Czy właśnie, w dodatku nie po raz pierwszy, zaczynam coś nowego, co najprawdopodobniej przeżyje kilka/kilkanaście wpisów, a następnie umrze śmiercią naturalną? Jeszcze jak! Z Komiksowymi Podsumowaniami Tygodnia nie do końca wyszło, to teraz pobawię się w coś podobnego, ale nieregularnie (bo konieczność wrzucania wpisu co siedem dni, czasem na siłę, nie jest czymś dla mnie) i bardziej ogólnie. Już nie tylko na temat komiksów, ale też na przykład o planszówkach albo grach na ekranie – czyli o kolejnych rzeczach, na których zupełnie się nie znam.
niedziela, 24 grudnia 2023
Metody Marnowania Czasu 3/2023: Coś zabija dzieciaki, tom 5 | Hunter x Hunter, tom 5 | Invincible, tom 9 | Lastman, tom 11 | Nana, tom 3 | One Piece, tom 46 | Shikoku 1889
wtorek, 15 sierpnia 2023
Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 33/2023 (41): Donżon, wydanie zbiorcze 4 | Invincible, tom 2
Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem.
Podsumowanie na tyle słów lub zdań to g... nie podsumowanie, to samo można było napisać w krótkich słowach, przeczytałem, podobało mi się lub nie i tyle, a jak chcesz się uzewnętrznić to napisz porządna recenzje i tyle. (Pan Rafał, grupa Komiksy bez granic)
Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.
wtorek, 4 lipca 2023
Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 27/2023 (35): Brom XXX | Flavor Girls | Invincible, tom 1 | One Piece, tom 28 | Żegnaj, Eri
Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem.
Podsumowanie na tyle słów lub zdań to g... nie podsumowanie, to samo można było napisać w krótkich słowach, przeczytałem, podobało mi się lub nie i tyle, a jak chcesz się uzewnętrznić to napisz porządna recenzje i tyle. (Pan Rafał, grupa Komiksy bez granic)
Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.
sobota, 7 lipca 2018
Invincible #144 [Robert Kirkman, Ryan Ottley & Cory Walker] [recenzja]
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Co tam czytam? [1]

Jakiś czas temu przestałem pisać o tym komiksie. Trochę dlatego, że narobiłem sobie zaległości, ale ważniejszym powodem było to, że trzaskanie recenzji kolejnych tomów straciło jakikolwiek sens. I tak składałyby się głównie z szybkiego nakreślenia fabuły i akapitu poświęconego moim w pełni zasłużonym pochwałom. Zaległości nadrobione, niedawno Invincible dobił do setnego zeszytu i seria nadal jest wyjebana. W przeciwieństwie do Fables (ten cykl też muszę nadrobić, bo zdaje się, że nie ruszyłem go już od paru lat), gdzie na początku bohaterowie musieli pokonać głównego przeciwnika, po czym pojawił się po prostu kolejny, silniejszy, tutaj nie ma mowy o tak prostych i oczywistych rozwiązaniach. Po zakończeniu Viltrumite War pojawiło się tyle świetnych wątków, że w czasie lektury sam nie wiedziałem, którym zachwycać się bardziej. Ciągłe zwroty akcji robią niesamowite wrażenie i nie nudzą na zasadzie: "O, kolejna rzecz, która niby miała mnie zaskoczyć? Znowu?". Kirkman to zły człowiek, ma głęboko w dupie oczekiwania swoich czytelników. Najpierw coś zapowiada, potem okazuje się, że całkowicie świadomie kłamał, a ja i tak byłem zadowolony, bo dał mi coś jeszcze lepszego niż w zapowiedziach. I Wy też będziecie. Jednocześnie czytając Invincible ma się świadomość, że to w pełni autorski komiks, w którym scenarzysta naprawdę może zrobić, co tylko zechce. Zabicie głównego bohatera? Dlaczego nie? Zabicie wszystkich bohaterów serii? Dlaczego nie? A jeśli czyjeś odejście to tylko pozory, wyjaśnienie całej sytuacji jest przedstawione tak, że zamiast krzyczeć, że mnie oszukano, byłem jeszcze bardziej usatysfakcjonowany. W Sweet Tooth prawie zawsze było wiadomo, że jeśli ktoś jest dobry, później okaże się zły, tutaj na szczęście nic nie jest oczywiste. Raz jest zabawnie, innym razem śmiertelnie poważnie, a ja nie zawiodłem się jeszcze ani jednym zeszytem (jeśli nawet, zdążyłem już o tym zapomnieć). Dodajmy do tego niesamowitą stronę graficzną i dostajemy jedną z najlepszych serii, jakie czytałem w życiu, nie tylko tych superbohaterskich. Jeszcze nie znacie? No co Wy?
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Invincible: Growing Pains [Robert Kirkman, Ryan Ottley & Cory Walker] [recenzja]

Po długiej i bardzo krwawej walce w poprzednim tomie nadszedł czas na wielkie przygotowania do wojny z planetą Viltrum, czym zajmują się przede wszystkim Omni-Man oraz, oczywiście, główny bohater. Jakby tego było mało, Kirkman stawia przed nim nie tylko problemy z kolejnymi przeciwnikami, ale też te bardziej obyczajowe, związane z Atom Eve i jego wątpliwościami dotyczącymi tego, czy postępuje w odpowiedni sposób. Wszystko napisane tak, że wciąga i uzależnia czytelnika.
Growing Pains to kolejny bardzo dobry tom serii Invincible. Jeszcze nie czytałem The Viltrumite War, mam lekkie opóźnienie, ale myślę, że się nie zawiodę. Prawda?
niedziela, 13 lutego 2011
Invincible: Still Standing [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

Na początku główny bohater musi pokonać armię swoich odpowiedników z innych wymiarów, którą dowodzi jeden z jego dawnych przeciwników. Co prawda powinien być martwy, ale jednak nie jest i powraca, by uprzykrzyć życie swojemu wrogowi. Potem jest jeszcze gorzej. Na scenie pojawia się Conquest, kolejna postać pochodząca z planety Viltrum. Oczywiście on też nie ma przyjaznych zamiarów. Invincible ma z nim więcej kłopotów niż ze wspomnianą wcześniej armią, widowiskowy pojedynek ciągnie się przez kilka zeszytów i oferuje kilka mniej lub bardziej przyjemnych niespodzianek. Jest się czym zachwycać, Kirkman potrafi opisywać takie wydarzenia w mistrzowski sposób, a Ottley udowadniał już wiele razy, że nie ma zamiaru zaniżać poziomu serii. Do końca walki autorzy nie pozwalają czytelnikowi zaczerpnąć oddechu.
W #65 zeszycie jest spokojniej, ale scenarzysta jak zwykle daje do zrozumienia, że nie potrwa to długo. Na horyzoncie wojna z planetą Viltrum i nie tylko, więc fani mają na co czekać. Jak dotąd seria nie zawiodła mnie ani razu i wierzę, że w kolejnych Trade'ach wciąż będzie tak samo.
środa, 11 sierpnia 2010
Invincible: Happy Days [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

Tym razem w zbiorze znalazły się zeszyty #54-59 oraz jedenasty numer serii The Astounding Wolf-Man. Na początku mamy mały wgląd w potencjalną przyszłość głównego bohatera; znając Kirkmana, jest bardzo prawdopodobne, że ten wątek jeszcze nie został zakończony. Następnie przechodzimy do obecnych wydarzeń, między innymi do wątku uwięzionego Omni-Mana, od którego dowiadujemy się o bardzo istotnej słabości przedstawicieli jego rasy. Tymczasem na ziemi Mark ma na głowie coraz większą ilość kłopotów, od tych związanych z byłą dziewczyną po fakt, że jest obserwowany przez nieznanego przeciwnika. Jakby tego była mało, dochodzi problem z Wolf-Manem, co dla czytelników oznacza udany gościnny występ tej postaci w serii Invincible, jak również pokazanie się syna Omni-Mana w komiksie opowiadającym o przygodach człowieka-wilka. Nasz bohater ilustrowany przez kogoś innego niż Ryan Ottley to miła odmiana, choć muszę przyznać, że nie zachwyciłem się rysunkami Jasona Howarda.
#58 zeszyt zawiera sporo zapowiedzi wydarzeń, o jakich przeczytamy w najbliższej przyszłości. Kirkman jest mistrzem dawania mniej lub bardziej oczywistych wskazówek i zachęcających sygnałów - tym razem również nie zawiódł. I choć ani finał tego tomu, ani poszczególne wątki zaprezentowane w numerach #54-59 nie powalają na kolana, nie mógłbym napisać, że to słaby TPB, albo że seria obniżyła poziom. Wcale tak nie uważam i mam zamiar czytać dalej. Polecam po raz nie wiem który.
czwartek, 29 kwietnia 2010
Invincible: Who's the Boss? [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

To już dziesiąty tom, zawierający zeszyty #48-53. Kirkman i Ottley wciąż nie tracą pary oraz komiksowych jaj, które sprawiają, że po tylu epizodach komiks wciąż jest świetny i cały czas zaskakuje. Na początku TPB mamy kolejną z wielu mających miejsce w Invincible rozpierduch, nie po raz pierwszy z udziałem występujących gościnnie herosów spod bandery Image Comics. Właściwie żaden z nich nie radzi sobie zbyt dobrze z armią Doc Seismica, a z odsieczą przychodzą im osoby (oraz roboty) niezbyt lubiane przez głównego bohatera, ku jego zaskoczeniu walczące po jego stronie. W efekcie dochodzi do jednego z ciekawszych i bardziej zaskakujących konfliktów w dotychczasowych dziejach serii (chociaż, jak zwykle u Kirkmana, odpowiednie wskazówki można było dostrzec już wcześniej). Jak wspominałem przy okazji recenzowania poprzednich tomów, zmiany są wielką siłą tego komiksu, a #50 zeszyt jest pod tym względem naprawdę konkretny. Dalsze wydarzenia to przede wszystkim rozwiązanie kwestii głównego bohatera oraz Atom Eve, nowy strój, a w #52 odcinku chyba najbrutalniejsza akcja z tych, które czytelnicy widzieli do tej pory. Przyszłość na pewno pokaże konsekwencje tego wydarzenia, jak zazwyczaj w Invincible.
Komiks pozostawia nas bez odpowiedzi na tytułowe pytanie, ale znając pomysłowość Kirkmana, autor jeszcze nie raz skomplikuje relacje pomiędzy synami Omni-Mana. Końcówka zapowiada, że już wkrótce będzie się działo. Znowu.
poniedziałek, 8 marca 2010
Invincible: Out of This World [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

Po kolejnej przerwie w historii tego bloga chyba znów chce mi się pisać częściej. To dobrze, przynajmniej dla mnie, bo lubię to robić, chociaż brakuje mi systematyczności. Zdarzają się też momenty, w których mam po prostu dość, więc pewnie jeszcze nie raz odpuszczę sobie na dłuższą chwilę. Tak czy inaczej, chociaż Komiksofilia nie jest kamieniem milowym w dziejach komiksowych blogów, raczej nie zdechnie tak szybko, jak myślałem na samym początku.
Out of this World, dziewiąty tom, zeszyty od #42 do #47 i wciąż jest świeżo. To raczej kolejny przejściowy TPB, pozbawiony jasno zarysowanego motywu przewodniego, ale jak zwykle dokładający kilka nowych elementów do układanki (będą spoilery). I tak, Invincible wciąż naparza mniejsze i większe potwory, Oliver jest coraz większy, mądrzejszy, silniejszy, i - jak się wkrótce okaże - nie zawsze spokojny, a Eve wykorzystuje to, co wcześniej nazywałem skomplikowaną relacją pomiędzy Markiem, Amber oraz nią, chociaż póki co nie wszystko idzie po jej myśli (a to z powodu świetnie pomyślanego wydarzenia z tomu Three's Company, o którym zapomniałem wspomnieć, więc nadrabiam i wspominam, chociaż nie chcę zdradzać, o co dokładnie chodziło). Niewiele rzeczy idzie też po myśli głównego bohatera - widać doskonale, że mieszkańcy Viltrum cały czas mają Ziemię na oku i nie odpuszczą, a Invincible jeszcze nie jest w stanie im zagrozić. Mamy też powrót Allena, który kombinuje, jak zyskać znaczącego sprzymierzeńca w nadchodzącej wojnie, a kilka postaci zabitych w My Favorite Martian okazuje się jednak nie całkiem zabitych, co nie powinno dziwić żadnego czytelnika komiksów superbohaterskich. Całość kończy się nieco mniej zaskakującą puentą niż choćby ostatnio, ale i tak napisałbym, że dziesiątego TPB oczekuję z wielką niecierpliwością (gdybym już go nie przeczytał).
środa, 16 grudnia 2009
Invincible: My Favorite Martian [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

Musicie mi wybaczyć tak częste pisanie o Invincible, ostatnio naprawdę nie mam czasu ani weny, a recenzowanie kolejnych TPB serii Kikrmana zabiera niewiele pierwszego, drugiego zaś nie wymaga wcale. Ogólnie przepraszam za letką zamułkę. W niedalekiej przyszłości postaram się ogarnąć, ewentualnie znów zrobię sobie blogową przerwę (tym razem o wiele krótszą niż poprzednio) w celu zebrania sił, a tymczasem...
My Favorite Martian, ósma cegiełka budująca uniwersum Marka Graysona zawiera zeszyty #36-#41 i ponownie dostarcza nam klimatu tak typowego dla tego tytułu, a jednocześnie tak unikalnego. Zaczynamy od wspomnianych ostatnio uprowadzonych bezdomnych, którzy doświadczyli bolesnego przerobienia na mordercze roboty, stanowiące spory problem nawet dla głównego bohatera. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że jednym ze stalowych oponentów jest kolega Graysona ze studiów. Po przelaniu krwi oraz przesypaniu sporej liczby śrubek problem zostaje rozwiązany, chociaż - jak to bywa u Kirkmana - wcale nie do końca; widać, że pewne postacie wrócą, a Mark jeszcze nie wie, że raczej nie powinien ufać wszystkim swoim znajomym.
Jeśli jesteś stałym czytelnikiem serii, na pewno kojarzysz wizytę syna Omni-Mana na Marsie i zdajesz sobie sprawę, że w przyszłości mieszkańcy czerwonej planety mieli odegrać ważną rolę w tym komiksie. No i odgrywają, a w międzyczasie na Ziemi trwa konkretna rozpierducha, w czasie której trup ściele się gęsto, nie tylko po stronie tych złych. Będą wizyty w szpitalu, będą też pogrzeby. I chyba nikogo nie zdziwi, że z Marsem to wciąż nie koniec, chociaż bohaterowie na razie nie mają o tym pojęcia. Ich pech.
Czy pisałem o skomplikowanych relacjach pomiędzy Markiem, Amber oraz Eve? Po lekturze My Favorite Martian wiadomo mniej więcej, w którym kierunku podąży Invincible, co nie znaczy, że obędzie się bez zaskakujących zwrotów akcji. A Oliver rośnie jak na drożdżach...
sobota, 12 grudnia 2009
Invincible: Three's Company [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

niedziela, 29 listopada 2009
Invincible: A Different World [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]
czwartek, 19 listopada 2009
Invincible: The Facts of Life [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]
Podsumowując, na pewno nie jest to najlepszy TPB serii, niemniej wciąż zapewnia tony dobrej zabawy... i przygotowuje do mocnego dalszego ciągu. A Different World, kolejny tom, to powrót do głównej osi fabuły, który zapewnia, że słowo Invincible oraz określenie Zniżka Formy nie powinny występować w jednym zdaniu.
niedziela, 8 listopada 2009
Invincible: Head of the Class [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]

Head of The Class zbiera odcinki od #14 do #19 numeru serii, włączając w to krótką historię z Image Comics Summer Special. Tym razem pojawia się więcej wątków niż poprzednio, opowieść nie skupia się na jednym konkretnym temacie. Kirkman lubi wprowadzać zaskakujące i jeszcze niewyjaśnione wydarzenia, jednocześnie sygnalizując, że wszystko rozwinie się w bliższej lub dalszej przyszłości. Coś dziwnego dzieje się po opuszczeniu przez głównego bohatera planety Mars, ktoś nieoczekiwanie zostaje przywódcą sporej grupy przestępców, niektóre znane nam postacie zachowują się bardzo dziwnie... czytelnik może tylko rozważać konsekwencje tego, co ma przed oczami. Mówię tu zarówno o tym TPB, jak i o następnym - The Facts of Life - który też już przeczytałem. Niejasnych wątków uzbierało się całkiem sporo, więc scenarzysta ma pole do popisu jeśli chodzi o rozwijanie pomysłów w kolejnych epizodach. Mam tylko nadzieję, że nie zagubi się w natłoku własnych niedopowiedzeń. Póki co seria jest rewelacyjna... ale to też już pisałem, prawda?
Jak wspominałem, obecnie jestem po lekturze następnego wydania zbiorczego, po którym też napiszę, że jest świetne. Bo jest. Dodam jeszcze tylko, że jako rysownik Ryan Ottley przekonał mnie już do końca, dorzucając bardzo ważną cegiełkę do całokształtu tego komiksu.

wtorek, 20 października 2009
Invincible: Perfect Strangers [Robert Kirkman & Ryan Ottley] [recenzja]
Z każdym kolejny TPB jestem coraz większym fanem tej serii. Invincible, jako inteligentna rozrywka nie wymagająca praktycznie żadnego wysiłku intelektualnego podczas lektury, sprawdza się idealnie nawet wtedy, gdy nie mam najmniejszej ochoty na jakikolwiek komiks. Choćbym był nie wiem jak padnięty, opowieść Kirkmana i Ottleya (do którego powoli się przyzwyczajam i stwierdzam, że daje radę; może odejście poprzedniego rysownika jeszcze nie wyszło temu komiksowi na dobre, ale z drugiej strony przynajmniej nie obniżyło poziomu) zawsze jest w stanie mnie przyciągnąć i rozbawić. Co prawda w Perfect Strangers jest nieco poważniej niż zwykle - wyjaśnia się wiele spraw z poprzedniego TPB, a nie są to pozytywne rzeczy - ale mimo to cała historia podlana jest swoim specyficznym sosem superbohaterskiego absurdu, który sprawia, że Invincible tak bardzo wyróżnia się z tłumu podobnych historii.
Seria od samego początku prezentuje luźną opowieść, która nietypowym podejściem do tematu oraz wysokim poziomem zmusza czytelnika do tego, żeby traktował ją poważnie. Prostota całości - od scenariusza do ilustracji - jest pozorna i nie pozostawia wątpliwości, że nie została osiągnięta przypadkowo, a jedynie dzięki profesjonalizmowi autorów. I jeśli pójdzie tak dalej, to szczerze mówiąc nie wiem, co napiszę po przeczytaniu kolejnego TPB, bo wypadałoby jeszcze raz powtórzyć wszystkie pochwały. Invincible w pełni na nie zasługuje.
czwartek, 24 września 2009
Invincible: Eight is Enough [Robert Kirkman, Cory Walker & Ryan Ottley] [recenzja]
Drugi Trade zbiera zeszyty #5-#8, dając czytelnikowi kolejne kilogramy rozrywki oraz igrania ze schematami komiksu o superbohaterach. Tym razem Markus musi zastąpić zapracowanego ojca i poradzić sobie z atakiem obcego; rezultat starcia nie może nie rozbawić, założę się też, że nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. W kolejnym odcinku dowiadujemy się, co spotkało śmieci wyrzucone przez Invincible'a a premierowym zeszycie oraz obserwujemy kolejną zabawę Kirkmana superbohaterską konwencją - tym razem autor śmieje się z głupkowatego ukrywania swojej tożsamości. Oczywiście to nie jedyne ciekawe i/lub komiczne wydarzenia. Dalej nie jest już tak do końca wesoło - pewna grupa zamaskowanych obrońców ma wielkiego pecha, a końcówka Invincible #7 stanowi najciekawszy zwrot akcji w całym TPB. Finał Eight is Enough zapowiada kolejne kłopoty, pojawia się też kilka znanych postaci z uniwersum Image.
Komiks pokazuje, że Kirkman sprawdza się nie tylko w poważnych i mrocznych opowieściach. Póki co nie jestem zadowolony ze zmiany rysownika w #8 numerze, ale to samo mówiłem przy The Walking Dead, a potem okazało się, że byłem w błędzie. Mam nadzieję, że przyzwyczaję się do ilustracji Ottleya, ale mimo wszystko trochę szkoda, bo to, co robił Cory Walker naprawdę przypadło mi do gustu. Oby moja niepewność nie trwała zbyt długo.

niedziela, 13 września 2009
Invincible: Family Matters [Robert Kirkman & Cory Walker] [recenzja]

Postanowiłem poznać nieco inną stronę scenariuszy Roberta Kirkmana, autora The Walking Dead, a wszystko wskazywało na to, że seria Invincible będzie zupełnym przeciwieństwem ciężkiej i brutalnej historii Ricka i jego towarzyszy. Jest to komiks z gatunku supahiroł, czyli latający panowie w pelerynach oraz ich strzelający laserami z oczu przeciwnicy, a więc temat, przy którym bardzo łatwo wtopić i napisać stereotypową, kiczowatą opowieść dla nastolatków lubujących się w bezmyślnych nawalankach. Dzięki Bogu Kirkman podszedł do swoich postaci z humorem, co zresztą widać po okładkach wydań zeszytowych wchodzących w skład TBP Family Matters - napis nad tytułem serii głosi "Dziewczyny, trądzik, prace domowe, super-złoczyńcy. Kiedy jesteś nastolatkiem, pomaga bycie Niezwyciężonym". Czyli mamy tu zachęcający mnie zdrowy dystans oraz dobrego scenarzystę, chociaż z drugiej strony, jeśli sprawdza się w opowieściach o zombie, nie znaczy to wcale, że podoła przy luźnym komiksie superbohaterskim. Na szczęście nie ma się czego obawiać, bo Invincible daje radę.
Głównym bohaterem komiksu jest Markus Grayson, nastoletni syn superbohatera Omni-Mana. Kiedy go poznajemy, chłopak zaczyna właśnie przejmować umiejętności swojego ojca - na początku jest to nadludzka siła oraz zdolność latania. Już podczas jednego z pierwszych przelotów nad miastem natyka się na przestępców i daje im niezły wycisk, a potem do samego końca doświadczamy bardzo udanej Kirkmanowskiej zabawy konwencją. Autor na bank jest świadomy istnienia stereotypów komiksu trykociarskiego, ale zdaje się nic sobie z tego nie robić i z uśmiechem na ustach brnie w pozorną pułapkę. A najlepsze jest to, że wychodzi z tego z twarzą. Dalsza część opowieści zawiera między innymi scenę projektowania kostiumu bohatera, bójkę w szkole (podczas której Mark oczywiście wykorzystuje swoje zdolności), naparzanie łotrów i superłotrów, współpracę z Teen Team, grupą nastoletnich bohaterów, walkę z obcymi... czyli celowe żonglowanie prostymi pomysłami i schematem. Dzięki odczuwalnemu dystansowi scenarzysty jest to jednak jadalne, a nawet więcej - bardzo dobrze smakuje.
Oprawa graficzna komiksu jest taka, jak scenariusz - prosta, przystępna, nie mająca na celu zadziwiać. Rysunki i kolory same w sobie nie są może genialne, ale w połączeniu z historią Kirkmana tworzą spójną i bardzo porządną całość. Nie potrafię sobie wyobrazić rodzaju ilustracji, który pasowałby bardziej do tej opowieści.
I taki właśnie jest Invincible - spójny, doskonale wyważony i przemyślany. Nie ma tutaj napięcia i mroku towarzyszącego lekturze The Walking Dead, pozostała za to zdolność Kirkmana do tworzenia płynnej opowieści, którą czyta się jednym tchem. I to z uśmiechem na twarzy. Nie jest to genialny i poważny komiks, który odmienił moje życie. Jest to celowo luźna rzecz, która zamieniła poświęcone jej chwile w bardzo dobrą zabawę. Tak miało być i w tym przypadku tyle mi wystarczy, z chęcią pozostanę przy tej serii na dłużej.
