Metody Marnowania Czasu: joann sfar
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą joann sfar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą joann sfar. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 sierpnia 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 33/2023 (41): Donżon, wydanie zbiorcze 4 | Invincible, tom 2

Brak komentarzy:

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem.

Podsumowanie na tyle słów lub zdań to g... nie podsumowanie, to samo można było napisać w krótkich słowach, przeczytałem, podobało mi się lub nie i tyle, a jak chcesz się uzewnętrznić to napisz porządna recenzje i tyle(Pan Rafał, grupa Komiksy bez granic)

Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.

środa, 31 maja 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 22/23 (30): Donżon, wydanie zbiorcze 3 | Niewidzialni, księga 1 | One Piece, tom 25

Brak komentarzy:

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.

poniedziałek, 1 maja 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 18/23 (26): Beletrystyka #3 | Lazarus, tom 1 | One Piece, tomy 20-21 | Pieśń o Renarcie, tom 1 | Sadako i koniec świata

Brak komentarzy:

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.

niedziela, 12 lutego 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 7/23 (15): Donżon, wydanie zbiorcze 2 | Fire Punch, tom 4

Brak komentarzy:

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.

wtorek, 9 maja 2017

Nie musisz się mnie bać [Joann Sfar] [recenzja]

Brak komentarzy:

Joann Sfar jest czarodziejem. Nie przyjmuję do wiadomości jakiegokolwiek innego wyjaśnienia jego geniuszu. Autor Kota Rabina, Profesora Bella, Klezmerów i wielu innych świetnych komiksów jak mało kto wydobywa ze swoich dzieł najprawdziwszą magię. Nieistotne, za jaki temat się bierze i kim są bohaterowie jego utworów – zazwyczaj po lekturze jestem zachwycony. Jeśli widzicie na okładce nazwisko Sfar, kupienie opatrzonego nim dzieła będzie inwestycją, której nie powinniście żałować.

Nie musisz się mnie bać to album zabierający czytelnika ze świata zwierząt mówiących ludzkim głosem, wampirów czy nietypowych detektywów. Zamiast nadprzyrodzonych zjawisk poznajemy zwyczajną parę: Mireilledarc i Seabearsteina. Czytanie historii o czyimś mało wyjątkowym (ale czy na pewno?) związku może nie zapowiadać się zbyt interesująco. Ale dla czarodzieja Sfara perypetie kochanków stanowią punkt wyjścia do czegoś zupełnie innego – bo autor Aspirine to mistrz dialogów, poszarpanej narracji, odnajdywania niezwykłego w pozornie nudnym.

Kolejne strony recenzowanego komiksu wypełniają przede wszystkim rozmowy protagonistów oraz ich znajomych. Stanowią one osnowę pourywanych, konsekwentnie wprowadzanych przez artystę wątków fabularnych. Nie musisz się mnie bać może dezorientować odbiorcę, ale jednocześnie fascynuje. To, co dzieje się między bohaterami, niekoniecznie jest aż tak zajmujące jak wymiana zdań między poszczególnymi postaciami – rozmowy o sztuce, związkach, miłości (nawet jeśli nie zawsze ich sens jest podany na tacy) sprawiają, że tom czyta się po prostu świetnie.

Podobnie rzecz ma się z rysunkami – wiadomo, że Joann Sfar mógłby inaczej; że potrafi ładniej, czyściej, bardziej estetycznie. W zależności od tego, co robią protagoniści, w Nie musisz się mnie bać autor przechodzi od kreski realistycznej do abstrakcyjnej i karykaturalnej, w obu przypadkach radząc sobie doskonale. Tak jak w dialogach i sposobie prowadzenia narracji, jest w tych (pokolorowanych przez Brigitte Findakly) kadrach magia, choć osoby preferujące pozbawione graficznego szaleństwa, jednolite stylowo albumy mogą kręcić nosem.

Nie musisz się mnie bać nie będzie jednym z moich ulubionych komiksów Sfara, nie znaczy to jednak, że nie jestem nim usatysfakcjonowany. To bardzo udane dzieło, do którego warto wracać, by odkrywać rzeczy niezauważone za pierwszym razem, dostrzec coś nowego w rozmowie, której nie poświęciliśmy dostatecznie dużo uwagi przy poprzedniej lekturze. Nie jest to pozycja łatwa w odbiorze, tym bardziej, że w okiełznanie chaosu panującego na jej stronach trzeba włożyć trochę wysiłku. Ale bez wątpienia warto podjąć ten trud. 

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru

czwartek, 7 kwietnia 2016

Sokrates. Półpies [Joann Sfar & Christophe Blain] [recenzja]

Brak komentarzy:

Nie jestem obiektywny. Uwielbiam twórczość Sfara - od Profesora Bella, kiedy to rozpoczęła się moja przygoda z tym autorem komiksów, aż do Kota Rabina, Klezmerów i jeszcze kilku innych jego dzieł. Nawet, jeśli któreś z nich odpowiadało mi mniej niż reszta (jak choćby Wampir czy – kiedyś, przy pierwszym podejściu – Mały świat Golema), i tak nie dało się zaprzeczyć, że wylewała się z nich magia. Nie do końca zrozumiała, niemożliwa do idealnego zdefiniowania, ale właśnie na tym powinno polegać obcowanie z magią. Sfar zapewnia tego rodzaju wrażenia jak mało który twórca opowieści obrazkowych. A teraz trzymam w rękach jego album Sokrates. Półpies, narysowany przez Blaina, o którym też mogę napisać sporo dobrego. Chyba stoję na z góry przegranej pozycji.

W Kocie Rabina mieliśmy filozofującego sierściucha, tym razem kolej na najlepszego przyjaciela człowieka – obdarzonego ludzkim głosem i również lubiącego zastanawiać się nad sprawami życia i śmierci, a następnie dzielić się przemyśleniami z otoczeniem. Niestety, jego panem jest nie podzielający jego skłonności, brutalny, prostacki Herakles. Pies próbuje zrobić z mitologicznego herosa kogoś bardziej okrzesanego i właśnie wokół tego tematu kręci się większość komiksu. Na swojej drodze bohaterowie spotykają jeszcze wiele innych znanych z mitów postaci, niekoniecznie przedstawianych dokładnie tak, jak ich pamiętamy. Całość podlana jest tym specyficznym sosem sfarowej mieszaniny filozofii, subtelnego humoru i wulgarności, która ponownie tworzy zadziwiająco dobrą i mimo kilku wątków względnie lekkostrawną całość. Nie jest to dzieło tej rangi co wspomniany Kot Rabina, ale – po pierwsze: raczej wcale nie miało nim być, a po drugie: w swojej kategorii Sokrates to komiks, który zapewnia świetną lekturę.

Oprawa graficzna, o jaką zatroszczył się Christophe Blain, to też kawał dobrej roboty. W pamięć zapadają zarówno całe sceny, jak i pojedyncze kadry, nie tylko dzięki samej kresce, ale i kolorystyce, którą nie w każdym z trzech zamieszczonych w komiksie albumów odpowiadał sam rysownik. Styl Blaina jest bardzo charakterystyczny i, co ważne, świetnie dopasowany do atmosfery tworzonej przez opowieść Sfara. 

Nieistotne, czy autor Profesora Bella zajmuje się ludźmi, wampirami, kotami czy psami, zapoznanie się z jego komiksami nie może być złym wyborem. W Sokratesie stworzył razem z twórcą Pirata Izaaka udany zespół, a pojawiające się na finalnej stronie słowa "Ciąg dalszy nastąpi" tylko cieszą, bo więcej komiksów opatrzonych nazwiskami Sfar i Blain to zawsze dobra wiadomość.

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

sobota, 13 lipca 2013

Profesor Bell tom 3 [Joann Sfar & Tanquerelle] [recenzja]

Brak komentarzy:
Główną wadą ostatniego tomu przygód profesora Bella jest fakt, że to już ostatni tom przygód profesora Bella. Druga wada to mniejsza niż zazwyczaj objętość, spowodowana tym, że w przypadku trzeciej części dostajemy tylko jeden album, Rowerem przez Irlandię. Złośliwych uprzedzam, że trzecią wadą na szczęście nie są piksele. Prawdę mówiąc, w moim odczuciu trzeciej wady po prostu nie ma.

