|
Tsukuyumi: Full Moon Down |
Najwięcej partii: Neuroshima Hex! (5)
No i bardzo dobrze - trzeba grać, bo
wyzwanie 10x10 samo się nie zaliczy, a poza tym
Neuroshima to wciąż jedna z moich
ulubionych planszówek. Zabawna sprawa: nie odważyłbym się powiedzieć, że kiedykolwiek grałem w nią dobrze, ale teraz, po dłuższej przerwie, bardzo zardzewiałem i gram wręcz do dupy. Za to na początku lutego zainstalowałem sobie aplikację z tym tytułem na telefonie... ale nie doliczam tego rodzaju rozgrywek do swojego planszówkowego grania, w przeciwnym wypadku podejrzewam, że w lutym miałbym za sobą już jakieś 25 partii. Które, co zaskakuje mnie samego, dość często wygrywam, nawet na najwyższym poziomie trudności. Na kolana przed Sharrash!
Nowości: Cry Havoc (1),
Lords of Hellas (1)
Tsukuyumi: Full Moon Down (2)
|
Guild Ball |
Cry Havoc: Niby gatunek, który lubię, ale czegoś mi tu zabrakło. Rzecz jasna pierwsze rozgrywki w tego rodzaju mocno asymetryczne tytuły to z reguły ciężka sprawa (zwłaszcza grając z bardziej doświadczonym przeciwnikiem), bo nie ma się pojęcia, co potrafi nawet nasza frakcja, co dopiero pozostałe. To potrafię jeszcze przeboleć, a nawet świetnie się dzięki temu bawić (przykładem będzie
Tsukuyumi), problem polega na tym, że w
Cry Havoc jest zwyczajnie za ciasno - nie na mapie, ale w kwestii rozwinięcia skrzydeł. Rozkładamy coś, co wygląda na dość sporą planszówkę, po czym wykonujemy w zasadzie po kilka akcji... to tyle, do widzenia. Jakiś ruch, jakaś walka, nie miałem jednak poczucia, że robimy cokolwiek znaczącego. Może kiedyś zmienię zdanie, choć z drugiej strony, nie będę się dopraszał o kolejne partie.
|
Lords of Hellas |
Lords of Hellas: Pudło z tą grą leżało u mnie od czerwca i jakoś w ogóle nie chciało mi się go ruszać. No, nie do końca: w międzyczasie kilkukrotnie czytałem instrukcję, ale później nie udawało nam się zagrać, więc zapominałem zasady, które po jakimś czasie musiałem poznawać niemal od nowa. W końcu rozłożyliśmy
Lords of Hellas na stole i... jest dobrze! Co prawda byłem raczej statystą (w drugiej turze szybki wjazd na moje pola, karta pozwalająca na automatyczne niszczenie dwóch należących do mnie hoplitów, jeśli odwiedzą mnie hoplici przeciwnika w towarzystwie bohatera, przejęcie świątyni, udupienie mnie jeszcze gdzie indziej i cześć), ale mimo wszystko naprawdę pobawiłem się przy tej planszówce. A, ubiłem jednego potwora. Ogólnie: bardzo ciekawa rozgrywka z walką o zwycięstwo do ostatniej chwili (rzutem na taśmę wygrał gracz, który upolował trzy potwory - gdyby tego nie zrobił, skończyłoby się na kontroli ukończonego w innym miejscu monumentu). Fajne to, bardzo chętnie zagram ponownie.
|
Robaki, najlepsza frakcja w grze. W każdej grze. |
Tsukuyumi: Ooo - ale to jest dobre! Od samego początku byłem nastawiony bardzo entuzjastycznie, bo dostałem frakcję robali, uwielbiam robale! Do tego trochę absurdalny klimat i równie dziwne asymetryczne frakcje, w zasadzie brak losowości, mnóstwo rzeczy do zrobienia (nie tak jak w
Cry Havoc), sporo napięcia no i Michał rozprzestrzeniający się wszędzie niczym karaluchy, pozostawiający na każdym obszarze jaja, ewoluujący swoje insekty, gdzieś obok smoki, roboty, odpalający rakiety żołnierze, ryjące w ziemi dzikie dziki, naprawdę świetna zabawa i sporo kombinowania. Do tej gry siądę ponownie BARDZO chętnie, na chwilę obecną uważam
Tsukuyumi za świetną planszówkę. Obym nie zmienił zdania.
Nowość miesiąca: Tsukuyumi
|
Arkham Horror: Gra karciana |
Powroty: Neuroshima Hex! (5),
Super Rhino (1),
Zamki Burgundii (1)
Super Rhino: Nie ma to ja wieczór, kiedy przegrywasz dwie partie w
Neuroshimę, przegrywasz w
Lords of Hellas, przegrywasz w
Tsukuyumi (jednym punktem!)... ALE WYGRYWASZ W
SUPER RHINO. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze.
Zamki Burgundii: Moja trzecia rozgrywka z
Zamki (po ponad rocznej przerwie), po której tytuł ten od razu wylądował u mnie w pierwszej dziesiątce najlepszych planszówek. Niby to brzydkie, niby, ujmując to delikatnie, mało porywająca tematyka, niby suche, ale wszystko działa tu tak rewelacyjnie, a kombinowanie daje tyle przyjemności, że większość znanych mi tytułów może się schować.
Powrót miesiąca: Zamki Burgundii
|
Neuroshima Hex! |
Stale na stole: Arkham Horror: Gra karciana (2),
Cthulhu Wars (1),
Gloomhaven (2),
Guild Ball (3),
Legendary: A Marvel Deck Building Game (1),
The Mind (2),
Trivial Pursuit: Harry Potter (1)
Arkham Horror: Gra karciana: Pojechaliśmy w cztery osoby z
Powrotem nocy fanatka, co zajęło nam o wiele więcej godzin, niż się spodziewaliśmy (a i tak ukończyliśmy tylko dwa scenariusze), ale było świetnie. Jak na razie moje najlepsze granie w karciany
Arkham Horror, chcę więcej.
Gloomhaven: Zero postępu w kampanii, granie w jeden scenariusz, którego i tak nie przeszedłem. Bywa.
Guild Ball: Wyjątkowo mało
Guild Balla, w dodatku na turnieju, na którym nie za bardzo chciało mi się pojawiać (bo jestem bardzo nieograny w 4 sezonie, bo już nie chce mi się grać Piwowarami, bo dzień wcześniej grałem od powrotu z pracy do późna w nocy w
Arkham Horror, a wieczorem czekały na mnie kolejne planszówki... że co, że ktoś ma w życiu gorzej?), niemniej pojawiłem się i jedynie utwierdziłem w przekonaniu, że pora na coś nowego. Na szczęście w tej chwili mam już Hunter's Guild, trzeba tylko wydrukować żetony i zagrać.
|
Cthulhu Wars |
Legendary: A Marvel Deck Building Game: Dodatek
World War Hulk i mechanika transformowania kart miażdży.
Gra miesiąca: Tsukuyumi
Pojawiły się na półce: Spartakus razem z dodatkami, czyli efekt opóźnionej wysyłki po świątecznych promocjach. Kutas Jowisza będzie grany.
Krótkie podsumowanie: Myślałem, że będzie gorzej, ale zmieściłem się w jakiejś tam normie i zagrałem w sporo dobrych rzeczy. Tymczasem za nami już prawie połowa lutego, a ja nie zagrałem jeszcze w NIC. Czuję, że w kolejnym podsumowaniu miesiąca za bardzo się nie rozpiszę.
Plany na przyszłość: Zagrać... w cokolwiek. No i wyprowadzić na guildballowe boisko moich Myśliwych.
|
Tsukuyumi |
tekst i "zdjęcia":
Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz