W czwartym tomie Sweet Tooth wreszcie coś zaczyna się ruszać. Endangered Species to bez wątpienia najlepsza z dotychczasowych części serii, dzięki której w końcu przestałem zastanawiać się, co mnie przy niej trzyma, poza przyzwyczajeniem i lekką ciekawością. Warto było zostać i czekać, teraz mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
W zeszytach #18-25, wchodzących w skład tego wydania zbiorczego, Lemire wprowadza zmiany, w jednym epizodzie pokazując inny niż dotychczas układ kadrów, a do kolejnego zapraszając rysowników (Nate Powell, Matt Kindt i Emi Lenox) mających zająć się zilustrowaniem retrospekcji. To ciekawy powiew świeżości, ale sam główny autor też nie pozostaje w tyle i świetnie daje sobie radę, dając czytelnikom bardzo dobre okładki oraz środek opowieści, coraz mniej irytując mnie widoczną od czasu do czasu niedbałością, o której wspominałem wcześniej. Ale najlepsza w Endangered Species jest fabuła, w końcu, nagle i niespodziewanie, o wiele bardziej interesująca niż do tej pory. Już wiem, że kolejnego tomu nie kupię tylko z przyzwyczajenia i następnym razem nie potraktuję Sweet Tooth jak serii, którą czytam, bo zacząłem od samego początku, nie zrezygnowałem po pierwszej części, a teraz tak jakoś głupio mi przestać.
W zeszytach #18-25, wchodzących w skład tego wydania zbiorczego, Lemire wprowadza zmiany, w jednym epizodzie pokazując inny niż dotychczas układ kadrów, a do kolejnego zapraszając rysowników (Nate Powell, Matt Kindt i Emi Lenox) mających zająć się zilustrowaniem retrospekcji. To ciekawy powiew świeżości, ale sam główny autor też nie pozostaje w tyle i świetnie daje sobie radę, dając czytelnikom bardzo dobre okładki oraz środek opowieści, coraz mniej irytując mnie widoczną od czasu do czasu niedbałością, o której wspominałem wcześniej. Ale najlepsza w Endangered Species jest fabuła, w końcu, nagle i niespodziewanie, o wiele bardziej interesująca niż do tej pory. Już wiem, że kolejnego tomu nie kupię tylko z przyzwyczajenia i następnym razem nie potraktuję Sweet Tooth jak serii, którą czytam, bo zacząłem od samego początku, nie zrezygnowałem po pierwszej części, a teraz tak jakoś głupio mi przestać.
Nadal mógłbym narzekać na kilka irytujących pomysłów czy patentów, ciągle mam obawy, że rozwiązanie kilku tajemnic okaże się niedorzeczne. Nie przemawiają do mnie teorie mówiące o tym, że ktoś zdołał przepowiedzieć katastrofę, a ktoś inny jest groźnym demonem z przepowiedni. W ogóle nie pasuje mi to do postapokaliptycznego świata, który stworzył Lemire, więc chciałbym, żeby teorie pozostały teoriami. Nie chcę się później rozczarować, ale póki co wreszcie mogę z czystym sumieniem polecić tę serię.
W Endangered Species główni bohaterowie kierują się w stronę Alaski, gdzie, zgodnie z ich wiedzą, czeka na nich tajemnica pochodzenia Gusa. Oczywiście w czwartym tomie w ogóle tam nie docierają, po drodze trafiając do wielkiego kompleksu należącego kiedyś do ludzi nazywających swoją grupę Project Evergreen. Ukryte wewnątrz tamy miejsce przypomina raj zaopatrzony praktycznie we wszystko, nie tylko w jedzenie, ale także w ogromną bibliotekę. Trochę przypomina to Żywe Trupy, gdzie bohaterowie kilka razy też odnajdywali takie miejsca, tylko po to, by przekonać się, że perspektywa spokoju to tylko złudzenie. Tu jest podobnie, czuje się, że niebezpieczeństwo wisi w powietrzu, nie tylko poza tamą, gdzie czekają bandyci, ale także w środku. W końcu nie wiadomo, dlaczego poprzedni mieszkańcy odeszli oraz czym tak naprawdę był Project Evergreen. Lemire skonstruował scenariusz w taki sposób, że bardzo chętnie się tego dowiem, bo finał Endangered Species wcale nie rozwiązuje zagadki, za to stanowi zapowiedź interesującego konfliktu, jaki najprawdopodobniej będzie miał miejsce wewnątrz grupy głównych bohaterów.
W Endangered Species główni bohaterowie kierują się w stronę Alaski, gdzie, zgodnie z ich wiedzą, czeka na nich tajemnica pochodzenia Gusa. Oczywiście w czwartym tomie w ogóle tam nie docierają, po drodze trafiając do wielkiego kompleksu należącego kiedyś do ludzi nazywających swoją grupę Project Evergreen. Ukryte wewnątrz tamy miejsce przypomina raj zaopatrzony praktycznie we wszystko, nie tylko w jedzenie, ale także w ogromną bibliotekę. Trochę przypomina to Żywe Trupy, gdzie bohaterowie kilka razy też odnajdywali takie miejsca, tylko po to, by przekonać się, że perspektywa spokoju to tylko złudzenie. Tu jest podobnie, czuje się, że niebezpieczeństwo wisi w powietrzu, nie tylko poza tamą, gdzie czekają bandyci, ale także w środku. W końcu nie wiadomo, dlaczego poprzedni mieszkańcy odeszli oraz czym tak naprawdę był Project Evergreen. Lemire skonstruował scenariusz w taki sposób, że bardzo chętnie się tego dowiem, bo finał Endangered Species wcale nie rozwiązuje zagadki, za to stanowi zapowiedź interesującego konfliktu, jaki najprawdopodobniej będzie miał miejsce wewnątrz grupy głównych bohaterów.
Ja po drugim tomie dałem sobie z tym spokój. Zbyt schematyczne.
OdpowiedzUsuńZ początku było niezbyt porywające, ale schematyczne? Moim zdaniem nie do końca. Ej, to przecież Bambi meets Mad Max.
OdpowiedzUsuń