Metody Marnowania Czasu: Umbrella Academy: Suita apokaliptyczna [Gerard Way & Gabriel Bá] [recenzja]

niedziela, 2 czerwca 2019

Umbrella Academy: Suita apokaliptyczna [Gerard Way & Gabriel Bá] [recenzja]


Czterdzieści trzy kobiety rodzą – nagle i niespodziewanie, bo chwilę przed tym wydarzeniem nic nie wskazywało na to, że są w ciąży. Siedmioro z nich (dodajmy, że każde z dzieci posiada wyjątkowe, nadludzkie zdolności) adoptuje tajemniczy Reginald Hargreeves, tworząc tytułową Umbrella Academy oraz twierdząc, że chce w ten sposób uratować świat. Lata później umiera, tyle że Akademia i tak już wtedy nie istnieje, a część nie potrafiącego dogadać się ze sobą rodzeństwa spotyka się dopiero na pogrzebie ich przybranego ojca. 

Czyli: kolejne trykoty i promienie wystrzeliwane z różnych części ciała, jednak spokojnie – wokalista My Chemical Romance, Gerard Way (który niecałą dekadę po ukazaniu się początków Umbrella Academy zostanie współzałożycielem publikującego w duchu starego Vertigo imprintu Young Animal i będzie pisał między innymi Doom Patrol) przygotował scenariusz po swojemu i ze smakiem. Stworzył interesującą grupę nietypowych, dysfunkcyjnych superbohaterów, a następnie postawił na ich drodze dość oryginalne problemy. W albumie Suita apokaliptyczna dzieje się sporo, zaś Way wrzuca trochę wszystkiego do jednego kotła, jednak pomimo tego całość sprawdza się zaskakująco dobrze. A jeśli już o problemach mowa (w końcu co może być ciekawszego we wszelakich opowieściach?), członkowie Akademii mają ich naprawdę sporo – ze swoimi przeciwnikami, z Hargreevesem i jego spuścizną, ze sobą nawzajem, a nawet z końcem świata. Jest zagadkowo, jest przygoda, wygląda na to, że jest na to wszystko pomysł, bo przecież na tej części historia się nie kończy i jest spory potencjał na udany ciąg dalszy. Kupuję to, chociaż z lekką rezerwą, o czym za chwilę.


Umbrealla Academy wygląda świetnie: od rewelacyjnych okładek, za które odpowiada James Jean (którego polscy czytelnicy mogą kojarzyć na przykład z Baśni), po ilustracje Gabriela Bá (pojawił się w Polsce w B.B.P.O. - 1946-1948 oraz, tym razem jako scenarzysta, w Daytripperze) tworzącego świetny zespół razem z zajmującym się kolorami Dave’m Stewartem. Ze względu na swój charakterystyczny styl od razu widać, czyja to robota, którą w dodatku wykonano na naprawdę wysokim poziomie, przez co bardzo chętnie zobaczę kolejne prace wyżej wymienionych autorów, dopasowujących się do przygotowanej przez Waya, lekko kwasowej opowieści.


Na ostatniej stronie okładki, pośród kilku jak zawsze zachęcających cytatów, można przeczytać jeden z Washington Post: „Way (…) łączy arcywiktoriańską wrażliwość z porywczością chochlika, co daje kpiarski, odrobinę podszyty grozą debiut” – na szczęście Umbrella Academy nie jest czymś tak pretensjonalnym jak ta wypowiedź. Właściwie wszyscy dali tu radę, Way idealnie zmieszał powagę z wątkami nieco bardziej humorystycznymi oraz podlał ten miks niezwykle odpowiadającą mi dziwnością, zaś warstwa graficzna walczy ze scenariuszem o to, co właściwie jest w tym komiksie lepsze. Trochę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to taki Doom Patrol Morrisona (który napisał zresztą wstęp do Suity) w wersji soft. Może przez to, że czytałem te postacie w interpretacji Waya już wcześniej. Na szczęście scenarzysta gra tutaj po swojemu, fakt, że używając niejednokrotnie równie odjechanych protagonistów. Nie mogę stwierdzić, że pierwsze wydanie zbiorcze serii rozsadziło mi mózg (a chciałoby się, zwłaszcza po usłyszeniu wielu pozytywnych opinii na jego temat), ale nie jest to też typowa opowieść superbohaterska – stoi pewnie na własnych nogach.


WERDYKT 

Jest dobrze, nawet bardzo. Daję 7, co może sprawiać wrażenie, że nie jestem do końca zadowolony, ale chodzi bardziej o to, że traktuję Suitę apokaliptyczną jako wstęp. Mam wrażenie, że do czegoś, co będzie jeszcze lepsze, więc ósemkę albo nawet dziewiątkę zarezerwują sobie na później – przynajmniej taką mam nadzieję.

7/10 

Zdecydowanie polecam sprawdzić.

+ oryginalny superbohaterski tytuł
+ ciekawe postacie, o których jeszcze nie wiemy zbyt wiele, ale które chce się lepiej poznać
+ cała warstwa graficzna
+ komiks wyróżniający się na tle wielu historii obrazkowych z tej samej szufladki

– rażących minusów nie stwierdzam, po prostu chciałoby się nieco więcej i mam nadzieję, że dostanę to w kontynuacji

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie IGN Polska

PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u