Metody Marnowania Czasu: taurus media
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taurus media. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą taurus media. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 sierpnia 2025

16/2025 (18): Do ostatniego | Moon Knight | Mass Effect | Obcy: Romulus | Memories | Grzesznicy [podcast]

Brak komentarzy:

PRZECZYTANE📚📜
▶️Do ostatniego [Jérôme Félix & Paul Gastine]
▶️Moon Knight [Brian Michael Bendis & Alex Maleev]

POGRANE🎮🕹
▶️Skyrim
▶️Mass Effect

POOGLĄDANE🎬📽️ 
▶️Chłopiec i czapla [Hayao Miyazaki]
▶️Obcy: Romulus [Fede Álvarez]
▶️Memories [Katsuhiro Ôtomo & Tensai Okamura]
▶️Grzesznicy [Ryan Coogler]

czwartek, 17 kwietnia 2025

#10(12)/2025: 47 Roninów | Rashomon | Cyberpunk 2077 | Trek to Yomi | Red Dead 2 | Diuna 1 i 2 [podcast]

Brak komentarzy:

PRZECZYTANE📚📜 ▶️47 Roninów [Mike Richardson & Stan Sakai] ▶️Rashomon [Victor Santos] POGRANE🎮🕹 ▶️Bayonetta 2 ▶️Cyberpunk 2077 ▶️Trek to Yomi ▶️Red Dead Redemption 2 POOGLĄDANE🎬📽️ ▶️Diuna 1 i 2

poniedziałek, 1 maja 2023

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia 18/23 (26): Beletrystyka #3 | Lazarus, tom 1 | One Piece, tomy 20-21 | Pieśń o Renarcie, tom 1 | Sadako i koniec świata

Brak komentarzy:

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.

czwartek, 28 stycznia 2021

Ira dei: Złoto Kaidów [Vincent Bourgeau & Ronan Toulhoat] [recenzja]

Brak komentarzy:

Tankred, Norman o tajemniczej przeszłości zobowiązuje się do pomocy Haraldowi, wodzowi Waregów, w zdobyciu Taorminy, a jeśli mu się to uda, w dowód wdzięczności otrzyma znajdujące się w mieście tytułowe złoto. Do czego tak naprawdę zmierzają Tankred oraz jego towarzysz, legat papieski Szczepan, i czy na pewno jest to ten sam cel? 

niedziela, 27 października 2019

The Walking Dead [podsumowanie serii]

Brak komentarzy:

No i po Żywych Trupach, o czym wie już pewnie każda osoba zainteresowana komiksami. Piszę o tym ze sporym opóźnieniem, jednak zaraz po fakcie było to sporą niespodzianką: Image opublikowało nawet zapowiedzi kilku fikcyjnych numerów razem z ich okładkami. Co ja na to?

