Głównym bohaterem opowieści jest dwudziestokilkuletni Michael Smith, gość tak pospolity jak jego nazwisko. Michael żyje w świecie rutyny - we wtorki kocha się ze swoją dziewczyną, w sobotę odwiedza z nią kluby, a kiedy indziej robi inne rzeczy przypisane do danego dnia. Dodatkowym elementem szarej codzienności jest praca w charakterze osoby naprawiającej telefony. Trudno się dziwić, że Michael jest zrezygnowany i nie widzi w tym wszystkim sensu. Niezadowolenie z życia, pracy i związku sięga zenitu, jednak w pewnym momencie następuje impuls zachęcający go do zmiany. W okolicy pojawia się The Head, potwór zjadający ludzkie mózgi, tylko pozornie będący kiepskim i sztampowym pomysłem scenarzysty (a to nie jedyna tego typu postać znajdująca się na kartach tej opowieści). Michael przypomina sobie, że przecież w dzieciństwie czytał Enigmę, jego ulubiony komiks, w którym występował tajemniczy pożeracz mózgów. Żeby było śmieszniej, pozostali bohaterowie tamtej historii również pojawiają się w prawdziwym życiu, łącznie z tytułowym, najdziwniejszym i najbardziej zagadkowym. Michael postanawia zerwać ze swoimi dotychczasowymi przyzwyczajeniami oraz rozstać się z kobietą, z którą przecież wcale nie było mu dobrze, i odnaleźć Titusa Birda, autora komiksu. Może będzie wiedział, dlaczego wymyśleni przez niego bohaterowie ożyli?
Tak zaczyna się podróż, którą można nazwać odyseją Michaela Smitha, a jej celem jest odnalezienie swojego prawdziwego - i bardzo zaskakującego - ja. Nie jestem pierwszym, który wspomina o tym, że Milligan uwielbia temat tożsamości, zresztą dla każdego, kto zna jego komiksy, jest to oczywista oczywistość. Scenariusz Enigmy miażdży pod każdym względem, tworzy genialny nastrój, w niezwykle wiarygodny sposób konstruuje skomplikowaną psychikę Michaela i zaskakuje niemal bez przerwy, aż do ostatniej strony, na której dowiadujemy się, kim jest opowiadający całość wszechwiedzący narrator. Finał daje też do zrozumienia, co jest tu najważniejsze - wcale nie kulminacyjne starcie, które... a tego już dowiecie się pod koniec lektury. Rozwiązanie konfliktu zadziwia nie mniej niż odkrycie kart przez narratora.
Duncan Fegredo, a raczej DUNCAN FEGREDO. Nawet gdyby scenariusz był słaby, Enigmę mogłaby obronić sama oprawa graficzna. Mroczna, nastrojowa, początkowo bardzo niedbała kreska zmienia się i klaruje w miarę odkrywania przez Michaela Smitha swojej prawdziwej natury. Można było przeczytać o tym dużo wcześniej, w numerze magazynu Kazet poświęconemu Milliganowi, ale jest to coś, co nietrudno zauważyć samemu. Dodatkowym atutem ilustracji są kolory nałożone przez Sherylin van Valkenburgh - Fegredo chyba nie mógł trafić lepiej. W efekcie czytelnik otrzymuje genialną syntezę scenariusza, ilustracji i kolorów; każdy z tych elementów rzuca na kolana, zaś połączone w całość stanowią o wiele więcej niż tylko sumę części składowych.
Bałem się pisać o Enigmie, bo chyba żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, jak bardzo uwielbiam ten komiks oraz jakie wywarł na mnie wrażenie. Nie będąc znawcą stwierdzam, że ze wszystkich przeczytanych przeze mnie historii obrazkowych dzieło Milligana i Fegredo przegrywa chyba tylko z Watchmen, ale z drugiej strony ciężko porównywać te, różniące się prawie wszystkim, opowieści. Jeśli już czytałeś, być może potwierdzisz moje słowa, a jeśli nie... gdyby moja recenzja nie zachęcała do sięgnięcia po Enigmę wystarczająco mocno, mam małą prośbę: zdobądź ten komiks mimo wszystko, a jestem prawie pewny, że nie pożałujesz. Dla mnie jest to horror na stałe ulokowany w czołówce nie do pobicia, niesamowity evergreen zupełnie nie starzejący się z biegiem lat.
Nazwisko Fegredo załatwiłoby sprawę, ale zdecydowanie podkręciłeś moje zainteresowanie tym tytułem.
OdpowiedzUsuń