Najwięcej partii: Arkham Horror: Gra karciana (2), Vampire: The Eternal Struggle (2)
W Arkham Horror udało nam się ukończyć scenariusze Karnawał koszmarów oraz Klątwa Rougarou. Co tu dużo pisać, to jest świetna i niesamowicie klimatyczna gra, w czasie której cały czas czujemy się zaszczuci, a jeśli nawet osiągamy zwycięstwo, wygrywamy ostatkiem sił. Chciałbym zagłębić się w tę karciankę bardziej - wydaje mi się, że do mojej pierwszej dziesiątki raczej nie wejdzie, ale już teraz jest bardzo blisko.
W Arkham Horror udało nam się ukończyć scenariusze Karnawał koszmarów oraz Klątwa Rougarou. Co tu dużo pisać, to jest świetna i niesamowicie klimatyczna gra, w czasie której cały czas czujemy się zaszczuci, a jeśli nawet osiągamy zwycięstwo, wygrywamy ostatkiem sił. Chciałbym zagłębić się w tę karciankę bardziej - wydaje mi się, że do mojej pierwszej dziesiątki raczej nie wejdzie, ale już teraz jest bardzo blisko.
Z kolei Vampire to - jak podkreślam za każdym razem, kiedy pada tutaj nazwa tej gry - mój ulubiony tytuł, na rzecz którego mógłbym odstawić na bok niemal wszystkie inne. Co jest bardzo zabawne, w lutym stuknęło mi równe 150 rozgrywek (nie licząc tych kilku, może kilkunastu partii przed 2014 rokiem), a nadal popełniam podstawowe błędy, nieraz w ogóle nie potrafię czytać stołu, zapominam o kolejności poszczególnych faz... wszystko przez brak regularnego grania, bo przecież to nie ze mną jest coś nie tak, prawda? PRAWDA? Tak czy inaczej, VTES to nadal mistrzostwo świata, nawet jeśli świat nie za bardzo zdaje sobie z tego sprawę. W dodatku niedawno ukazały się 4 nowe, wreszcie porządne startery, więc kolejne ośrodki krwiopijców budzą się z torporu, a gdzieniegdzie pojawiają się też zupełnie nowe wampiry. Wierzę, że teraz może być już tylko lepiej.
Nowości: Rage (1)
Kolekcjonerska karcianka mająca swoją premierę w 1995 roku i, tak jak The Eternal Struggle, osadzona w Świecie Mroku, tyle że tym razem kierujemy nie wampirami, a wilkołakami. Wolę tych pierwszych, ale World of Darkness to World of Darkness, jestem częściowo kupiony już na wstępie. A jak sama rozgrywka? Cudów nie oczekiwałem, ale było zaskakująco przyjemnie i na pewno będę chciał więcej (i w gronie większym niż dwie osoby, chociaż w takim układzie też nie było najgorzej). Owszem, czuć ten posmak lat dziewięćdziesiątych, szczególnie z powodu szaty graficznej oraz tekstów na kartach (zdania mające tworzyć klimat zostały zmieszane z tymi opisującymi działanie danej karty i nieraz trzeba wyłuskiwać, co właściwie robi trzymany w ręce kartonik), ale przyznaję, że spodziewałem się raczej sympatycznej ramotki (w stylu Shadowrun TCG), tymczasem wygląda na to, że jeśli pozna się lepiej zasady i występujące w Rage archetypy, będzie tu sporo karciankowego mięsa (określenie trochę niefortunne, bo mięsa nie jem, ale wiecie, co mam na myśli): wilkołaki, ciekawa mechanika walki z karcianymi wrogami oraz żywym przeciwnikiem, trochę polityki oraz proste, ale interesujące pranie się po pyskach. Problem numer jeden polega na tym, że dostępność kart jest raczej znikoma i trzeba grać na proxach, ale tak jak ja jestem chory na punkcie Vampire'a, tak mój Rage'owy oponent jest chory na punkcie wilkołaków, materiały do grania powinienem więc mieć zapewnione. Problem numer dwa: wygląda na to, że w naszym lokalnym środowisku gracze w Rage'a w zasadzie nie istnieją. Nie chodzi o to, że kiedyś ktoś grał, po czym zrezygnował, ale nadal chowa gdzieś zakurzone karty - graczy po prostu nie ma. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zabawna historia: zamiast "normalnej" talii przypadkowo dostałem najwidoczniej talię-mordercę z jakichś mistrzostw, przez co wszystko kleiło mi się tak idealnie, że karty właściwie grały za mnie - szkoda, że nie wyglądało to podobnie po drugiej stronie stołu. Następnym razem trzeba zagrać czymś mniej więcej równym.
Arkham Horror: Gra karciana |
Kolekcjonerska karcianka mająca swoją premierę w 1995 roku i, tak jak The Eternal Struggle, osadzona w Świecie Mroku, tyle że tym razem kierujemy nie wampirami, a wilkołakami. Wolę tych pierwszych, ale World of Darkness to World of Darkness, jestem częściowo kupiony już na wstępie. A jak sama rozgrywka? Cudów nie oczekiwałem, ale było zaskakująco przyjemnie i na pewno będę chciał więcej (i w gronie większym niż dwie osoby, chociaż w takim układzie też nie było najgorzej). Owszem, czuć ten posmak lat dziewięćdziesiątych, szczególnie z powodu szaty graficznej oraz tekstów na kartach (zdania mające tworzyć klimat zostały zmieszane z tymi opisującymi działanie danej karty i nieraz trzeba wyłuskiwać, co właściwie robi trzymany w ręce kartonik), ale przyznaję, że spodziewałem się raczej sympatycznej ramotki (w stylu Shadowrun TCG), tymczasem wygląda na to, że jeśli pozna się lepiej zasady i występujące w Rage archetypy, będzie tu sporo karciankowego mięsa (określenie trochę niefortunne, bo mięsa nie jem, ale wiecie, co mam na myśli): wilkołaki, ciekawa mechanika walki z karcianymi wrogami oraz żywym przeciwnikiem, trochę polityki oraz proste, ale interesujące pranie się po pyskach. Problem numer jeden polega na tym, że dostępność kart jest raczej znikoma i trzeba grać na proxach, ale tak jak ja jestem chory na punkcie Vampire'a, tak mój Rage'owy oponent jest chory na punkcie wilkołaków, materiały do grania powinienem więc mieć zapewnione. Problem numer dwa: wygląda na to, że w naszym lokalnym środowisku gracze w Rage'a w zasadzie nie istnieją. Nie chodzi o to, że kiedyś ktoś grał, po czym zrezygnował, ale nadal chowa gdzieś zakurzone karty - graczy po prostu nie ma. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zabawna historia: zamiast "normalnej" talii przypadkowo dostałem najwidoczniej talię-mordercę z jakichś mistrzostw, przez co wszystko kleiło mi się tak idealnie, że karty właściwie grały za mnie - szkoda, że nie wyglądało to podobnie po drugiej stronie stołu. Następnym razem trzeba zagrać czymś mniej więcej równym.
Stale na stole: Zamki Burgundii (1)
Niestety, nie udało się nam dokończyć partii, ale Zamki to zawsze świetna rzecz, kombinowanie przy tym suchym obrzydlistwie (żeby nie było: nie pisze tego do końca na poważnie, wygląd tej planszówki zupełnie mi nie przeszkadza) za każdym razem sprawia, że nie mogę przestać się cieszyć.
Niestety, nie udało się nam dokończyć partii, ale Zamki to zawsze świetna rzecz, kombinowanie przy tym suchym obrzydlistwie (żeby nie było: nie pisze tego do końca na poważnie, wygląd tej planszówki zupełnie mi nie przeszkadza) za każdym razem sprawia, że nie mogę przestać się cieszyć.
Zamki Burgundii |
Gra miesiąca: Vampire: The Eternal Struggle
Krótkie podsumowanie: Tragedia, chyba najgorszy miesiąc, od kiedy robię te podsumowania. Z niewyjaśnionych dla mnie samego przyczyn prawie nie miałem motywacji, żeby grać w cokolwiek. Z drugiej strony, po raz pierwszy w tym roku zagrałem w Vampire'a, który mógłby zastąpić mi prawie wszystko inne, a każda z (aż czterech...) rozgrywek w inne tytuły również była ciekawa i przyjemna. Jakościowo całkiem nieźle, ilościowo niestety klapa. Do tego chyba pierwszy od dwóch lat miesiąc bez Guild Balla. Spokojnie, doczytam do końca erratę z 1 marca, poskładam do końca Hunter's Guild, kupię żetony i myślę, że wracam na boisko.
Plany na przyszłość: GRAĆ!
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Rage |
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz