Metody Marnowania Czasu: Enigma [Peter Milligan & Duncan Fegredo] [recenzja]

wtorek, 29 września 2009

Enigma [Peter Milligan & Duncan Fegredo] [recenzja]


Są komiksy, o których zwyczajnie boję się pisać. Wspominałem o tym przy okazji From Hell - historia Moore'a pozostawiała czytelnika bez jakiegokolwiek pola do popisu, nie dając mu możliwości wypowiedzenia się w interesujący sposób. Enigma Petera Milligana i Duncana Fegredo działa w odwrotny sposób - uwielbiam ten komiks tak bardzo, że mogę pisać o nim w kółko, a raczej bełkotać, wyrzucając z siebie nieskładne zdania mające być pochwałami. Nie chciałem pisać o tej ośmioczęściowej miniserii, ale w końcu otrzymałem paczkę z Enigmą oraz kompletem odcinków The Extremist (obie opowieści przeczytałem o wiele wcześniej - w połowie dzięki zebranym zeszytom, w połowie dzięki skanom) i stwierdziłem "Kiedyś przecież muszę to zrobić". Poza tym co jakiś czas wychwalam scenariusze Milligana, a okazuje się, że napisałem tu tylko o The Eaters oraz początkach Greek Street. Pora zabrać się za jego twórczość z większym zapałem, zaczynając od jego najlepszego, a w najgorszym wypadku jednego z najlepszych dzieł. We wstępie Grant Morrison słusznie zauważył, że żaden wstęp nie skłoni czytelnika do przeczytania/kupienia danego komiksu, ale kto wie, może ten tekst sprawi, że ktoś jednak sięgnie po Enigmę. Bardzo bym się z tego powodu cieszył.

Głównym bohaterem opowieści jest dwudziestokilkuletni Michael Smith, gość tak pospolity jak jego nazwisko. Michael żyje w świecie rutyny - we wtorki kocha się ze swoją dziewczyną, w sobotę odwiedza z nią kluby, a kiedy indziej robi inne rzeczy przypisane do danego dnia. Dodatkowym elementem szarej codzienności jest praca w charakterze osoby naprawiającej telefony. Trudno się dziwić, że Michael jest zrezygnowany i nie widzi w tym wszystkim sensu. Niezadowolenie z życia, pracy i związku sięga zenitu, jednak w pewnym momencie następuje impuls zachęcający go do zmiany. W okolicy pojawia się The Head, potwór zjadający ludzkie mózgi, tylko pozornie będący kiepskim i sztampowym pomysłem scenarzysty (a to nie jedyna tego typu postać znajdująca się na kartach tej opowieści). Michael przypomina sobie, że przecież w dzieciństwie czytał Enigmę, jego ulubiony komiks, w którym występował tajemniczy pożeracz mózgów. Żeby było śmieszniej, pozostali bohaterowie tamtej historii również pojawiają się w prawdziwym życiu, łącznie z tytułowym, najdziwniejszym i najbardziej zagadkowym. Michael postanawia zerwać ze swoimi dotychczasowymi przyzwyczajeniami oraz rozstać się z kobietą, z którą przecież wcale nie było mu dobrze, i odnaleźć Titusa Birda, autora komiksu. Może będzie wiedział, dlaczego wymyśleni przez niego bohaterowie ożyli?


Tak zaczyna się podróż, którą można nazwać odyseją Michaela Smitha, a jej celem jest odnalezienie swojego prawdziwego - i bardzo zaskakującego - ja. Nie jestem pierwszym, który wspomina o tym, że Milligan uwielbia temat tożsamości, zresztą dla każdego, kto zna jego komiksy, jest to oczywista oczywistość. Scenariusz Enigmy miażdży pod każdym względem, tworzy genialny nastrój, w niezwykle wiarygodny sposób konstruuje skomplikowaną psychikę Michaela i zaskakuje niemal bez przerwy, aż do ostatniej strony, na której dowiadujemy się, kim jest opowiadający całość wszechwiedzący narrator. Finał daje też do zrozumienia, co jest tu najważniejsze - wcale nie kulminacyjne starcie, które... a tego już dowiecie się pod koniec lektury. Rozwiązanie konfliktu zadziwia nie mniej niż odkrycie kart przez narratora.

Duncan Fegredo, a raczej DUNCAN FEGREDO. Nawet gdyby scenariusz był słaby, Enigmę mogłaby obronić sama oprawa graficzna. Mroczna, nastrojowa, początkowo bardzo niedbała kreska zmienia się i klaruje w miarę odkrywania przez Michaela Smitha swojej prawdziwej natury. Można było przeczytać o tym dużo wcześniej, w numerze magazynu Kazet poświęconemu Milliganowi, ale jest to coś, co nietrudno zauważyć samemu. Dodatkowym atutem ilustracji są kolory nałożone przez Sherylin van Valkenburgh - Fegredo chyba nie mógł trafić lepiej. W efekcie czytelnik otrzymuje genialną syntezę scenariusza, ilustracji i kolorów; każdy z tych elementów rzuca na kolana, zaś połączone w całość stanowią o wiele więcej niż tylko sumę części składowych.


Bałem się pisać o Enigmie, bo chyba żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego, jak bardzo uwielbiam ten komiks oraz jakie wywarł na mnie wrażenie. Nie będąc znawcą stwierdzam, że ze wszystkich przeczytanych przeze mnie historii obrazkowych dzieło Milligana i Fegredo przegrywa chyba tylko z Watchmen, ale z drugiej strony ciężko porównywać te, różniące się prawie wszystkim, opowieści. Jeśli już czytałeś, być może potwierdzisz moje słowa, a jeśli nie... gdyby moja recenzja nie zachęcała do sięgnięcia po Enigmę wystarczająco mocno, mam małą prośbę: zdobądź ten komiks mimo wszystko, a jestem prawie pewny, że nie pożałujesz. Dla mnie jest to horror na stałe ulokowany w czołówce nie do pobicia, niesamowity evergreen zupełnie nie starzejący się z biegiem lat.

1 komentarz:

  1. Nazwisko Fegredo załatwiłoby sprawę, ale zdecydowanie podkręciłeś moje zainteresowanie tym tytułem.

    OdpowiedzUsuń

stat4u