napisać do tego magazynu teksty o twórczości autora Enigmy, między innymi listę dziesięciu najlepszych komiksów Milligana. Wysłałem Dominikowi swoją, z kolei Dominik pokazał mi dziesiątkę innej piszącej do Ziniola osoby, gdzie bardzo wysoko znalazł się właśnie Sub-Mariner.
Zaraz, to Milligan pisał jakiegoś Sub-Marinera? I że niby takie to dobre?
O CO CHODZI?
Pięć zeszytów spod szyldu Marvel Knights. Randolph Stein, poszukiwacz przygód, który od czasu do czasu lubi przedstawić niezbite dowody na to, że pewne zjawisko lub legendarne stworzenie (takie jak na przykład Yeti) tak naprawdę nie istnieje. W The Depths staje na pokładzie łodzi podwodnej by, razem z o wiele bardziej od niego doświadczoną załogą, poznać los ekspedycji, po której pozostał jedynie komunikat kapitana Marlowe’a, twierdzącego, że odnalazł Atlantydę. Dla Steina jest to idealna okazja, by udowodnić, że czegoś takiego jak ta mityczna kraina po prostu nie ma.
Żeby było ciekawiej, reszta płynących ze Steinem osób nie tylko nie podziela jego sceptycyzmu; ludzie ci twierdzą, że Atlantyda ma swojego strażnika o imieniu Namor, który odpowiada za zaginięcie i najprawdopodobniej śmierć załogi łodzi podwodnej Marlowe’a. Marynarze są zdenerwowani oraz przerażeni za każdym razem, kiedy Stein mówi o swoim braku wiary w to, że Namor jest prawdziwy. Próbują przemówić mu do rozsądku i wytłumaczyć, że głęboko pod wodą znajdują się rzeczy, których ktoś taki jak on nie jest w stanie zrozumieć. Bezskutecznie, bo Stein wie swoje: przecież to niemożliwe, by głębią rządziła opisywana przez jego załogę istota, niemożliwe, by Marlowe rzeczywiście widział Atlantydę.
GŁĘBOKIE WODY
Przyznaję się bez bicia, zresztą nie po raz pierwszy, że, choć trykociarze ze stajni Marvela wyżerają mi mózg od wczesnych lat podstawówki, wiem o tym uniwersum stosunkowo niewiele (tak samo jak o DC). Przy okazji: o terminologii związanej z okrętami podwodnymi wiem jeszcze mniej, więc jeśli zrobię z siebie idiotę używając jakiegoś nieodpowiedniego słowa, proszę, wybaczcie.
Ale Marvel. A raczej Namor.
Namora kojarzę przede wszystkim z kart do gry Legendary. Jeśli przez te wszystkie lata natknąłem się na niego w komiksach, to raz, że na pewno nie było ich wiele, a dwa, nie potrafię przypomnieć sobie choćby jednego tytułu. Coś tam o Namorze wiem, ale umówmy się, nie jest to wiedza imponująca. Żeby było zabawniej, The Depths niekoniecznie pomaga jakoś przesadnie poznać tego bohatera, o czym napiszę więcej w jednym z następnych akapitów. Na razie chcę, żebyście wiedzieli, z czym wchodziłem w tę miniserię, a mianowicie: prawie z niczym poza entuzjazmem, że jej scenarzystą jest Milligan.
Największe zaskoczenie: autor znany między innymi z wałkowania na milion sposobów tematu tożsamości, nie wałkuje w The Depths tematu tożsamości. Owszem, zdarzało mu się nie podejmować go już wcześniej (choćby w X-Force czy w X-Statix), ale w jego wypadku to raczej rzadkość. Cieszę się, bo choć Milligan z tym nie przynudza, dobrze jest przeczytać coś z zupełnie innego niż zazwyczaj. Nie ma też przesadnie rozbudowanego wnętrza nielicznych pojawiających się w miniserii postaci. Największą uwagę poświęca się tu Steinowi, który ma na przykład jakieś tajemnice związane ze swoją mroczną przeszłością, ale umówmy się, historia nie kładzie na to zbyt wielkiego nacisku. Trochę szkoda, bo zwykle jest to u Milligana zrobione bardzo dobrze, ale z drugiej strony, jego Sub-Mariner skupia się na czymś innym.