Profesor Bell był piękną, magiczną serią i czuję autentyczny żal, że to już koniec. Sfar i Tanquerelle dali czytelnikom jeden z najlepszych komiksów, jakie ukazywały się w naszym kraju w ciągu paru ostatnich lat. Naprawdę wstyd nie znać. Mroczna i chora, czasami humorystyczna (jak wspominałem w poprzednich recenzjach, kolorem dominującym w kwestii humoru jest czerń) atmosfera tych opowieści, to coś, co trudno znaleźć gdziekolwiek indziej, a pomysły scenarzysty bez problemu dałoby się rozdzielić na kilka innych historii. Każda z osobna wciąż byłaby świetna. Wszystkie albumy Profesora Bella zawierały wątki oraz postacie godne zapamiętania i jestem pewien, że nie tylko ja będę jeszcze długo wspominał takie rzeczy jak Meksykanina z dwiema głowami, żółte, świecące grzyby wyrastające na jednym z przeciwników głównego bohatera, pojedynek z gigantyczną małpą, śmierć małej dziewczynki po założeniu osobliwych okularów czy wreszcie to, co stało się z paranoicznym i kompletnie oszalałym Bellem w finałowej części. Oraz piksele z drugiego tomu. Tak, na pewno zapamiętam też piksele i to, że tak znaczący błąd ani trochę nie obniżył w moich oczach wartości tej serii. Zresztą, kiedy kupowałem Rowerem przez Irlandię na Komiksowej Warszawie, przy stoisku Timofa (wcześniej, kompletnie zamulony, niestety nie pijany, bo przynajmniej miałbym jakieś usprawiedliwienie, poprosiłem o nowego Bella Kulturę Gniewu, ale jakoś nie zdołałem go tam kupić), spytałem dla żartu, czy tym razem też są piksele. Usłyszałem: "Nie ma pikseli... ale nawet jakby były, i tak byś kupił ten komiks". I wiecie co? Kupiłbym. Taki jest dobry. 10/10 za całokształt i wielka szkoda, że nie będzie dalszego ciągu, choć finał przecież wygląda tak, jakby Sfar nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Tyle że piąty epizod ukazał się we Francji w 2006 roku...

wtorek, 19 czerwca 2012

Profesor Bell tom 2 [Joann Sfar & Tanquerelle] [recenzja]

2 komentarze:

Drugi tom Profesora Bella to komiks, na który czekałem więcej niż dwa lata i nie było to czekanie na zasadzie "jeśli się pojawi, to dobrze, jeśli nie, trudno". Opowieści Dwugłowy Meksykanin i Lalki Jerozolimy zapamiętałem jako jedne z najlepszych komiksów przeczytanych przeze mnie w 2010 roku i naprawdę tęskniłem za powrotem Sfara i jego bohatera. Wreszcie Mroja wydała ciąg dalszy, zawierający dwa kolejne albumy, Frachtowiec Króla Małp i Promenada Angielek.

Pierwsza myśl: szkoda, że tym razem Joann Sfar zajął się wyłącznie pisaniem scenariusza. Cały drugi tom narysował Tanquerelle, ilustrator gorszy od Sfara, co wcale nie znaczy, że zły. Jego kreska w połączeniu z kolorami znanej z poprzedniej części Brigette Findakly (Frachtowiec Króla Małp) tworzy tajemniczy nastrój znany z poprzedniej części, a zmiana kolorysty z Findakly na Waltera w Promenadzie Angielek pokazuje, że to nie tylko zasługa barw. Ostatecznie Tanquerelle przekonuje, tworząc nastrój podobny do tego, jaki stworzyły kadry jego poprzednika, jednocześnie bezmyślnie go nie kopiując, chociaż z odbiorem jego rysunków i cieszeniem się warstwą graficzną komiksu jest niestety pewien spory problem, o którym wspomnę później.

Jeśli chodzi o scenariusz, na szczęście wszystko gra i myślę, że w podsumowaniu tego roku Profesor Bell znowu znajdzie się w mojej osobistej czołówce, tak samo jak w 2010. Tym razem niektóre przygody Profesora są bardziej wulgarne i, powiedzmy, niegrzeczne niż ostatnio, przy zachowaniu całej charakterystycznej niezwykłości cyklu, ale niezależnie od pomysłów Sfara, z każdej strony wylewa się niesamowity klimat i magia. Scenarzysta po raz kolejny zbudował nastrój, z jakim nie spotkałem się w żadnym innym komiksie, a finał Promenady Angielek sprawił, że znowu nie mogę doczekać się dalszego ciągu. Będzie to już piąty, ostatni album serii. Mam nadzieję, że Mroja wyda go jak najszybciej.

Mam też nadzieję, że wyda go lepiej, bo drugi tom Profesora Bella ma jedną, ogromną wadę. Wcześniej były to mikroskopijne litery, problem być może nie do uniknięcia, jednak tym razem wydawnictwo podarowało czytelnikom piksele. Piksele w takim komiksie? Niestety tak. Przez dużą część albumu aż przykro na to patrzeć i wygląda na to, że nie posiadam jedynego wadliwego egzemplarza; inni narzekali na to samo. Nie znam się na druku ani wydawaniu opowieści obrazkowych, ale czy naprawdę nie dało się tego sprawdzić i jakoś temu zapobiec? Powtórzę jeszcze raz: piksele w takim komiksie?

środa, 25 sierpnia 2010

Profesor Bell [Joann Sfar] [recenzja]

Brak komentarzy:
Profesor Bell ukazał się w Polsce kilka ładnych miesięcy temu, jednak nadal warto napisać o nim kilka słów. Z początku cena okładkowa (69zł) wydawała mi się stanowczo zbyt wygórowana jak na tak niewielką objętość komiksu (96 stron), ale wrażenie to zniknęło zaraz po przeczytaniu, a właściwie samym przejrzeniu kilku stron opowieści. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z jakąkolwiek historią napisaną lub narysowaną przez Sfara, jednak dwa albumy zebrane przez Mroję w jednym dużym tomie udowodniły mi, że natychmiast powinienem nadrobić zaległości.

Tym, co rzuca się w oczy od samego początku lektury jest niesamowity, niepowtarzalny KLIMAT, dzięki któremu natychmiast zapragnąłem, by Mroja wydała kolejne tomy z przygodami Profesora Bella, najlepiej od razu. Dobrze scharakteryzują go pozornie wykluczające się nawzajem przymiotniki "mroczny" i "zabawny", ale Joann Sfar dodał tutaj to coś, czego nie spotkałem w żadnym innym komiksie. Widać to już przy przeglądaniu ilustracji; rysunki autora sprawiają wrażenie bardzo prostych i przejrzystych, jednak poszczególne elementy nie są pozbawione większej ilości szczegółów. Łatwa w odbiorze kreska jest w rzeczywistości jednym z unikalnych składników specyficznej atmosfery opowieści, a świetne kolory nałożone przez Brigitte Findakly tylko spotęgowały niesamowite wrażenie. Jedyną wizualną wadą komiksu są pojawiające się bardzo często mikroskopijne litery - nie mogę narzekać na słaby wzrok, ale kilka razy musiałem nieźle się wysilić chcąc odczytać napisy w dymkach. Trzeba być wyjątkowo cierpliwą osobą, żeby nie rzucać przy tym mięsem.

Scenariusz to kolejna rewelacja. W dwóch przedstawionych tu opowieściach, Dwugłowym Meksykaninie oraz Lalkach Jerozolimy, Sfar zmieścił tyle dobrego, że mógłbym rozdzielić to na trzy komiksy, a i tak byłbym zadowolony z każdego z nich. W pierwszej historii główny bohater musi rozwiązać problem tytułowego Meksykanina z dodatkową głową przejmującą kontrolę nad całym jego życiem; z kolei w drugiej przeciwstawia się samemu diabłu, który jednak nie okazuje się wcale aż tak straszny. W obu przypadkach mamy do czynienia z imponującą pomysłowością autora, w niezwykły sposób łączącego elementy horroru z humorem (fakt, że najczęściej czarnym). Gdybym miał się do czegoś przyczepić, byłaby to objętość komiksu - po przeczytaniu pierwszego tomu od razu chce się więcej. Mam nadzieję, że kolejna dawka dotrze do Polski jak najszybciej.

Profesor Bell nie jest opowieścią, która spodobała mi się w czasie lektury, ale zaraz potem o wszystkim zapomniałem i odłożyłem ją na półkę. Po kilku miesiącach to wciąż świetna pozycja i cały czas chce się do niej wracać. Mam wrażenie, że będę to robił, dopóki nie dostanę w swoje chciwe łapy drugiej części.
stat4u