Metody Marnowania Czasu: Metody Marnowania Czasu 1/2024 (4): Armada, tom 11 | Dom Slaughterów, tom 2 | Miażdżąca groza | One Piece, tomy 47-48 | Plastic Man: Ścigany | Secret Hitler | Diablo II: Resurrected

sobota, 6 stycznia 2024

Metody Marnowania Czasu 1/2024 (4): Armada, tom 11 | Dom Slaughterów, tom 2 | Miażdżąca groza | One Piece, tomy 47-48 | Plastic Man: Ścigany | Secret Hitler | Diablo II: Resurrected


Czy właśnie, w dodatku nie po raz pierwszy, zaczynam coś nowego, co najprawdopodobniej przeżyje kilka/kilkanaście wpisów, a następnie umrze śmiercią naturalną? Jeszcze jak! Z Komiksowymi Podsumowaniami Tygodnia nie do końca wyszło, to teraz pobawię się w coś podobnego, ale nieregularnie (bo konieczność wrzucania wpisu co siedem dni, czasem na siłę, nie jest czymś dla mnie) i bardziej ogólnie. Już nie tylko na temat komiksów, ale też na przykład o planszówkach albo grach na ekranie – czyli o kolejnych rzeczach, na których zupełnie się nie znam.

PRZECZYTANE

KOMIKSY


ARMADA, tom 11: Niestały świat [Jean-David Morvan & Philippe Buchet | Egmont]: Zazwyczaj chwalę, nawet, kiedy główna bohaterka zachowuje się jak irytujące dziecko, ale Niestały świat, jedenasty tom Armady, jest moim zdaniem najgorszym z dotychczasowych. Niby-Japonia, intryga o wiele mniej interesująca niż zwykle, Navis jak zawsze wie wszystko najlepiej. Mamy niby zarysowaną gdzieś w tle niejednoznaczność, ale nie tak, jak miało to miejsce do tej pory, co nieraz wymuszało na czytelniku zastanowienie się, kto tu tak naprawdę jest zły, a kto dobry  i czy kogokolwiek da się nazwać dobrym. Bronią się jedynie rysunki. Pierwsze większe rozczarowanie Armadą, mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy.


DOM SLAUGHTERÓW, tom 2: Szkarłat [Sam Johns & Letizia Cadonici | Non Stop Comics]: Pierwsze rozczarowanie serią Coś zabija dzieciaki (no dobrze, serią poboczną), niestety od razu spore. Nie żeby poprzedni tom Domu Slaughterów był pozycją wybitną, ale trzymał jakiś tam poziom. Tutaj mamy historię o kimś, kto nie jest ani trochę interesujący, opowiedzianą w tak niechlujny i chaotyczny sposób, że nie do końca wiadomo, co tam się właściwie wydarzyło. Wydania zbiorczego bronią jedynie ilustracje i kolorystyka, dobrze oddając mroczne i niepokojące miejsce, które odwiedza główny bohater. Cała reszta do zapomnienia, na tle głównego cyklu ten tom wypada tragicznie.


MIAŻDŻĄCA GROZA [Junji Ito | JPF]: Wspominałem o tym już kilkukrotnie, ostatnio przy okazji pisania o Ślepej uliczce: moim zdaniem Junji Ito sprawdza się, kiedy pisze dłuższe historie, a w tych krótkich już nie za bardzo. Miażdżąca groza tylko to potwierdza. Nie żebym nie bawił się dobrze przy części fabuł, ale oceniając je na chłodno, nie mogę udawać, że jest tu przesadnie co chwalić. Pomysły autora to w większości głupoty, czasem wręcz obrażające inteligencję odbiorcy, w dodatku na jedno kopyto: ktoś oszalał, bo ma obsesję na jakimś punkcie, pełno tu ludzi o twarzach powykrzywianych przez obłąkanie i robiących absurdalne rzeczy. Czasem sprawdza się ta konwencja lepiej, czasem gorzej (cały idiotyczny wątek Soichiego, włącznie z patentem "coś się dzieje, a potem okazuje się, że to był tylko sen" do kosza na śmieci), innym razem patrzymy, jak ktoś wyciska obfite, pokrywające całą twarz, dosłownie wylewające się pryszcze na twarz kogoś innego... taa...

Głupie to, nieraz nawet bez konkretnej puenty, świetnie zilustrowane, zwłaszcza jeśli chodzi o kadry z wszelakimi ohydztwami. Trochę się już Junjim Ito przejadam, ale mimo to wciąż lubię i niedługo zapewne sięgnę po kolejny tom, w którym spodziewam się dokładnie tego samego. Kupię sobie też pewnie kolejną koszulkę z jego ilustracją, może zrobię dziarę z jakąś maszkarą szalonego dentysty. I tak się to będzie kręcić...


ONE PIECE, tom 47: Zachmurzenie z przejściowymi opadami kości | tom 48: Przygoda Oarsa  [Eiichiro Oda | JPF]: Cóż, dalej nie do końca przekonuje mnie cała ta Wyspa Duchów, ale powtarzam sobie, że po Water 7 trudno, żebym od razu był zachwycony nową historią. Muszę też przyznać, że powoli się to rozkręca, zaś problemy, na które trafili nasi piraci, są jak zwykle grube. Najważniejszy jest taki, że Luffy stracił swój cień, który następnie został dołączony do wielkiego zombiaka Oarsa, obecnie głównej przeszkody słomkowych na drodze do Gekko Morii, jednego z siedmiu królewskich wojowników mórz, czyli kolejnego bossa, który niby jest nie do pokonania, jednak wiadomo, że kapitan prędzej czy później srogo mu naklepie. Pytanie tylko, czy za dwa, pięć czy dziesięć tomów?


PLASTIC MAN: ŚCIGANY [Kyle Baker, Jack Cole | Eaglemoss]: Mimo wszystko nie podobało mi się. A "mimo wszystko", bo mamy tu do czynienia z całkiem ciekawą rzeczą, w której zaskakuje głównie fakt, że taki komiks ukazał się pod szyldem DC. Kiedy jednak przestaniemy traktować Plastic Mana Bakera jako ciekawostkę z nietypową dla tego gatunku kreską, a zechcemy po prostu przeczytać dobrą historię, okazuje się, że nie jest najlepiej. To tylko kreskówka z głupiutkim humorem (rozumiem: konwencja, tylko rozumienie tego nie sprawia, że jest zabawniej) i niezbyt wciągającą fabułą oraz finałem przedstawionym tak, jakby autor nagle zauważył, że za kilka stron musi kończyć i niepotrzebnie przyspieszył. Jeśli potraktować to jako pozycję dla młodszych czytelników, może byłoby lepiej, ale nie potrafię odbierać Ściganego w ten sposób. Kupiłem dla dość intrygującej okładki, cieszę się, że sprawdziłem, ale nie będę miał czego wspominać.

POGRANE

PLANSZÓWKI


SECRET HITLER: W wakacje mieliśmy okazję pograć w, hm, niekontrowersyjną wersję tej gry, czyli w Secret Voldemorta. Polubiłem i to bardzo, ale że nie każde towarzystwo ogarnia Harry'ego Pottera (mieliśmy przykład gracza, który sam nie wiedział, czy jest w Zakonie Feniksa, czy Śmierciożercą), a sam Secret Hitler potrafi kosztować grosze (79zł na Allego razem z wysyłką, zdaje się z Chin, całość prezentuje się fantastycznie: grube plansze, koperty, solidne karty i płytki z ustawami), sprawiłem sobie i tę wersję. Na kolejnym spotkaniu zażarło pięknie. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest coś dla każdego, nie tylko z powodu tematyki – znam ludzi, którzy "nie będą grali w gry, gdzie trzeba kłamać". No dobra. 

Tutaj mamy liberałów i faszystów, ci drudzy, przy każdej liczbie uczestników będący w mniejszości, ukrywają to, kim są, i próbują przepychać swoje ustawy, w czym pomaga im talia, w której liberalnych ustaw jest zdecydowanie mniej. Zmieniający się co turę prezydent dobiera trzy ustawy, odkłada jedną, zakrytą, daje pozostałe kanclerzowi (którego wybiera się najpierw, lub nie, w glosowaniu), a ten wprowadza jedną z nich w życie. 5 liberalnych ustaw/śmierć Hitlera to zwycięstwo liberałów, 6 faszystowskich ustaw/minimum 3 faszystowskie ustawy i Hitler wybrany na kanclerza, wygrywają ci źli. 

Świetna zabawa, mnóstwo emocji, uzasadnionych i całkowicie pozbawionych sensu oskarżeń, trochę losowości (talia kart), żeby nie wszystko wynikało wyłącznie z decyzji graczy. Bo co zrobisz, jeśli jesteś liberalnym prezydentem, ale dobierzesz trzy faszystowskie ustawy? Miłego tłumaczenia się reszcie. Trochę pograłem, trudno mi jeszcze stwierdzić, czy to dobra gra, czy "tylko" niezapomniane doświadczenie zapewnione dzięki niezbyt stabilnej i udanej mechanice. Póki co w moim gronie działa i chcę grać w Secret Hitlera/Voldemorta, kiedy tylko będę miał okazję.

GRY NA EKRANIE


DIABLO II: RESURRECTED: O wielkiej miłości, jaką czułem do pierwszych dwóch części Diablo, pisałem przy okazji tekstu o trójce, twierdząc tam, że dawna magia już chyba nie wróci. Ale wróciła. Diablo II było na promce, więc kupiłem, a jakże, i pomyślałem, że będzie to moja kolejna gra do pociągu. Tyle że mam urlop, nie jeżdżę pociągiem, odłożyłem więc na chwilę Personę 5, zrobiłem sobie Nekromantę, a potem Zabójczynię, którą nigdy dotąd nie grałem i... nie no, to nadal działa pięknie. Może wolę II od III części, bo lubię melodie, które już znam*, w każdym razie bezmyślne siekanie potworów i zbieranie sprzętu znowu daje mi masę radości, a rozbudowa postaci jest tu moim zdaniem o wiele ciekawsza niż w kolejnej odsłonie serii. Klikam, powolutku przechodzę grę i jest dobrze, relaksuję się pływając w hektolitrach posoki wrogów, nie potrzebując od tego tytułu niczego więcej. Zobaczymy, czy po ubiciu Baala będę miał ochotę na coś innego, czy jednak pozostanę przy Resurrected na dłużej.

*choć oczywiście nie do końca, bo sama gra wygląda dużo lepiej, niż kiedyś, dodano też kilka udogodnień, których za moich czasów nie było/nie pamiętam, żeby były, jak choćby wspólne skrytki dla naszych postaci.

tekst: Michał Misztal

PSSST! Inne teksty o komiksach: klik klik | o grach bez prądu: klik klik | o grach na ekranie: klik klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u