Na tropie Catwoman oraz Nie ma lekko były niezłymi albumami prezentującymi przygody Kobiety-Kot, szczególnie ten drugi. Selina Kyle została przedstawiona przez Darwyna Cooke’a i (przede wszystkim) Eda Brubakera w nie do końca typowy dla tej protagonistki sposób: obaj scenarzyści położyli nacisk na związki z jej dzielnicą, East Endem, oraz jej mieszkańcami. Catwoman pomagała tam potrzebującym, którzy nie wzbudzali zainteresowania policji ani nawet samego Batmana, jak choćby mordowane prostytutki. W efekcie dostaliśmy dwa bardzo ciekawe komiksy, niby superbohaterskie, ale jednak mówiące bardziej o zwykłych ludziach, nie zaś herosach w kolorowych trykotach. Niby nie zapowiadające szczególnie trudnych tematów, a w środku zaskakujące poważnym wydźwiękiem historii o wspomnianych prostytutkach lub dzieciach zmuszanych do przemytu narkotyków.
Brubakerowi (bo to właśnie on pisał większość zeszytów opublikowanych w niniejszych albumach o Catwoman) wyszło z tego dobre czytadło, z którym zdecydowanie warto było się zapoznać. Głównym jego atutem była właśnie wyjątkowość i umiejscowienie opowieści pozornie w samym środku, ale tak naprawdę gdzieś obok świata postaci w maskach i kostiumach. O poziom trzeciego tomu, zatytułowanego Pod presją, byłem w związku z tym spokojny.
Co z tego wyszło? Cóż, ostatecznie po lekturze nie jestem do końca przekonany. Owszem, to wciąż Brubaker, i choć zdarzało mu się pisać lepsze rzeczy od tego, jak i od poprzednich albumów z udziałem Catwoman, scenarzysta ten generalnie zawsze trzyma pewien poziom. Choć jest tak i tym razem, odniosłem wrażenie, że Kobieta-Kot coraz bardziej zanurza się w świecie superłotrów (na czele z dość makabrycznym Zeissem) oraz postaci w cudacznych przebraniach i paradowania pośród innych samozwańczych stróżów prawa. Już to widzieliśmy, ale nie w takim stopniu – Batman był tu jedynie tłem, przestępcy obdarzeni nadnaturalnymi zdolnościami może mniej, ale jednak. Nie twierdzę, że to do końca źle, tyle że z tego powodu zanika ustanowiona wcześniej, stanowiąca sporą zaletę tożsamość tego komiksu. Nie wspominając o tym, że uprzednio mieliśmy ciekawie rozpisane relacje pomiędzy Kobietą-Kot i jej bliskimi, natomiast Pod presją momentami niebezpiecznie zahacza o tani romans. Nie zmienia to faktu, że wciąż da się tę historię czytać, tyle że nie jest to już tak przyjemne, jak w czasie lektury Na tropie Catwoman i Nie ma lekko.
Da się ją również oglądać, choć wolałem, kiedy Brubakerowi towarzyszył Cameron Stewart. Paul Gulacy i Jimmy Palmiotti zrobili to, co do nich należało. Wyszło niespecjalnie wyróżniające się tło całej opowieści, z całkiem sporym natężeniem dziwnych rysunków twarzy poszczególnych bohaterów. Czyli: jest albo dość nijako, albo kiepsko. Na szczęście pośród innych udzielających się w Pod presją nazwisk jest choćby znany ze ścisłej współpracy z Brubakerem Sean Phillips, bywa więc lepiej – niestety na krótko.
WERDYKT
Pod presją to wciąż przyzwoite czytadło, znajdujące się jednak o kilka półek niżej od poprzednich wchodzących w skład serii albumów. Kilku wątków mogłoby nie być, na kilka z nich położono zbyt duży nacisk. Pisana przez Brubakera Catwoman wciąż się broni, ale mam wrażenie, że gdyby ten album w ogóle nie trafił w moje ręce, niewiele bym stracił. Poza tym jego „bronienie się” to w dużym stopniu zasługa poprzednich, które były dużo lepsze.
6/10
Bywało ciekawiej, wciąż jest przyzwoicie, ale to już niestety nie to.
+ Brubaker wciąż daje radę
+ Catwoman w dalszym ciągu jest ciekawa i znajduje się obok typowego superbohaterstwa
+ East End jest nadal ciekawym miejscem…
– ...tyle że to wszystko mieliśmy już wcześniej, w dodatku w dużo lepszym wydaniu
– za duże zbliżenie się do trykociarstwa, drażniące szczególnie po dawaniu czytelnikom do zrozumienia, że to nie miał być do końca taki komiks
– momentami mocno irytujące rysunki
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie IGN Polska
PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz