Na pewno nikt nie spodziewał się kolejnych upaćkanych farbą figurek tak szybko. Trochę oszukałem, bo mamy tu właściwie same tereny (w dodatku niewielkie), a nie modele służące do grania, jednak mimo wszystko – pomalowałem? Pomalowałem.
Po pierwsze, trzy kamienne murki. Każdy inny, ale przecież jest oczywiste, że siedziałem nad wszystkimi trzema jednocześnie – i to głównie dzięki temu kolejny nowy odcinek Metod Marnowania Farby pojawił się tutaj tak niedługo po wcześniejszym (a i tak tekst był gotowy już w grudniu, trzeba było tylko zrobić „zdjęcia”). Jeśli nie wyleci mi to z głowy, wrzucę też fotkę albo dwie, gdzie będzie widać murki w surowej postaci.
Druga rzecz: ubikacja. Guild Ball jest grą z przymrużeniem oka (choć samo kombinowanie na boisku bywa śmiertelnie poważne), więc od zawsze podobało mi się, że na murawie stał sobie drewniany wychodek z większego zestawu budynków od bodajże Micro Art Studio. Już kiedyś go pomalowałem, ale było to jeszcze przed czasami podkładów, porządniejszych pędzli, jakiejkolwiek wiedzy na temat tego, jak ich używać i tak dalej. Nie byłem zadowolony z efektu i wydawało mi się, że teraz, z moim „ogromnym doświadczeniem” (30 pomalowanych figurek w mniej więcej dwa lata to nie byle co!), potrafię lepiej. I nie żebym teraz był zachwycony, ale dobrze mi się wydawało – szkoda, że w międzyczasie zepsuł mi się matowy lakier w spreju (po prostu nic z niego nie leci, coś tam przy tym kombinowałem, ale nie wyszło i nie wiem, co z tym zrobić) i lakierowałem ubikację używając pędzla, przez co, jakkolwiek to zabrzmi, jest teraz dość dziwna w dotyku. Mało istotna sprawa, terenów się nie maca, raczej stoją przez cała grę w jednym miejscu.
Trzecia rzecz – bramka Gildii Myśliwych, czyli znowu Guild Ball. Z tego jestem szczególnie dumny – nie chodzi o to, jak wyszła, raczej o sam pomysł. Bo bramka to tak naprawdę świąteczny renifer w cenie 7zł za dwie sztuki, na którego trafiłem przypadkiem, kiedy pojechaliśmy z żoną do Castoramy. W domu trochę go przyciąłem, żeby zmieścił się na podstawce, i pomalowałem tak, żeby wyglądał jak posąg i chyba nawet całkiem nieźle to wyszło – i przede wszystkim nie wygląda zbyt świątecznie, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie mam pojęcia, co będę malował dalej, bo nadal nie wiem, czym właściwie chcę grać. Cały czas waham się pomiędzy Myśliwymi a moją pierwszą w pełni skompletowaną Gildią, czyli Alchemikami, którzy dostali ostatnio kilka bardzo interesujących zabawek, w tym nowego kapitana... to jednak temat na zupełnie inny tekst. Chciałbym po prostu, żeby kolejny odcinek Metod Marnowania Farby znalazł się tutaj szybciej niż za dziesięć miesięcy. Jak zwykle: zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz