Co tam czytam? to efekt chęci dzielenia się wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji. Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych, napisanych na szybko zdań, czasem o jednym tytule, czasem o kilku, o serii, albumie lub o pojedynczym zeszycie, tak często lub tak rzadko, jak będzie mi się chciało. Czyli pewnie rzadko.
Wziąłem się za Berserka. Znowu. Choć przez całe lata nasłuchałem się o genialności tej serii (niezwykle pochlebne opinie docierały do mnie jeszcze na studiach, czyli trochę temu), pierwsze podejście zrobiłem dopiero w 2014 roku, kiedy seria została wydana w Polsce przez JPF. Kupiłem, przeczytałem pierwszy tom i… odbiłem się jak od mało którego komiksu w swoim życiu. Spodziewałem się czegoś niesamowitego, a dostałem co prawda dobrze narysowaną mangę, ale jednak z historią, w której główny bohater, Guts, ma ogromny miecz i sieka nim każdego, kto stanie mu na drodze, przy okazji na każdym kroku pokazując, jakim jest bucem. Tyle. Jak na czytadło – całkiem nieźle, ale po latach pompowania balonu oczekiwań spodziewałem się co najmniej ARCYDZIEŁA!
I w końcu zapomniałem o Berserku, tak samo jak, jeśli już o mangach mowa, o Battle Royale. Aż tu nagle i niespodziewanie pojawiła mi się przed oczami polecajka Krzycha Rycha, nazywającego mangę Kentaro Miury „najlepszą serią fantasy w historii komiksu”. Po naszej krótkiej wymianie zdań okazało się, że „prawdziwy Berserk” zaczyna się jakoś od czwartego albo piątego tomu. Postanowiłem spróbować ponownie, choć nie lubię takich zabaw. Chyba nikt nie lubi. Tego rodzaju przygody powinno się raczej omijać szerokim łukiem.
Bo wiecie, jeśli usłyszycie, że jakiś serial albo cykl komiksowy jest GENIALNY, ale najpierw musicie przetrwać ileś sezonów/tomów/zeszytów, które są po prostu słabe (albo nijakie), nie brzmi to zbyt zachęcająco (a w przypadku Berserka są to komiksy liczące ponad 200 stron każdy, z tym że niekoniecznie trzeba się naczytać, bo najwięcej miejsca zajmuje masakrowanie przeciwników mieczem Gutsa). Po pierwsze, najpierw musimy przetrwać coś, czego nie polubiliśmy już na starcie, a po drugie, nawet pomimo pozytywnych opinii nadal nie mamy gwarancji, że kiedy zgodnie z zapowiedziami wszystko będzie miało stać się rewelacyjne, rzeczywiście nagle zacznie się nam podobać.
Ale niech będzie, próbuję. Bo biorę też pod uwagę to, że może być u mnie jak z Savage Dragonem: do serii Larsena też podchodziłem kilkukrotnie, za każdym razem kręcąc głową i nie rozumiejąc, co ktoś może w niej widzieć, by potem przyjąć większą dawkę w postaci pierwszego tomu Archives i dla odmiany nie rozumiejąc, jak mogłem nie doceniać tego komiksu wcześniej.
Czyli tak… jadę z Berserkiem od nowa. Za mną dwa pierwsze tomy. Guts sieka mieczem i jest bucem, Puck robi głupie miny, a niektóre sekwencje walk ogromne wrażenie. Są potwory, macki, demony i radosna makabra, czekam tylko na to, aż w końcu porwie mnie też historia. Na razie nie przewracam oczami tak jak za pierwszym razem – być może wiedząc, co mnie czeka, nie oczekiwałem cudów, a być może podszedłem do Berserka z bardziej otwartą głową. Po cichu liczę jednak na to, że za kilka kolejnych tomów będę mógł wreszcie odszczekać to, co pisałem wyżej, stwierdzić, że jestem zachwycony i przyznać się do tego, że byłem głupi. Czasem lubię się mylić, czasem wręcz tego chcę – to właśnie ten przypadek. W moim pierwszym podejściu do tej mangi najgorsze było chyba to, że okazała się całkowicie nijaka – wolałbym nawet, żeby bardzo mi się nie spodobała i wywołała przez to jakieś emocje, tymczasem po lekturze jedynie wzruszyłem ramionami oraz doszedłem do wniosku, że dalsza znajomość z Gutsem nie ma sensu.
Niedługo zaczynam trzeci tom. Czyli najlepsze komiksowe fantasy czeka na mnie od czwartego albo piątego, co? Niech będzie, założyłem, że może tak być i brnę w to dalej. W międzyczasie, jeśli znacie już całość i też uważacie, że Berserk jest genialny, a moje wątpliwości są bezpodstawne, dajcie znać, bo mimo wszystko nadal nie jestem do końca przekonany – aczkolwiek nie powiem, jest przyjemniej niż te sześć lat temu. Nastawiłem się na przyzwoite czytadło i nic poza tym, ale jednocześnie gdzieś w głębi oczekuję czegoś więcej i mam nadzieję, że to dostanę.
Bo wiecie, jeśli usłyszycie, że jakiś serial albo cykl komiksowy jest GENIALNY, ale najpierw musicie przetrwać ileś sezonów/tomów/zeszytów, które są po prostu słabe (albo nijakie), nie brzmi to zbyt zachęcająco (a w przypadku Berserka są to komiksy liczące ponad 200 stron każdy, z tym że niekoniecznie trzeba się naczytać, bo najwięcej miejsca zajmuje masakrowanie przeciwników mieczem Gutsa). Po pierwsze, najpierw musimy przetrwać coś, czego nie polubiliśmy już na starcie, a po drugie, nawet pomimo pozytywnych opinii nadal nie mamy gwarancji, że kiedy zgodnie z zapowiedziami wszystko będzie miało stać się rewelacyjne, rzeczywiście nagle zacznie się nam podobać.
Ale niech będzie, próbuję. Bo biorę też pod uwagę to, że może być u mnie jak z Savage Dragonem: do serii Larsena też podchodziłem kilkukrotnie, za każdym razem kręcąc głową i nie rozumiejąc, co ktoś może w niej widzieć, by potem przyjąć większą dawkę w postaci pierwszego tomu Archives i dla odmiany nie rozumiejąc, jak mogłem nie doceniać tego komiksu wcześniej.
Czyli tak… jadę z Berserkiem od nowa. Za mną dwa pierwsze tomy. Guts sieka mieczem i jest bucem, Puck robi głupie miny, a niektóre sekwencje walk ogromne wrażenie. Są potwory, macki, demony i radosna makabra, czekam tylko na to, aż w końcu porwie mnie też historia. Na razie nie przewracam oczami tak jak za pierwszym razem – być może wiedząc, co mnie czeka, nie oczekiwałem cudów, a być może podszedłem do Berserka z bardziej otwartą głową. Po cichu liczę jednak na to, że za kilka kolejnych tomów będę mógł wreszcie odszczekać to, co pisałem wyżej, stwierdzić, że jestem zachwycony i przyznać się do tego, że byłem głupi. Czasem lubię się mylić, czasem wręcz tego chcę – to właśnie ten przypadek. W moim pierwszym podejściu do tej mangi najgorsze było chyba to, że okazała się całkowicie nijaka – wolałbym nawet, żeby bardzo mi się nie spodobała i wywołała przez to jakieś emocje, tymczasem po lekturze jedynie wzruszyłem ramionami oraz doszedłem do wniosku, że dalsza znajomość z Gutsem nie ma sensu.
O, na przykład te sceny walki w lesie są naprawdę zajebiste |
tekst: Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz