Pokazywanie postów oznaczonych etykietą doom patrol. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą doom patrol. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 22 marca 2020
Co tam czytam? #14: Doom Patrol: Nada | My Friend Dahmer
Brak komentarzy:
Labels:
co tam czytam?,
dc,
derf backderf,
doom patrol,
gerard way,
harry n. abrams,
komiksy,
my friend dahmer,
nick derington,
young animal
Posted by
Michał Misztal
sobota, 15 czerwca 2019
Komiksowe Podsumowanie Miesiąca: Maj 2019
Swoje Planszówkowe Podsumowania Miesiąca robię już od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy nie pomyślałem o tym, żeby robić to samo z komiksami. Próbowałem tego - nie wyszło, a przynajmniej nie wychodziło zbyt regularnie. Teraz powinno się udać. Będzie trochę inaczej niż z grami planszowymi, trudno mi jednak stwierdzić, jak dokładnie, bo robię to od niedawna, więc siłą rzeczy nie mam jeszcze opracowanej formuły tych tekstów. Zobaczymy, wyjdzie w praniu. Niech żyje własnym życiem i opracuje się samo:
niedziela, 12 maja 2019
Komiksowe Podsumowanie Miesiąca: Kwiecień 2019
Brak komentarzy:
Labels:
brom,
cykle,
daredevil,
dc,
detective comics,
doom patrol,
komiksowe podsumowanie miesiąca,
komiksy,
michael deforge,
mother panic,
unka odya,
young animal
Posted by
Michał Misztal
Swoje Planszówkowe Podsumowania Miesiąca robię już od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy nie pomyślałem o tym, żeby robić to samo z komiksami. Próbowałem tego - nie wyszło, a przynajmniej nie wychodziło zbyt regularnie. Teraz powinno się udać. Będzie trochę inaczej niż z grami planszowymi, trudno mi jednak stwierdzić, jak dokładnie, bo robię to od niedawna, więc siłą rzeczy nie mam jeszcze opracowanej formuły tych tekstów. Zobaczymy, wyjdzie w praniu. Niech żyje własnym życiem i opracuje się samo:
czwartek, 10 stycznia 2019
Doom Patrol: Brick by Brick [Gerard Way & Nick Derington] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
doom patrol,
gerard way,
komiksy,
nick derington,
rachel pollack,
recenzje,
young animal
Posted by
Michał Misztal
Remember when all the other kids on the block had Superman and Batman as positive role models? Well, if you could only identify with a human brain in a metal body or a guy wrapped up in bandages, and if you grew up weird, welcome home. You're among friends now.
Grant Morrison
I can't review this book in a meaningful way, because it's not something to be reviewed. It's really a comic to be experienced.
A reviewer named Patrick
– I'm not complaining, but sometimes it would be nice to just stop a bank robbery or foil a criminal mastermind. You know, like the regular super-guys.
– Nonsense, Cliff! It's essential that we leave such feeble-minded pursuits to the musclebound cretins who enjoy them. Our work is far more important.
Down Paradise Way
Po niniejszy tom wznowionej serii Doom Patrol sięgnąłem spontanicznie, bez żadnych przygotowań – kolejne podejście, jakieś Young Animal, niech będzie. Doom Patrol to Doom Patrol, przekonajmy się, co z tego wyszło. Nie wiedziałem nawet, czy jest to typowa kontynuacja, zaś jeśli tak, obawiałem się, że mogę mieć problem, bo choć czytałem chyba najsłynniejszą wersję tego cyklu, scenariuszy Rachel Pollack już nie znam, nie wspominając o następnych odsłonach. Za to wszystko, co wyczyniał z Doom Patrolem Grant Morrison…
środa, 16 maja 2012
Doom Patrol: Planet Love [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]
2 komentarze:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
komiksy,
recenzje,
richard case,
simon bisley,
vertigo
Posted by
Michał Misztal
Już na samym początku Planet Love, ostatniego tomu serii Doom Patrol do scenariuszy Granta Morrisona, czytelnik ma do czynienia z, jakżeby inaczej, atakiem absurdalności. Ze wszystkich stron. Cliff Steele, czyli Robotman, wraca do ludzkiej postaci, tyle że na razie nie wiadomo, z jakiego powodu. Po chwili odkrywa, że światem rządzą insekty, a zaraz potem, że wcale nie jest robotem, to wszyscy inni są robotami, a on sam to jedyna istota ludzka na Ziemi. Pierwsze strony tego zbioru burzą całą dotychczasową konstrukcję Doom Patrol, i nawet jeśli robią to jedynie na moment, Morrison świetnie pozbył się wrażenia powtarzalności, jakie towarzyszyło mi podczas lektury Magic Bus. To, co następuje potem, jest już bardziej standardowe, oczywiście jak na tę serię: dziwni bohaterowie muszą pokonać jeszcze jednego dziwnego przeciwnika, jednak scenarzysta umiejętnie wywiązał się z trudnego zadania zakończenia tej nietypowej serii. Niby znowu postawił na skrajne nagromadzenie chorych pomysłów, ale w przeciwieństwie do wcześniejszej części, w ogóle nie odczułem znudzenia. Morrison dał czytelnikom dobry finał. Dodatkowo na samym końcu znajduje się jeszcze historia Judgement Day z komiksu Doom Force Special #1, ale nie należy do głównej serii, a poza tym, niestety, znacząco zaniża wysoki poziom tego tomu i nic by się nie stało, gdyby jej tu nie było.
Pamiętam, że recenzując pierwszy tom Doom Patrol, Crawling From The Wreckage, w październiku 2009 roku (nie jestem zbyt szybki, jeśli chodzi o kompletowanie serii), byłem zachwycony. W trakcie czytania reszty zachwyt zdążył kilka razy zniknąć. Czasami Morrison przesadzał z raczej bezcelowym wrzucaniem do scenariuszy wszystkiego, co absurdalne, samemu kopiąc sobie dołek i sprawiając, że nastawiony na taką fabułę czytelnik robił się trudnym do zaskoczenia i usatysfakcjonowania, wybrednym odbiorcą. Przynajmniej tak było z czytelnikiem piszącym tę recenzję. Wydaje mi się, że gdyby wyszły z tego jakieś cztery tomy zamiast sześciu, końcowe wrażenie byłoby dużo lepsze. Historia stałaby się mniej rozwleczona, pozostałyby same najlepsze pomysły, okrojone z nadmiaru zbędnych rzeczy. Ale mimo kilku wad cały Doom Patrol to nadal kawał dobrego, łamiącego niemal wszelkie standardy i zaskakującego nawet po tak wielu latach komiksu. Konwencje typowej opowieści superbohaterskiej rzadko mają tu rację bytu. Polecam wszystkim, o ile ktoś nie wymiotuje, widząc na okładce nazwisko Morrisona. Teraz chyba kolej na The Invisibles, następną serię tego autora, którą skompletuję pewnie jakoś w 2015 roku.
wtorek, 1 maja 2012
Doom Patrol: Magic Bus [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]
1 komentarz:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
komiksy,
recenzje,
richard case,
simon bisley,
vertigo
Posted by
Michał Misztal
Przedostatni tom Doom Patrol Granta Morrisona jest częścią, po przeczytaniu której przeszło mi całe wrażenie zaskoczenia. Na stronach czterech poprzednich wydań zbiorczych scenarzysta bez przerwy zaskakiwał, wykorzystując pozornie najgłupsze pomysły i z niedorzecznych elementów tworząc dobry komiks, ale w Magic Bus brakuje czegoś nowego. To nadal ciekawa lektura, tyle że całą recenzję mógłbym właściwie zamknąć w słowach: to samo po raz piąty. I wszystko byłoby w porządku, ale po tej serii oczekiwałem czegoś więcej. Nieustający strumień dziwnych i absurdalnych wydarzeń powtórzony w kolejnym tomie może w końcu trochę znudzić. Teraz moja ogólna ocena serii będzie w dużej mierze zależeć od tego, co znajdzie się w Planet Love, ostatniej części. Na szczęście finałowy epizod Magic Bus pozwala przypuszczać, że jeszcze może być interesująco i trochę inaczej niż do tej pory. Mam nadzieję na dobre zakończenie bardzo ciekawej serii, a nie tylko następną powtórkę.
czwartek, 26 stycznia 2012
Doom Patrol: Musclebound [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
komiksy,
recenzje,
richard case,
simon bisley,
vertigo
Posted by
Michał Misztal

Czytając Morrisona i jego Doom Patrol naprawdę można wymięknąć, zwłaszcza, że czwarty tom nadal zaskakuje, nawet jeśli zna się treść trzech poprzednich i mniej więcej wie, czego należy oczekiwać. Tym razem okładka (najbardziej niedorzeczna z dotychczasowych) przedstawia zbiór dziewięciu zeszytów, w których można znaleźć między innymi konkluzję historii o Pentagonie, poprzedzoną opowieścią The Secret Origin of Flex Mentallo, czyli wreszcie wiadomo, skąd wzięła się ta dziwna postać. Później następuje krótki epizod o Erneście Franklinie, mordercy z umysłem dziecka, zabijającym ludzi z brodami. Ernest chce dopaść Nilesa Cauldera, dowódcę grupy Doom Patrol, a Morrison jest jednym z nielicznych scenarzystów, którzy z tak idiotycznego pomysłu potrafią zrobić dobry komiks. Idiotycznych (czasami tylko pozornie) pomysłów jest w tym zbiorze o wiele więcej, więcej niż we wcześniejszych. Mr. Evans, Sex Men, a na końcu New New New Brotherhood of Dada z kilkoma nowymi, jeszcze bardziej zaskakującymi (naprawdę!) osobami w swoich szeregach... to trzeba przeczytać samemu, oczywiście jeżeli ktoś nie poddał się już wcześniej. Chciałbym napisać, że jeśli dotrwał aż do Musclebound, już nic go nie zdziwi, ale musiałbym skłamać. A Mr. Nobody, The Love Glove, Agent "!" i Alias the Blur będą kontynuowali swoją wyprawę także w kolejnym tomie i sam nie wiem, czego się po nim spodziewać. Mimo strachu jestem wielkim fanem. No i te okładki...







piątek, 13 stycznia 2012
Doom Patrol: Down Paradise Way [Grant Morrison, Richard Case & Kelley Jones] [recenzja]
2 komentarze:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
kelley jones,
komiksy,
recenzje,
richard case,
simon bisley,
vertigo
Posted by
Michał Misztal

Co tym razem? Na pewno wiele rzeczy, których się nie spodziewałem. W Doom Patrol można oczekiwać jedynie maksymalnej dawki surrealizmu. Już na samym początku Morrison wprowadza jedną z ciekawszych postaci w całej serii. Jest nią Danny the Street, zaś słowo postać właściwie nie ma sensu, ponieważ Danny jest żywą ulicą. Przemieszcza się, porozumiewa z ludźmi za pomocą liter ułożonych z dymu albo napisów umieszczonych w oknach sklepów. Jest również Mr. Jones, niezrównoważony strażnik normalności (oraz jego The Men from N.O.W.H.E.R.E, zabójcy o specyficznym sposobie wypowiadania zdań), a co może być bardziej nienormalnego niż ulica posiadająca własne uczucia? Jeśli dołączymy do tego przechodniów z grupy Doom Patrol, na pewno będzie bardzo dziwnie.

"I'm not complaining, but sometimes it would be nice to just stop a bank robbery or foil a criminal mastermind. You know, like the regular super-guys".
"Nonsense, Cliff! It's essential that we leave such feeble-minded pursuits to the musclebound cretins who enjoy them. Our work is far more important".
środa, 28 grudnia 2011
Doom Patrol: The Painting That Ate Paris [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]
2 komentarze:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
komiksy,
recenzje,
richard case,
simon bisley,
vertigo
Posted by
Michał Misztal

Zeszyty wchodzące w skład The Painting That Ate Paris pierwotnie ukazywały się na przełomie lat 1989 i 1990. Prawie całe moje życie później nadal są świeże, oryginalne i zaskakujące. Fakt, że Grant Morrison znowu przedstawia idiotyczne (często pozornie) i niemożliwie pokręcone pomysły, ale potrafi zrobić to w taki sposób, że jestem jego fanem, choć jak na razie przeczytałem jedynie ułamek tego, co napisał.


Myśleliście, że drugi tom Doom Patrol będzie mniej popieprzony? Pudło.
Na dzień dobry grupa musi zmierzyć się z Bractwem Zła przemianowanym na Bractwo Dada, dowodzonym przez dziwną postać o imieniu Mr. Nobody. Reszta Bractwa to Fog, człowiek wchłaniający swoje ofiary, które po wchłonięciu nie pozwalają mu dojść do słowa, Sleepwalk, kobieta mogąca korzystać ze swoich mocy tylko wtedy, gdy lunatykuje, Frenzy, gość z dwoma kołami od roweru na plecach oraz Quiz, przeciwniczka głównych bohaterów z każdą nadnaturalną umiejętnością, o której nie pomyśli jej rywal. Bractwo weszło w posiadanie obrazu mogącego pożerać całe miasta. Obraz pożera Paryż, a Doom Patrol musi wejść do jego wnętrza, przebyć masę ukrytych w nim odmiennych rzeczywistości, a następnie pokonać to, co ukrywa się w środku, coś znacznie bardziej niebezpiecznego niż Bractwo Dada.

Później bywa jeszcze dziwniej. Na przykład walka z Kultem Nienapisanej Księgi, nasyłającym na swoje ofiary coraz bardziej nietypowych zabójców. Na samym końcu tomu okazuje się, że nowe mechaniczne ciało Cliffa Steele (Robotmana) zdołało rozwinąć samoświadomość i postanowiło zniszczyć chowany w jego środku mózg. To akurat najmniej ciekawy epizod w całym komiksie, ale pokazuje równie dobrze jak cała reszta, że w Doom Patrol szaleństwo jest wszechobecne. Najbardziej podobał mi się odcinek, w którym Robotman wchodzi do umysłu rannej Crazy Jane, poznając wiele z jej 64 osobowości. We wnętrzu jej głowy może z nimi rozmawiać, współpracować lub walczyć. Nie wszystkie są nastawione do niego przyjaźnie.
Rysownikiem serii nadal jest Richard Case. Od Crawling From The Wreckage niewiele się zmieniło, kreska jest znośna, jednak w przeciwieństwie do scenariusza nie przetrwała próby czasu. Okładkami zajął się za to Simon Bisley i nawet po dwóch dekadach ogląda się jego prace z przyjemnością.
Co dalej? Nie wiem. Boję się, ale chcę to przeczytać i przeczytam. Tym razem na pewno nie będę zwlekał przez dwa lata, kolejny tom Doom Patrol, Down Paradise Way, już czeka na mnie na półce.
niedziela, 11 października 2009
Doom Patrol: Crawling From The Wreckage [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]
Brak komentarzy:
Labels:
doom patrol,
grant morrison,
komiksy,
recenzje,
richard case,
vertigo
Posted by
Michał Misztal
Pamiętasz, jak wszystkie inne dzieciaki uznawały Batmana i Supermana za wzory do naśladowania? Cóż, jeśli ty mogłeś identyfikować się jedynie z ludzkim mózgiem w metalowym ciele lub z gościem owiniętym bandażami, i jeśli wyrosłeś na dziwaka, witamy w domu. Jesteś wśród przyjaciół.
Grant Morrison
Dziwny, dziwniejszy, najdziwniejszy... gdybym miał opisać Doom Patrol Morrisona jednym słowem, potrzebowałbym przymiotnika znajdującego się o kilka stopni wyżej niż "najdziwniejszy". Mówiąc najprościej, Crawling From The Wreckage jest wszystkim tym, czego nie spodziewasz się po komiksie, w którym występują takie postacie jak ludzki mózg w ciele robota lub mała dziewczynka o małpiej twarzy. Osoba, która nie zbada gruntu przed sięgnięciem po tę historię, będzie nieźle zaskoczona, ponieważ Doom Patrol zdaje się krzyczeć z każdej strony (choćby z okładki), że mamy do czynienia z banalną rzeczą z serii "superbohaterowie z supermocami leją superłotrów z supermocami". Grant Morrison zburzył te ramy i postawił w ich miejsce coś zupełnie niespotykanego, świeżego nawet dziś, ponad dwie dekady po ukazywaniu się zeszytów tej serii na amerykańskim rynku.

Wspomagany głównie przez ilustracje Richarda Case'a (naturalnie warstwa graficzna zestarzała się i to bardzo, ale nie aż tak, jak choćby pierwsze odcinki Hellblazera czy Animal Mana, również pisane przez Granta; rysunki Case'a da się zdzierżyć, nie jest tak źle), szalony Morrison stworzył chory i surrealistyczny świat, z chorymi głównymi bohaterami. Nie dziwię się dzieciakom, które wolały bawić się w Batmana i Supermana, odstawiając grupę Doom Patrol do lamusa. Jej członkowie nie są kimś, kogo chce się udawać i kogo się podziwia. To banda godnych pożałowania, dysfunkcjonalnych istot, które ratują świat przed równie niedorzecznymi problemami. Gdzie im tam do umięśnionego, prawego i paradującego w wyprasowanym kostiumie Supermana.
Doom Patrol tworzą: Niles Caulder, przywódca grupy, kaleka jeżdżący na wózku inwalidzkim; Robotman, czyli ocalony z wypadku ludzki mózg znajdujący się w ciele robota; Crazy Jane, schizofreniczka mająca 64 znane osobowości; Rebis, będąca/będący połączeniem kobiety, mężczyzny oraz istoty znanej jako Negative Spirit; Dorothy Spinner, dziewczynka o niezbyt wyjściowej twarzy i zdolności ożywiania wyobrażonych przyjaciół oraz Joshua, jedyny typowy (ale czy na pewno?) superbohater, który nie chce jednak korzystać ze swych mocy, woląc wspomagać Doom Patrol wyłącznie wiedzą medyczną. Członkowie Doom Patrol są dziwni, nietypowi i niezbyt dobrze radzą sobie sami z sobą, a przecież muszą dodatkowo walczyć z równie niekonwencjonalnymi przeciwnikami. Grant Morrison zaadaptował kilka postaci ze starszych wersji komiksu, dołożył parę swoich i przedstawił całość w taki sposób, że po lekturze czułem się jak pewien duchowny, który w Crawling From The Wreckage został zmiażdżony spadającą z nieba lodówką.

Wystarczy kilka stron, aby przekonać się, że w świecie Morrisona rządzi abstrakcja i brak jakichkolwiek reguł. W omawianym TPB Doom Patrol musi zmierzyć się między innymi z inwazją Orqwith, miasta stworzonego przez grupę filozofów, którzy zapisali jego historię w pewnej książce, powołując je do życia oraz sprawiając, że ten inny świat przenika do naszego. Orqwith jest broniony przez Scissormen, istoty będące odpowiednikami inkwizycji i wycinające znaną nam rzeczywistość. Dalej mamy dziwacznego kolekcjonera motyli, Red Jacka, który uważa się za Boga, żywi bólem więzionych przez niego stworzeń, a raz na sto lat odwiedza nasz świat - czasem w celu mordowania prostytutek z Whitechapel, czasem w celu wzięcia ślubu. W odcinku podsumowującym Crawling From The Wreckage, wytwory wyobraźni Dorothy postanawiają wziąć odwet za to, że zostali przez nią zamordowani wyobrażonym pistoletem. A ponoć dalej jest jeszcze ciekawiej...
Zamiast pisać, że polecam, powiem tak: gdybym oceniał omawiane przez siebie komiksy, dałbym temu TBP 10/10, no, w najgorszym wypadku 9. Kupujcie bez dyskusji, chyba, że przedstawiony poziom abstrakcji przekracza Wasze normy. Ja jestem usatysfakcjonowany.

Subskrybuj:
Posty (Atom)