wtorek, 24 września 2013

Żywe Trupy: Co przed nami [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Powtórka z rozrywki czy nie, czytając osiemnasty tom Żywych Trupów po raz pierwszy od bardzo długiego czasu od początku do końca lektury czułem dokładnie to, co chciałem czuć za każdym razem dzięki tej serii. Wreszcie znowu zaczynam niepokoić się o bohaterów i znowu zależy mi na ich losie. Pytanie, na jak długo, ale póki co ponownie świetnie się bawię. Nowy czarny charakter, Negan, to kawał nieobliczalnego, chorego i przerażającego skurwiela, który może wyrządzić Rickowi szkodę o wiele większą od wcześniejszego pozbawienia go dłoni. Oczywiście wiem, że Negan to tak naprawdę nowa wersja Gubernatora, zaś sytuacja podobna do tej z Co przed nami miała już w Żywych Trupach miejsce, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Zobaczymy, czy po zakończeniu tego wątku scenarzysta wymyśli coś nowego, czy może wróci do punktu wyjścia. Wolałbym tę pierwszą opcję, praktycznie w każdej z ostatnich recenzji związanych z tą serią narzekałem, że prędzej czy później opowieść Kirkmana zacznie zjadać własny ogon. Zdania nie zmieniam, niemniej pozostaje faktem, że już kilkukrotnie oczekiwałem tomu będącego powodem do mojego rozstania się z Rickiem i spółką, tymczasem autorzy konsekwentnie odkładają ten moment na później. To spore osiągnięcie, teraz nie zaszkodziłoby, żeby poziom najnowszego wydania zbiorczego został utrzymany chociaż trochę dłużej niż przy ostatniej zwyżce formy. Najnowszy wątek przypadł mi do gustu, nawet bardzo, więc to jeszcze nie czas na pożegnanie.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Żywe Trupy: Powód do strachu [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
W poprzednich recenzjach kolejnych tomów Żywych Trupów byłem umiarkowanie zadowolony, pisząc, że ciągle jest całkiem dobrze, ale jednocześnie marudząc, że takiej serii nie da się ciągnąć w nieskończoność. Nadal tak uważam, ale z uśmiechem na twarzy przyznaję, że Powód do strachu, siedemnaste wydanie zbiorcze, szybko i skutecznie zamknęło mi mordę. Lepiej późno niż wcale. To najlepsze odcinki cyklu od czasu Stworzeni by cierpieć (tom ósmy), gdzie Kirkman bezlitośnie wymordował sporą część najważniejszych bohaterów swojego komiksu, pokazując czytelnikom, że w jego scenariuszach może zdarzyć się wszystko i żadna postać nie jest bezpieczna. No tak, ale później na kolejne zgony reagowałem co najwyżej obojętnym ziewnięciem, nie pamiętam, kiedy ostatnio naprawdę przejąłem się losami Ricka i jego przyjaciół. Żywe Trupy przez cały ten czas były dobrą lekturą, ale po tak częstym uśmiercaniu bohaterów zaskakiwanie odbiorcy stawało się coraz trudniejsze. Trzymając w rękach Powód do strachu znowu czułem się tak, jak za dawnych czasów, kiedy czytałem ten komiks, a moje szczęka leżała gdzieś na podłodze.

To prawda, że Kirkman może zaskakiwać chyba tylko w jeden sposób, mianowicie pokazując kolejne sceny okrucieństwa wpływającego na coraz bardziej pokręcone relacje pomiędzy bohaterami. Ale to nieważne, w siedemnastym tomie znowu robi to tak, że przewracając kolejne strony robiło mi się niedobrze i byłem autentycznie poruszony. Tego właśnie oczekuję od Żywych Trupów. Autorom znowu się udało, co prawda musiałem czekać na to przez wiele miesięcy (co ja piszę... lat!), jednak mam nadzieję, że tym razem potrwa to trochę dłużej niż ostatnio i kolejne wydanie zbiorcze będzie tak samo dobre. Tyle razy wspominałem o tym, że seria Kirkmana w końcu zacznie zjadać swój własny ogon, ale kto wie, być może jednak uda się tego uniknąć, przynajmniej na jakiś czas. Bo nie wierzę, że na zawsze.

W siedemnastym tomie sytuacja znowu trochę się zmienia, zmienia się położenie bohaterów oraz pozycja Ricka w grupie. Kiedyś stracił prawą dłoń i od tego czasu nie jest już tak sprawny, jak wcześniej, teraz mógł stracić coś więcej, ale na rezultaty trzeba poczekać. I nie będzie chyba żadną niespodzianką, kiedy napiszę, że Powód do strachu wita naszych znajomych nowymi problemami, jednak nadal są to problemy głównie z ludźmi. Chodzące trupy przewijają się gdzieś tam w tle, będąc jedynie pretekstem do sadyzmu i okrucieństwa tych, którzy przeżyli. Nic nowego. Nowy, a raczej odnowiony, jest za to mój entuzjazm. Znowu wierzę w tę serię i czekam na ciąg dalszy z dużo większą niecierpliwością niż zazwyczaj.

wtorek, 23 października 2012

Żywe Trupy: Większy świat [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Chyba nie ma wątpliwości, że Kirkman to świetny scenarzysta. Nie mam też wątpliwości, że prędzej czy później Żywe trupy zupełnie mnie znudzą, przestaną zaskakiwać i nadejdzie pora na zrezygnowanie z czytania kolejnych części, żeby tylko uniknąć jak największej liczby rozczarowań. Sięgając po każdy następny tom zastanawiam się, czy to już. Większy świat przekonuje mnie, że jeszcze nie.

Szwendające się poza miejscem zamieszkania bohaterów komiksu zwłoki ponownie schodzą na dalszy plan, przegrywając z relacjami międzyludzkimi. Większy świat pokazuje nowy pomysł Kirkmana, opóźniający czające się na horyzoncie zataczanie kręgów przez jego serię. Nie chcę zdradzać, o co chodzi, ale jest dobrze. Może pozwoli to uniknąć powrotu do wcześniejszych wydarzeń, czyli schematu "grupa jest w drodze-odnajduje nowe, bezpieczne miejsce, gdzie może się osiedlić-nowe miejsce okazuje się tylko pozornie bezpieczne-dochodzi do kolejnej tragedii-grupa musi uciekać-grupa jest w drodze" i wszystko zaczyna się od nowa. Pomimo siłą rzeczy ograniczonych możliwości Żywych trupów (na przykład w Invincible tego samego autora może zdarzyć się wszystko, tutaj nie bardzo), scenariusz nadal potrafi zaskoczyć i zadowolić czytelnika świeżym pomysłem, aczkolwiek ciągle uważam, że nie da się ciągnąć tej serii bez końca na dobrym poziomie i wypadałoby powoli zastanawiać się nad finałem. Dopóki odbiorców może jeszcze cokolwiek poruszyć, co po kilku wcześniejszych wątkach i tak nie jest łatwym zadaniem.

poniedziałek, 7 maja 2012

Long John Silver: Neptun [Xavier Dorison & Mathieu Lauffeay] [recenzja]

Brak komentarzy:
Na szczęście dostałem dobrą kontynuację. Autorzy nie zmarnowali tego, co zaczęli w komiksie Lady Vivian Hastings, w pełni wykorzystując swoje możliwości. Tym razem trochę odwracają uwagę od głównej bohaterki poprzedniej części, a skupiają się bardziej na postaci tytułowej. Long John, jedna z wielu pragnących odnaleźć bogactwa osób, które znalazły się na pokładzie Neptuna, zmuszony jest działać w ukryciu i snuć intrygi, nie rzucając się przy tym w oczy. Na początku okoliczności nie pozwalają mu na otwarty atak, zaś później dochodzi do tego jeszcze bardzo ciekawy dylemat moralny. Kiedy jedni odkrywają tajemnice innych, niemal wszyscy są chciwi, a w końcu ktoś zostaje ukarany za czyn, którego nie popełnił, statek pełen piratów może zmienić się w prawdziwe piekło. Ale zanim i jeśli w ogóle cokolwiek nastąpi, scenarzysta umiejętnie potrzyma czytelnika w napięciu.

Long John Silver jest idealnym przykładem serii środka, niby tylko przygodowym komiksem bez wielkich ambicji, ale zrobionym na tyle dobrze, że dla wielu twórców może być wzorem. Właśnie tak powinny wyglądać proste, czysto rozrywkowe, jednak nie prostackie opowieści. Zrobione dokładnie tak, jak należy, z interesującym, dobrze poprowadzonym scenariuszem i nie odbiegającymi od ogólnego poziomu ilustracjami. Już czekam na kolejny tom, w międzyczasie polecając Neptuna.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Żywe Trupy: Odnajdujemy siebie [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Po przeczytaniu poprzedniego tomu Żywych Trupów przeważyło moje sceptyczne nastawienie do tej serii. Zastanawiałem się nawet nad przerwaniem kupowania kolejnych części, zakładając, że przygody Ricka oraz reszty ocalałych i tak już nie zdołają mnie niczym zaskoczyć. Odnajdujemy siebie, piętnaste wydanie zbiorcze cyklu Roberta Kirkmana i Charliego Adlarda, z jednej strony potwierdza moje założenie, a z drugiej nie mogę zaprzeczyć, że to bardzo dobry odcinek i przeczytanie go było świetną zabawą. Kto by się spodziewał, zwłaszcza po tym, co napisałem o Żywych Trupach ostatnio?

