Po lekturze albumu Suita apokaliptyczna czułem się dość usatysfakcjonowany: było sympatycznie, z pomysłem, dość nietypowo i ze świetną kreską. Pierwszy tom serii Umbrella Academy przypadł mi do gustu, ale jednocześnie chciałem, żeby kolejny był jeszcze lepszy – bo czemu miałbym tego nie chcieć?
W Dallas nasi bohaterowie próbują pozbierać się po tym, co spotkało ich w poprzednich epizodach komiksu, tyle że niekoniecznie im to wychodzi. A jakby tego było mało, część z nich doganiają odsunięte wcześniej problemy, których już dłużej nie da się unikać. Z jednej strony jest więc lekkie poczucie, że znowu dzieje się to samo (bo atmosfera opowieści jest podobna do tej, którą poznaliśmy już wcześniej), ale jednocześnie czuje się, że Umbrella Academy cały czas jest świeżą serią, zaś jej scenarzysta, Gerard Way, ma głowę pełną pomysłów – to wszystko bywa dosyć chaotyczne i nieprzewidywalne, momentami sprawia wręcz wrażenie wymyślonego na poczekaniu, ale w tym wypadku wszystko działa jako całość i najwidoczniej taki właśnie miał być urok tego komiksu.
Oczywiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że cała ta drużyna, gdzie ktoś jest sparaliżowany, ktoś inny się objada, generalnie nie ma tam nikogo pozbawionego mniejszych lub większych (ale raczej większych) problemów, to po prostu nieco inne oblicze Doom Patrolu… i że nieprzypadkowo Way został później zatrudniony do pisania o tamtej grupie nietypowych superbohaterów.
Tak czy inaczej, bardzo dobrze, że wciąż mamy do czynienia z komiksem nieszablonowym i że wciąż ogląda się to świetnie. Lubię to, co napisał scenarzysta, jednak wszystko, co wyczynia w Umbrella Academy Gabriel Bá, chyba przypadło mi do gustu jeszcze bardziej. Sam już nie wiem, czy polubiłem Hazela i Cha-Chę przede wszystkim za ich zachowanie, czy za to, jak zostali zilustrowani. A podobnych, zapadających w pamięć postaci czy wątków jest tu na szczęście więcej.
7/10
Nadal jest dobrze. Wciąż nie ma w tej historii czegoś, co kazałoby mi piać z zachwytu, ale z drugiej strony, w Umbrella Academy znalazło się tyle ciekawych pomysłów, a całość wygląda tak dobrze, że z pewnością nie odmówię sobie przyjemności sięgnięcia po kolejne przygody tej dysfunkcyjnej rodziny.
+ wciąż oryginalność
+ ilustracje, kolory
+ liczne nietypowe i ciekawe pomysły scenarzysty
+ Hazel i Cha-Cha!
– cały czas brakuje ewidentnych minusów; po prostu, mimo wszystko, czekam na to nieuchwytne „coś więcej”
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie W Centrum Komiksu
PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz