Metody Marnowania Czasu: Marvels: 10th Anniversary Edition [Kurt Busiek & Alex Ross] [recenzja]

poniedziałek, 28 września 2009

Marvels: 10th Anniversary Edition [Kurt Busiek & Alex Ross] [recenzja]


Patrząc na komiksy, o których piszę na tym blogu, łatwo zauważyć, że moje zainteresowania sięgają głównie w stronę opowieści obrazkowych z logiem Vertigo. Nie tylko, ale przede wszystkim. Fakt, zaniedbuję niektóre obszary tego medium, niekoniecznie przez ignorancję. Chodzi tu bardziej o brak czasu na czytanie wszystkiego, co chciałbym poznać; przecież nie samymi komiksami człowiek żyje, a poza przyjemnościami pojawiają się także nudne obowiązki. Z tego względu wiem bardzo niewiele o niektórych rzeczach, na przykład o tym, co wydaje Marvel. Jestem całkowicie zielony, zarówno jeśli chodzi o ich aktualną jak i starszą ofertę. Na Komiksofilii piszę o tym wydawnictwie po raz pierwszy - niech to poprze moje słowa. Nie jestem z tego powodu zadowolony, ale na pewno cieszę się, że wreszcie przeczytałem Marvels, świetną historię napisaną przez Kurta Busieka, a narysowaną przez Alexa Rossa. Takie rzeczy tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinienem znaleźć więcej czasu na ofertę Marvela.

Do Marvels podchodziłem sceptycznie. Komiks ten od razu skojarzył mi się z Kingdom Come, nie tylko za sprawą tego samego rysownika. Chodziło też o nagromadzenie bohaterów i epickość całości. Miałem złe przeczucia, bo Kingdom Come nie przypadło mi do gustu. W tej chwili nie mam tej historii w domu, ale zapamiętałem ją jako patetyczną, nudną i ciężkostrawną słabiznę z ilustracjami, które bardziej pasowałyby do obrazów, nie potrafiącymi oddać ruchu, zbyt statycznymi. Marvels podświadomie potraktowałem jako odpowiednik tamtej opowieści, tyle że z innego wydawnictwa. Mimo to zaryzykowałem i kupiłem (zachętą była spora zniżka), czego w ostatecznym rozrachunku nie żałuję. Może wrażenia wyniesione z lektury Kingdom Come byłyby teraz inne - tego nie wiem, wiem natomiast, że komiks Marvels wzbudził zupełnie inne, o wiele pozytywniejsze emocje.


Wbrew pozorom nie jest to historia o superbohaterach, którzy, owszem, pojawiają się przez wszystkie cztery części w tle, ale stanowią tylko pretekst do zaprezentowania problemów zwykłych ludzi. I tak, kiedy odbywa się niezwykle widowiskowy pojedynek Human Torcha z Namorem, Kurt Busiek kieruje naszą uwagę w stronę gapiów zastanawiających się nad tym, jak duże będą zniszczenia oraz ilu zwykłych ludzi ucierpi na poczynaniach postaci obdarzonych nadzwyczajnymi mocami. Posunięcie proste i genialne, pozwalające czytelnikowi śledzić dobrze znane i schematyczne sytuacje z zupełnie innej perspektywy. Tytułowi Marvels są tym, czym w Pikniku na skraju drogi była wizyta obcej cywilizacji, albo zombie w The Walking Dead - ważną częścią świata przedstawionego, ale jednocześnie tylko tłem pozwalającym ukazać ludzkie działania wobec zaistniałej sytuacji. Głównym bohaterem jest tu fotograf Phil Sheldon oraz jego rodzina; obserwujemy ich losy na tle przemijających lat oraz niezwykle zmiennych stanowisk ludzi wobec superbohaterów - od uwielbienia, poprzez błagalne wołanie o pomoc, aż do, występującej chyba najczęściej na kartach komiksu, skrajnej nienawiści.

Jeśli chodzi o skrytykowane przeze mnie wcześniej ilustracje Alexa Rossa, tutaj też jest inaczej niż w przypadku Kingdom Come. Praca włożona w powstanie tego komiksu, a zwłaszcza jej efekty, zwalają z nóg. Marvels to piękny album, co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Zniknęło wrażenie statyczności, pojawiło się za to uczucie opadającej szczęki. Poprzednio nie podobał mi się pomysł tego typu malarskich ilustracji w komiksie, ale tutaj wyszło znakomicie. Ross wywiązał się z powierzonego mu zadania z niesamowitym efektem, pokazując środkowy palec moim zupełnie niepotrzebnym wątpliwościom.


Osobną sprawą są materiały dodatkowe, stanowiące aż połowę 10th Anniversary Edition. Czego tu nie ma: wypowiedzi twórców, artykuły, miażdżące galerie, rozpisany scenariusz. Najbardziej zainteresowały mnie teksty ukazujące pracę Rossa oraz prezentujące liczne ukryte na kartach komiksu smaczki, z których sporej części nigdy bym nie dostrzegł, przede wszystkim przez moją nieznajomość bohaterów Marvela (na przykład domyślałem się, że Busiek puszcza do czytelnika oko, kiedy na samym końcu powstaje ostatnie zdjęcie, ale musiałem wejść na Google, żeby sprawdzić, kim jest znajdujący się na nim chłopiec). Nie wyjaśniono tam wszystkich nawiązań, ale na tyle sporo, żeby jeszcze bardziej docenić pracę scenarzysty i rysownika. A podanie numerów, w których pierwotnie miały miejsce opowiadane po raz kolejny w Marvels wydarzenia (oraz pokazanie starych ilustracji w konfrontacji z ich nową interpretacją Alexa Rossa) sprawiło, że aż odpaliłem DC++ i ściągnąłem kilka z tych starych wydań (na przykład The Amazing Spider-Man #121 i #122) w celu porównania obu wersji. Dla niezorientowanej z historią Marvela osoby, dopiero dodatki pokazują, że mamy do czynienia z przedstawieniem jej w pigułce, w dużo lepszej formie i z zupełnie innej perspektywy. To komiks, z którym definitywnie powinno się zapoznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u