Metody Marnowania Czasu: Legendary: A Marvel Deck Building Game: Guardians of the Galaxy [recenzja]

sobota, 29 lipca 2017

Legendary: A Marvel Deck Building Game: Guardians of the Galaxy [recenzja]

Po Dark City, świetnym dodatku do początkowo dość przeciętnej karcianki Legendary nadszedł czas, by zdobyć kolejne – na pierwszy ogień poszła mała paczka o nazwie Guardians of the Galaxy, jak nietrudno się domyślić, poświęcona tytułowej grupie nietypowych superbohaterów. Co znajdziemy w pudełku? 100 kart, w tym 5 nowych bohaterów (czyli komplet Strażników Galaktyki), 2 Mastermindów, 2 grupy łotrów (Kree Starforce oraz Infinity Gems), 4 scenariusze i kilka żetonów. Niby mało, ale tak naprawdę zmieściło się tu całkiem sporo dobrych rzeczy.

Kiedy siedziałem nad tekstem o Savage Planet, doszedłem do wniosku, że podoba mi się takie pisanie od myślników, trochę bez ładu i składu, mniej lub bardziej umiejętnie ukrywające to, że nie zawsze udaje mi się opanować chaos i strumień świadomości, więc lecimy:

– Pamiętacie Mastermindów z podstawki? Umówmy się, to leszcze, którymi zwykle nie trzeba było się przejmować. Red Skull i jego siła 7? Ojej, proszę, tylko nie to! W Guardians of the Galaxy mamy Supreme Intelligence of the Kree. Nie jest specjalnie mocny i nie warto się na nim skupiać, za to w dodatku znajdziemy jeszcze Thanosa z siłą… 24. Owszem, da się ją obniżyć (razem z Thanosem gramy zawsze z Infinity Gems, a każdy Gem po pokonaniu staje się artefaktem – o artefaktach trochę później – obniżającym siłę tego Masterminda o 2, czyli w idealnym świecie możliwe jest, by Thanos miał jedynie 8 siły), ale nie jest to takie proste. Choć Thanosa rzecz jasna można pokonać (do tej pory wylosowaliśmy go jeden raz i wygraliśmy), trzeba przyznać, że to, co potrafi, robi ogromne wrażenie, a walka z nim stanowi spore wyzwanie. I o to chodzi!

– Nowi bohaterowie zapewniają świetną zabawę, szczególnie, jeżeli ktoś zna i lubi Strażników Galaktyki (w sumie oczywista oczywistość). Ich zdolności jak zwykle dobrze korespondują z charakterami postaci, przez co nie czujemy się oszukani, bo gramy w grę o niczym, do której ktoś sprytnie dorobił obrazki z bohaterami opowieści obrazkowych. Jeśli czytaliście komiksy lub widzieliście filmy z ich udziałem, wielokrotnie zauważycie, że to, co potrafi dana karta, dobrze oddaje to, kogo reprezentuje. Zresztą, w przypadku Legendary to norma, tak samo jak ciekawe i różnorodne (nie piszę o zestawie podstawowym) ilustracje na kartonikach.

– Dodatek wprowadza dwie nowe mechaniki, które zmieniają w grze całkiem sporo. Pierwszą z nich są odłamki (Shards) – żetony, których mogą używać zarówno nasi bohaterowie jak i przeciwnicy, w tym Mastermind. Każdy taki żeton w naszym posiadaniu może dodać nam 1 do siły, ale dopiero wtedy, gdy zdecydujemy się go pozbyć. Jak łatwo się domyślić, możemy gromadzić odłamki, by użyć ich w najodpowiedniejszym dla nas momencie. To bardzo ciekawa rzecz, pozwalająca graczom trochę uniezależnić się od kart, które akurat mamy na ręce. Niektórzy bohaterowie lub artefakty pozwalają nam na regularne zdobywanie odłamków – żyć nie umierać, choć jednocześnie wcale nie czuje się, że jest to zbyt duże ułatwienie (chyba, że wybierzemy/wylosujemy kilku bohaterów pozwalających nam na „produkcję” żetonów).

Odłamki mogą też lądować na kartach łotrów i na Mastermindzie, zwiększając ich siłę o 1 za każdy odłamek. Niezależnie od tego, ile żetonów jest na danej karcie przeciwnika, po wygranej walce dostajemy dla siebie tylko jeden z nich.

– Druga ze sporych zmian to karty artefaktów. Nie żeby była to jakaś rewolucja, coś, czego jeszcze nie było – po prostu do tej pory nie widzieliśmy tego w Legendary. Artefakty to standardowe kartoniki bohaterów, tyle że po zagraniu ich lądują na stole i nie zostają odrzucone. Są mocne, ale nie jest ich tak wiele (znowu: chyba, że gramy z większą liczbą Strażników Galaktyki). Artefaktami mogą też stać się pokonane (i zagrane) karty łotrów z grupy Infinity Gems, dając nam specjalne zdolności oraz obniżając siłę Thanosa, o ile walczymy właśnie z nim.

Z jednej strony artefakty i odłamki to spora pomoc dla bohaterów, ale należy wziąć też pod uwagę to, że jeżeli ktoś nie gra na gołej podstawce plus dodatek Guardians of the Galaxy, a posiada choćby wspominane już Dark City czy inne duże rozszerzenie, gra jest o wiele trudniejsza niż na początku. Poza tym, jeśli ktoś zebrał trochę więcej rzeczy do Legendary i przed rozgrywką losuje (jak my), przeciwko jakiemu Mastermindowi oraz jakimi herosami gra, ile trafi mu się tych postaci zapewniających odłamki czy artefakty? Nie pamiętam, żebyśmy kiedyś kierowali więcej niż dwiema. Mogę się mylić, ale po mniej więcej trzydziestu partiach z udziałem tego dodatku nie zauważyłem, żeby dzięki nowym możliwościom było za łatwo.

Trudno mi porównać Strażników Galaktyki do innych małych dodatków, bo po prostu jeszcze ich nie mam. Sam zestaw nowych kart bardzo mi się podoba i – nie przedłużając – jeśli tylko lubicie Legendary, bierzcie od razu albo wrzućcie sobie Guardians of the Galaxy do kolejki związanych z tą karcianką rzeczy, które musicie mieć.

Jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję. 

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u