Miniseria świetnie oddaje przytłaczające poczucie izolacji. Niewielka przestrzeń, kilka osób zamkniętych w środku okrętu podwodnego, a wokół tylko czerń i strach marynarzy oraz ich pewność, że igrają z czymś, co w każdej chwili może ich wszystkich wykończyć. Rzecz jasna wątpi w to tylko Stein, i to nawet pomimo wydarzeń, które powinny co najmniej naruszyć jego pewność siebie. Już od samego początku wiemy, że załoga Marlowe’a najprawdopodobniej oszalała – czy to samo spotka Steina i jego ludzi?
The Depths jest na swój sposób komiksem przerażającym. I nie dlatego, że Namor, że niewiarygodne istoty z głębin, w które wierzy niemal każdy na pokładzie. Bardziej przeraża podróż przez ciemną i zimną pustkę, podróż trudna dla każdego – dla marynarzy z powodu pewności, że Namor zrobi wszystko, by nikt nie dowiedział się o Atlantydzie, z kolei dla nie dającego tym bzdurom wiary Steina dlatego, że nikt inny nie podziela jego poglądów i na swój sposób jest w łodzi podwodnej zupełnie sam.
W oddaniu izolacji bardzo pomagają ilustracje, za które odpowiada chorwacki rysownik Esad Ribić, oraz idealnie pasująca do atmosfery opowieści kolorystyka. Kadry są realistyczne, zimne, szczegółowe i po prostu robią robotę. Dość często coś nie grało mi w mimice postaci (szczególnie, kiedy bohaterowie wyrażali swoje zdziwienie – czasem wydawało się to zbyt przesadne), ale tak czy inaczej, w połączeniu ze scenariuszem wyszło to naprawdę dobrze, a poza tym to bardzo miła odmiana w stosunku do tego, co zazwyczaj oglądam w komiksach Marvela.
DLA TYCH, KTÓRZY JUŻ CZYTALI
W czasie lektury tych pięciu zeszytów kilkukrotnie miałem wrażenie, że The Depths to taki nadmiernie rozbudowany dialog pomiędzy Steinem a resztą załogi:
– Namor istnieje!
– Nie istnieje!
– A właśnie, że istnieje!
– A właśnie, że nie istnieje!
I tak dalej.
No i jeśli ktoś czekał na jakieś wielkie pierdolnięcie pod koniec, mógł się po przeczytaniu całości rozczarować. Bo umówmy się, napięcie nieustannie rośnie, a potem… sami wiecie. Z drugiej strony, pomysł na to, jak przewrotnie Namor postanowił rozegrać obronę Atlantydy – brawo, panie Milliganie.
Podoba mi się również (też przewrotne) przedstawienie w miniserii protagonisty. To, że Namor niby nim jest, ale tak naprawdę prawie go nie widzimy oraz to, że przez cały komiks nie wypowiada choćby jednego słowa – kolejne bardzo interesujące i zarazem nietypowe podejście do tematu. Tytułowy bohater, którego prawie nie ma w kadrach, a jednocześnie trudno zdecydowanie stwierdzić, że jest to historia bardziej o Steinie niż o Namorze.
PODSUMOWANIE
To jak, dobre to The Depths, czy akurat ten wybryk Milligana można mieć w głębokim (hłe, hłe) poważaniu?
Zdecydowanie polecam. Nie, miniseria nie trafiłaby do mojej pierwszej dziesiątki najlepszych komiksów tego autora, choćbym przeczytał ją wcześniej (tyle dobra, że nie mam pojęcia, co miałbym stamtąd wyrzucić), niemniej sądzę, że znalazłaby się niewiele dalej. Trudno mi napisać coś bardziej zachęcającego – Milligan to mój drugi ulubiony scenarzysta (pierwsze miejsce okupuje brodaty), a The Depths to jedna z jego ciekawszych opowieści obrazkowych. Wniosek jest prosty: bierzcie i czytajcie, choć nie ukrywam, że jeśli nie za bardzo znacie twórczość pana od Enigmy, w pierwszej kolejności warto sięgnąć po co najmniej kilka innych napisanych przez niego rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz