Komiksy Granta Morrisona są bardzo często zbiorem jego najdziwniejszych pomysłów i do tego faktu zdążyłem się już przyzwyczaić. Ale nawet mimo to, czytając trzeci tom Doom Patrol, należący do tej samej ligi szaleństwa, co The Filth i Flex Mentallo wymienionego wyżej autora, nie da się uniknąć zaskoczenia. To kolejne nawarstwienie chorych wydarzeń i postaci, upchanie ich na strony rysunkowej historii w takiej ilości, że więcej chyba się już nie dało. Biorąc do ręki Down Paradise Way jest się czego bać, a uczucie to wcale nie mija w czasie lektury. Ani po niej.
Co tym razem? Na pewno wiele rzeczy, których się nie spodziewałem. W Doom Patrol można oczekiwać jedynie maksymalnej dawki surrealizmu. Już na samym początku Morrison wprowadza jedną z ciekawszych postaci w całej serii. Jest nią Danny the Street, zaś słowo postać właściwie nie ma sensu, ponieważ Danny jest żywą ulicą. Przemieszcza się, porozumiewa z ludźmi za pomocą liter ułożonych z dymu albo napisów umieszczonych w oknach sklepów. Jest również Mr. Jones, niezrównoważony strażnik normalności (oraz jego The Men from N.O.W.H.E.R.E, zabójcy o specyficznym sposobie wypowiadania zdań), a co może być bardziej nienormalnego niż ulica posiadająca własne uczucia? Jeśli dołączymy do tego przechodniów z grupy Doom Patrol, na pewno będzie bardzo dziwnie.
To jednak dopiero wstęp. W kolejnych epizodach pojawia się między innymi (zresztą po raz pierwszy w ogóle) Flex Mentallo, przebudzona Rhea, wizyta na obcej planecie, a także zapowiedź czegoś większego, co nadejdzie dopiero w kolejnym tomie. Wszystko podane w sosie naprawdę chorej atmosfery, która dla członków Doom Patrol jest chlebem powszednim i która bardzo mi odpowiada. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu czytelników komiksy Morrisona mogą być bełkotem nie do przejścia, jednak po raz kolejny muszę stwierdzić, że według mnie coś w tym jest. Nie chodzi mi o drugie dno czy poważne przesłanie, ale o dobrą zabawę w czasie czytania jego historii. A tej miałem bardzo dużo. I nie kojarzę innej superbohaterskiej opowieści obrazkowej, która przypominałaby przygody Doom Patrol i była ciągle świeża, choć od premiery minęło więcej niż dwadzieścia lat.
"I'm not complaining, but sometimes it would be nice to just stop a bank robbery or foil a criminal mastermind. You know, like the regular super-guys".
"Nonsense, Cliff! It's essential that we leave such feeble-minded pursuits to the musclebound cretins who enjoy them. Our work is far more important".
Co tym razem? Na pewno wiele rzeczy, których się nie spodziewałem. W Doom Patrol można oczekiwać jedynie maksymalnej dawki surrealizmu. Już na samym początku Morrison wprowadza jedną z ciekawszych postaci w całej serii. Jest nią Danny the Street, zaś słowo postać właściwie nie ma sensu, ponieważ Danny jest żywą ulicą. Przemieszcza się, porozumiewa z ludźmi za pomocą liter ułożonych z dymu albo napisów umieszczonych w oknach sklepów. Jest również Mr. Jones, niezrównoważony strażnik normalności (oraz jego The Men from N.O.W.H.E.R.E, zabójcy o specyficznym sposobie wypowiadania zdań), a co może być bardziej nienormalnego niż ulica posiadająca własne uczucia? Jeśli dołączymy do tego przechodniów z grupy Doom Patrol, na pewno będzie bardzo dziwnie.
To jednak dopiero wstęp. W kolejnych epizodach pojawia się między innymi (zresztą po raz pierwszy w ogóle) Flex Mentallo, przebudzona Rhea, wizyta na obcej planecie, a także zapowiedź czegoś większego, co nadejdzie dopiero w kolejnym tomie. Wszystko podane w sosie naprawdę chorej atmosfery, która dla członków Doom Patrol jest chlebem powszednim i która bardzo mi odpowiada. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu czytelników komiksy Morrisona mogą być bełkotem nie do przejścia, jednak po raz kolejny muszę stwierdzić, że według mnie coś w tym jest. Nie chodzi mi o drugie dno czy poważne przesłanie, ale o dobrą zabawę w czasie czytania jego historii. A tej miałem bardzo dużo. I nie kojarzę innej superbohaterskiej opowieści obrazkowej, która przypominałaby przygody Doom Patrol i była ciągle świeża, choć od premiery minęło więcej niż dwadzieścia lat.
"I'm not complaining, but sometimes it would be nice to just stop a bank robbery or foil a criminal mastermind. You know, like the regular super-guys".
"Nonsense, Cliff! It's essential that we leave such feeble-minded pursuits to the musclebound cretins who enjoy them. Our work is far more important".
Same okładki miażdżą mózg.
OdpowiedzUsuńrozrywkowo!
OdpowiedzUsuń