Bohaterowie znowu są ukryci za murami, oddzieleni od zombie i pozornie bezpieczni, ale równocześnie uwięzieni w zamkniętej społeczności, gdzie nie każdy jest przyjaźnie nastawiony do innych i gdzie wiadomo, że prędzej czy później coś pęknie i dojdzie do tragedii. Skąd my to znamy? Tak, to już było, Kirkman opowiada tę samą historię po raz kolejny. Jest kilka zmian, bo przecież tak dobry scenarzysta nie zrobiłby stuprocentowej kopii, ale ogólne mamy do czynienia z powtarzaniem się. Mimo to dobre dialogi, ciekawe wątki obyczajowe oraz wiszące w powietrzu nieszczęście (i ciekawość, co dokładnie je spowoduje) wynagradzają wtórność i wspomniany w recenzji tomu Bez wyjścia fakt, że seria od pewnego czasu zjada swój własny ogon.

Rick i reszta próbują zrobić z miejsca, gdzie trafili, prawdziwy dom, tak normalny, jak to tylko możliwe w świecie, w którym przyszło im żyć. Tym razem największą przeszkodą w dążeniu do tego celu będą inni ludzie, nie zombie. Na szczęście z kilkoma rzeczami bohaterowie radzą sobie inaczej, niż zwykle, robiąc czytelnikowi niespodziankę i pozwalając choć na chwilę zapomnieć o tym, że Odnajdujemy siebie to w dużej części powtórka z rozrywki. Dobrze, że wszystko zostało zrobione na wysokim poziomie, pozwalającym przymknąć oko na to, że raczej nietrudno zgadnąć, co będzie dalej. Ten komiks po prostu świetnie się czyta i w czasie lektury w ogóle nie myślałem o jego wadach. A to, że mimo wszystko Kirkman ciągle potrafi podtrzymywać zainteresowanie przygodami swoich postaci, świadczy jedynie o tym, że umie bardzo dużo, co zresztą nie jest żadnym odkryciem. Oby jeszcze nie raz udało się mu mnie zaskoczyć.

sobota, 31 grudnia 2011

Żywe trupy: Bez wyjścia [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Żywe trupy to chyba najbardziej nieregularnie recenzowana przeze mnie seria. Po lekturze każdego tomu nie za bardzo wiem, co napisać, właściwie w każdym z nich można znaleźć to samo. Problem polega na tym, że po szokujących zmianach, jakie nastąpiły w zbiorze Stworzeni by cierpieć nie mam pojęcia, czym jeszcze może mnie ten cykl zaskoczyć. To nadal jedna z najlepszych serii ukazujących się w Polsce, ale jej formuła powoduje, że prędzej czy później będę musiał zadać pytanie: "Ile można?". Chyba, że Kirkman znajdzie jakiś nowy patent na odbieranie czytelnikowi mowy. Na razie, po czternastu tomach i stosach zamordowanych ofiar żywych trupów i złych ludzi, jestem coraz mniej zainteresowany losem bohaterów serii. Nie w tym sensie, że zrezygnuję z czytania następnych części. Po prostu niezbyt interesuje mnie, kto przeżyje, a kto zginie. Kirkman doszedł do etapu, na którym już bardzo rzadko udaje mu się szokować/wzruszać odbiorcę (a przynajmniej odbiorcę piszącego te słowa) śmiercią stworzonych przez niego postaci. Całe szczęście, że w Bez wyjścia następuje choć jeden taki moment. Po tym, co stało się z Jessie, nową przyjaciółką Ricka, i z jej synem, przez chwilę było mi aż niedobrze. I o to przecież chodzi, wcześniej co chwilę łapałem się za głowę, kiedy ktoś ginął lub zostawał kaleką, ale scenarzysta chyba trochę przedobrzył i sprawił, że te czasy już się skończyły. Mam jednak nadzieję, że powrócą.

To tyle, jeśli chodzi o zdolność do szokowania. Niestety, zdolność do zaskakiwania też nie ma się za dobrze. Rick i jego ludzie znowu przebywają za murami obronnymi, tym razem w społeczności ludzi, którzy chcą ułożyć sobie życie pomimo panującej zarazy. No i wiadomo (już od poprzedniego tomu), że spokój nie potrwa długo, coś musi doprowadzić do nieszczęścia. Będą to hordy zombie, mieszkańcy miasta lub jedni z drugimi. Wiadomo również, co zrobi porywczy Rick - pewnie znowu oszaleje i będzie gotowy pozabijać wszystko, co się rusza, by tylko bronić bliskich. Wiedziałem to jeszcze przed lekturą Zbyt daleko i Bez wyjścia.

Wychodzi na to, że Żywe trupy to jednak straszna miernota. Wcale nie. Serię nadal czyta się świetnie, cykl posiada wszystkie cechy dobrego serialu, sprawiające, że chce się czekać na kolejne odcinki. Wydaje mi się jednak, że Kirkman powinien zaplanować sobie całość na jeszcze kilka tomów i skończyć, póki może zrobić to z klasą. W przeciwnym wypadku Żywe trupy będą zjadać własny ogon. Już zaczęły to robić. I obym nie miał racji, ale obstawiam, że dalszy ciąg będzie wyglądał następująco: w mieście dojdzie do tragedii, za góra dwa lub trzy tomy Rick będzie musiał je opuścić, oczywiście zginie przy tym cała masa ludzi. Potem przez parę tomów będą tułać się po drogach i lasach, aż w końcu znajdą kolejne schronienie... i tak w kółko, bez końca. Powtarzam, obym nie miał racji, bo piszę to jako fan tej serii. Zobaczymy.

piątek, 23 grudnia 2011

Long John Silver: Lady Vivian Hastings [Xavier Dorison & Mathieu Lauffeay] [recenzja]

5 komentarzy:
Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Taurus nie boi się wprowadzać na polski rynek nowych serii, nawet jeśli nie zawsze jestem z nich zadowolony. Zabójca w ogóle mi się nie spodobał (zobaczymy, co dalej, czekam na drugi tom), ale na szczęście pierwszy album cyklu Long John Silver to coś, co dużo bardziej trafia w mój gust. Może nie do końca, może nie ma wielkiego zachwytu, ale mimo to album Lady Vivian Hastings to coś, co jako czytadło sprawdza się na tyle dobrze, że bez wahania sięgnę po kolejną część.

Autorzy komiksu wykorzystali tu postać z powieści Wyspa skarbów Roberta Louisa Stevensona, przedstawiając jego dalsze przygody. Tym razem jednonogi pirat zostaje wynajęty przez tytułową bohaterkę pierwszego albumu serii, która postanawia skorzystać z jego pomocy, by odzyskać majątek zabrany jej przez męża i przy okazji jeszcze się wzbogacić. Lady Vivian, fajnie pomyślana, zła kobieta bez prawie żadnych skrupułów (choć pod względem robienia wrażenia na czytelniku daleko jej do Kriss de Valnor z Thorgala) nie wie jednak, na co się pisze, biorąc na pokład statku Long Johna i jego niezbyt prawą załogę. Na pewno sprawią kłopoty i jej, i ludziom lorda Byrona Hastingsa, choć to nie wszystkie strony konfliktu, jakie płyną w kierunku zaginionego miasta Guyanacapac i jego bogactw. Każdy chce dostać złoto, ale póki co wszyscy potrzebują siebie nawzajem.

W pierwszym tomie scenarzysta otworzył sobie sporo furtek umożliwiających mu ciekawe rozgrywanie starć pomiędzy bohaterami, konfliktów charakterów oraz tych fizycznych. Główne postacie zostały obciążone słabościami - lady Hastings ma jednak jakieś skrupuły, utrudniające jej osiągnięcie celu, a Long John Silver nie jest niepokonany i nie cieszy się najlepszym zdrowiem. Nie wiem, czy kolejne tomy wykorzystają to, co zostało tu zapowiedziane, ale już teraz seria o jednonogim piracie to co prawda czytadło, jednak ambitniejsze i dużo lepsze niż opowieści do przekartkowania na kiblu prezentowane na przykład w Fantasy Komiks.

Na razie jest bardzo dobrze, w dodatku Lauffeay i jego realistyczna kreska jeszcze bardziej podnoszą poziom tego albumu. Ilustracje i kolory świetnie uzupełniają scenariusz, dla niektórych czytelników mogą być nawet głównym atutem serii. Jeśli ktoś lubi historie o piratach, Long John Silver to dla niego pozycja obowiązkowa, ale całej reszcie też polecam. Wyszedł z tego udany przygodowy komiks, a możliwe, że w kolejnym albumie będzie jeszcze lepiej.

sobota, 17 września 2011

Zabójca: Niewypał [Matz & Luc Jacamon] [recenzja]

3 komentarze:
Pierwszy tom Zabójcy traktuję jako rozgrzewkę przed czymś naprawdę dobrym, co, mam nadzieję, przeczytam w kolejnym odcinku. Tak naprawdę oczekiwałem tego już po tym epizodzie, ale widocznie to jeszcze nie ten moment. Bo w albumie Niewypał nie dzieje się prawie nic, poza ciekawymi (choć nie zachwycającymi, przynajmniej mnie) ilustracjami nie ma tu właściwie niczego, za co mógłbym pochwalić ten komiks. A pozytywnych opinii na temat serii było tak wiele...

Jestem przekonany, że Zabójca usatysfakcjonuje wielu czytelników, którzy odnajdą w nim pasjonującą podróż do wnętrza umysłu płatnego mordercy, niepokojącego, czarnego charakteru. W porządku, kwestia gustu. Dla mnie, poza kilkoma ostatnimi stronami zapowiadającymi być może ciekawy (oby) ciąg dalszy, pierwszy odcinek to zajmujący około sześćdziesiąt stron bełkot głównego bohatera, czającego się na swoją ofiarę w pokoju hotelowym. Jak na złość, ofiara nie pojawia się na miejscu, więc wynajęty mężczyzna z bronią przygotowaną do oddania strzału ma sporo czasu na zaprezentowanie nam swojego światopoglądu. Zastanawialiście się kiedyś, czym wypełnia sobie długie godziny oczekiwania podczas realizacji zlecenia płatny zabójca?, czytamy na ostatniej stronie okładki. Ten wypełnia sobie długie godziny cynicznymi przemyśleniami, przede wszystkim na temat swojej pracy. I ja rozumiem, że ktoś może być jednocześnie irytujący oraz interesujący, ale postać, którą stworzył Matz jest w moich oczach jedynie irytująca. Wciska czytelnikowi swoje głodne kawałki (Gdyby się dobrze zastanowić, wszyscy jesteśmy zabójcami w ten czy inny sposób), usprawiedliwia się, wspomina zbrodnie nazistów, mówi o dzieciach z trzeciego świata, umierających przy pracy, aby "nasze mogły błyszczeć w szkole". Pokazuje, że na tle tego wszystkiego wcale nie jest aż taki zły. A dla mnie najzwyczajniej w świecie pierdoli, w dodatku w nieciekawy sposób.

Nie oczekiwałem sensacji ani całego albumu wypełnionego strzelaninami (jest ich trochę, tytułowy bohater nie tylko filozofuje, ale i wspomina poprzednie zlecenia), wiedziałem, co mnie czeka, jednak spodziewałem się o wiele bardziej interesującej narracji. Na pewno kupię kolejny tom, żeby sprawdzić, co będzie dalej. Nie chcę skreślać całej serii po pierwszym, takim sobie (mimo wszystko nie całkiem nieudanym) odcinku. Z drugiej strony, Niewypał to szybka lektura na mniej niż pół godziny, czyli niewiele czasu, a w ciągu tych dwudziestu paru minut zdążyłem się nieźle wynudzić i poirytować głupotą głównego bohatera. Niewiele poza tym. Więc nie polecam, chyba, że opisane przeze mnie cechy komiksu paradoksalnie zachęciły kogoś do sięgnięcia po Zabójcę. Mam nadzieję, że po następnej części zmienię zdanie.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Kraken [Antonio Segura & Jordi Bernet] [recenzja]

1 komentarz:
Krakena kupiłem w nietypowy dla siebie sposób - niedługo po premierze komiks wylądował w moim internetowym koszyku na stronie sklepu Gildii, bez czytania, co to w ogóle jest i o czym to w ogóle jest. Ktoś wspominał, że dobre, więc wziąłem. Dopiero gdy po kilku dniach dostałem historię Segury i Berneta, zobaczyłem, że mam do czynienia z opowieścią science fiction o podziemnej policji Metropol City, zajmującej się ściganiem przestępców, którzy próbują znaleźć schronienie w kanałach pod miastem, choć głównym zadaniem oddziału jest likwidacja mieszkającego tam, tytułowego Krakena. Przeczytałem kilka pierwszych stron. Scenariusz taki sobie, rysunki też. Ogólnie nic specjalnego. Dokończę jutro, na razie nie mam ochoty na więcej. Myślałem, że to lepszy komiks.

Dzień później zabrałem się za Krakena z niechęcią. Cała historia podzielona jest na osiemnaście krótkich rozdziałów, przedtem skończyłem na części Operacja: mrożona przynęta, trochę znudzony i zawiedziony. Na szczęście od następnego epizodu (Dziewczęce igraszki) coś uległo zmianie i już do samego końca czytałem komiks mając na twarzy szeroki uśmiech. W Dziewczęcych igraszkach podziemna policja zajmuje się sprawą aborcji, próbując odnaleźć człowieka, który usuwa ciąże nieletnich prostytutek, a następnie wyrzuca płody do kanałów. Od tego momentu autorzy pokazują, na co ich stać: reszta Krakena to mocna, dobrze narysowana historia pełna świetnych pomysłów i zaskakujących rozwiązań. O ile kilka pierwszych rozdziałów mnie znudziło, później nie mogłem się oderwać od kolejnych stron.

Sam Kraken wcale nie pojawia się w każdym odcinku i nie jest jedynym pomysłem, wokół którego kręci się fabuła. Do pewnego momentu nawet nie wiadomo, czy naprawdę istnieje. Porucznik Dante, jeden z głównych bohaterów, ma na głowie mnóstwo innych kłopotów, dużo częściej związanych z ludźmi, czasem o wiele okrutniejszymi od zamieszkującego kanały potwora. Inna sprawa, że to, co z początku wyglądało na prosty komiks akcji oparty wyłącznie na próbach ubicia Krakena i strzelaninach z udziałem policjantów oraz przestępców, okazuje się być czymś więcej. Miło popatrzyć, jak Dante podejmuje trudne decyzje i ma wątpliwości, czy postąpił słusznie. Kilka podobnych zagrań ze strony scenarzysty to spora zaleta tego albumu, który jednocześnie pozbawiony jest moralizowania. To wciąż komiks akcji, trzymający w napięciu i wypełniony efektownymi scenami przemocy, ale można znaleźć w nim coś jeszcze. I potrafi wciągnąć jak wir w kanałach Metropol City.

wtorek, 11 stycznia 2011

Żywe Trupy: Stworzeni by cierpieć [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Recenzując Tu pozostaniemy, dziewiąty tom Żywych Trupów, pisałem o bombie atomowej, która spadła na bohaterów serii w poprzednim zbiorczym wydaniu. Stworzeni by cierpieć to właśnie ta poprzednia część. Czytając opis komiksu, można dowiedzieć się, że pomiędzy okładkami następuje "koniec sielanki grupy ocalałych, ukrywających się w opuszczonym więzieniu". Co prawda nie nazwałbym tego, co zaserwował im Kirkman, sielanką, ale po przeczytaniu zeszytów #43-48, z których składa się ten Trade, każdy zrozumie, że ich wcześniejsze losy były jedynie rozgrzewką sadystycznego scenarzysty. Autor znany także ze świetnej serii Invincible pokazał tutaj, że się nie pierdoli, co i tak jest bardzo delikatnym określeniem. Kto narzekał na to, że ze stron The Walking Dead wieje monotonią, miał dobry powód, żeby zmienić zdanie, a czytelnicy, którzy sądzili, że są przygotowani na wszystko, i tak musieli się nieźle zdziwić.

Trudno jest opisać to, co ma miejsce w Stworzeni by cierpieć w taki sposób, żeby nie zepsuć niespodzianki tym, którzy jeszcze nie mieli tej części w rękach. Na stronach komiksu dzieje się naprawdę sporo, a scenarzysta pokazuje, że żadna z postaci (wcześniej wykreowanych i przedstawianych w mistrzowskim stylu, do jakiego przyzwyczaił Kirkman) nie jest dla niego zbyt znacząca, święta czy nietykalna. Duży konflikt, masa ofiar, trup ściele się gęsto. Niby pokazywał to już wcześniej, ale tutaj pojechał po bandzie.

Finał jest mocny i zaskakujący, chyba że ktoś już wcześniej przysiągł sobie, że do końca będzie uważał Żywe Trupy za nudną i nieciekawą serię, przy której można tylko ziewać. Reszta powinna być zadowolona. W końcu przed finałem dzieje się to, co zazwyczaj, czyli dobre dialogi oraz akcja na najwyższym poziomie. Nie oczekiwałem niczego więcej i jestem usatysfakcjonowany.
stat4u