Najwięcej partii: Guild Ball (8)
Zaczął się czwarty sezon, mamy więc przerobione karty zawodników i odświeżenie poszczególnych gildii. Czuję się trochę tak, jakbym siadał do zupełnie nowej gry - nie z powodu zmienionych reguł (te zostały tylko lekko przeczyszczone), ale przez to, że nowi zawodnicy wymagają nowego podejścia do meczów, a część starych przyzwyczajeń musi odejść. Przy okazji, wziąłem udział w kolejnym bielskim turnieju i udało mi się zająć 2 miejsce. Nie żebym był szczególnie zadowolony z tego, jak grałem (wiele rzeczy mogłem zrobić dużo lepiej), ale hej, wyszedłem z zawodów z tarczą i świetną nagrodą, przegrywając jedynie z osobą, która wygrała cały turniej. Uświadomiłem sobie jednocześnie, jakich błędów nie powinienem popełniać w przyszłości, co nie znaczy, że już nie będę ich popełniał - wiadomo, jak jest.
Inna sprawa, że uważam część turniejowych reguł Guild Balla za będące mocno z dupy - choćby to, że zupełnie nie liczą się tak zwane małe punkty (możesz starać się do samego końca i przegrać 11:12 albo poddać rozgrywkę przegrywając 0:4; nie ma to znaczenia, tak czy inaczej w tabelce będziesz widoczny jako przegrany, punkty te nie liczą się też na przykład przy rozstrzyganiu remisów). W głowie nie mieści mi się też fakt, że gracz, który grał mecz o 1 miejsce i przegrał, ostatecznie skończył turniej na miejscu 4. Rozumiem, jak to działa, jednak widzę tu sporo rzeczy, które mogłyby działać lepiej (tyle że niekoniecznie mam pomysł, jak dokładnie).
Nowości: Tobago (1)
Szukałem tej planszówki bardzo długo i wreszcie udało mi się ją kupić. Tobago to gra o poszukiwaniu skarbów na wyspie, choć tak naprawdę żadnych skarbów na niej nie ma - gracze stopniowo tworzą mapy umiejscawiające skarby na poszczególnych obszarach (na przykład: wiadomo, że skarb jest w w największej dżungli; jeśli dorzucę kartę mówiącą o tym, że nie leży na żadnym z pól obok pustyni, jesteśmy już o krok bliżej do zlokalizowania konkretnego miejsca i rozpoczęcia wyścigu o zgarnięcie nagrody). Całość wygląda rewelacyjnie i po pierwszej rozgrywce robi dobre wrażenie, nawet pomimo tego, że nie do końca zrozumiałem zasadę rozdzielania łupów po odnalezieniu skarbu. Cóż, chciałem zagrać na szybko i nie wczytałem się w instrukcję, przez co nasza partia trochę się popsuła. Na szczęście to nie wina gry i na pewno spróbuję znowu!
Powroty: Carcassonne (2)
Udało nam się rozegrać 2 partie w Essen, obie w 6 osób, z czego 4 nigdy nie grały w tę planszówkę, a część nie gra w planszówki w ogóle. Mimo zmęczenia po całym dniu na stoisku oraz późnej pory, wyszło świetnie, a tytuł ten znowu sprawdził się bardzo dobrze. Co prawda większość z nas zamiast zbierania punktów wolała przeszkadzać przeciwnikom, ale właśnie z tego powodu śmiechom nie było końca. W finale drugiej rozgrywki, po 1:30 w nocy, kiedy już liczyliśmy punkty, plansza służąca do ich rejestrowania spadła razem z pionkami poszczególnych graczy ze stołu na podłogę - uznaliśmy, że najwyższa pora iść spać.
Powrót miesiąca: Carcassonne
Stale na stole: Gloomhaven (1), Legendary: A Marvel Deck Building Game (2), Vampire: The Eternal Struggle (2)
Gloomhaven: Wciąż bardzo lubię, wciąż chcę więcej i wciąż jakoś nie możemy zmobilizować się do grania w ten tytuł częściej.
Legendary: A Marvel Deck Building Game: Po kilku podejściach wreszcie udało nam się ubić Zombie Green Goblina ze swoją świtą żywych trupów. Chyba już nigdy nie będę chciał walczyć z nim ponownie, bo choć pozornie wcale nie jest aż tak mocny, sprawił nam o wiele więcej problemów niż Thanos ze swoją siłą 24. Chyba najtrudniejszy Mastermind, jakiego widziałem u siebie na planszy, choć wydaje mi się, że z Dark Phoenix z dodatku X-Men może być jeszcze gorzej.
Vampire: The Eternal Struggle: Nie ma się nad czym rozwodzić, do swojej ulubionej gry usiądę chętnie właściwie zawsze.
Gloomhaven: Wciąż bardzo lubię, wciąż chcę więcej i wciąż jakoś nie możemy zmobilizować się do grania w ten tytuł częściej.
Legendary: A Marvel Deck Building Game: Po kilku podejściach wreszcie udało nam się ubić Zombie Green Goblina ze swoją świtą żywych trupów. Chyba już nigdy nie będę chciał walczyć z nim ponownie, bo choć pozornie wcale nie jest aż tak mocny, sprawił nam o wiele więcej problemów niż Thanos ze swoją siłą 24. Chyba najtrudniejszy Mastermind, jakiego widziałem u siebie na planszy, choć wydaje mi się, że z Dark Phoenix z dodatku X-Men może być jeszcze gorzej.
Vampire: The Eternal Struggle: Nie ma się nad czym rozwodzić, do swojej ulubionej gry usiądę chętnie właściwie zawsze.
Rozczarowanie miesiąca: Warhammer 40,000: Kill Team... a nie, to było we wrześniu. Mimo to niesmak pozostał.
Gra miesiąca: Serce mówi Vampire, rozsądek Guld Ball. Niech będzie, że wygrała piłka.
Pojawiły się na półce: Do Eat!, Pan Lodowego Ogrodu, Tobago, Wojna o Pierścień: Wojownicy Śródziemia i Panowie Śródziemia,
Do Eat!: Gra zdobyta w zasadzie przy okazji. Prosta karcianka, gramy lisem albo szopem, a każdy z graczy próbuje zgarnąć ze stołu trzy posiłki szybciej od przeciwnika. Do dyspozycji mamy po 5 kart z 4 różnymi efektami. Ech... zagrałem dziś (już w listopadzie) i trooooochę przypomina mi to Gejsze: niewiele akcji do wykonania, w pewnym momencie już wiemy, co zużył nasz oponent, a co jeszcze zostało mu na ręce, powiedzmy, że jest możliwość blefowania... ostatecznie jednak jest to za mała/za krótka/zbyt mało znacząca gra, by chciało mi się do niej wracać. Rzecz skierowana chyba bardziej do młodszych graczy. Gejsze robią mniej więcej to samo po prostu lepiej, a że w Gejsze też już nie za bardzo chce mi się grać - sami rozumiecie.
Pan Lodowego Ogrodu: Do tej pory zagrałem raz, bodajże w... 2014 roku? Pamiętam, że choć rozumiałem zasady, kompletnie nie wiedziałem, co jest czym. Niedawno przeczytałem wszystkie tomy powieści Grzędowicza, zaś w Essen sprzedawano ten tytuł za €10, więc nie mogłem się nie skusić. Raczej nie zagram za szybko, ale niech leży.
Wojna o Pierścień: Mam podstawkę od lutego. Czy zdążyłem w nią zagrać choć raz? Nie. Czy w takim razie dorwanie dodatków było mądre? Oczywiście, że nie. Nawet nie zdejmuję z nich folii, niech cierpliwie czekają na swoją kolej.
Niedawno poszły w świat: Hexx
Sympatyczna pierdółka, przy której swego czasu kilka razy się uśmiechnąłem. Sprzedałem bez żalu. Jedna z gier, o jakich mogę powiedzieć, że owszem, całkiem to przyjemne, ale nie na tyle, żebym chciał kiedykolwiek zagrać ponownie.
Do Eat!: Gra zdobyta w zasadzie przy okazji. Prosta karcianka, gramy lisem albo szopem, a każdy z graczy próbuje zgarnąć ze stołu trzy posiłki szybciej od przeciwnika. Do dyspozycji mamy po 5 kart z 4 różnymi efektami. Ech... zagrałem dziś (już w listopadzie) i trooooochę przypomina mi to Gejsze: niewiele akcji do wykonania, w pewnym momencie już wiemy, co zużył nasz oponent, a co jeszcze zostało mu na ręce, powiedzmy, że jest możliwość blefowania... ostatecznie jednak jest to za mała/za krótka/zbyt mało znacząca gra, by chciało mi się do niej wracać. Rzecz skierowana chyba bardziej do młodszych graczy. Gejsze robią mniej więcej to samo po prostu lepiej, a że w Gejsze też już nie za bardzo chce mi się grać - sami rozumiecie.
Pan Lodowego Ogrodu: Do tej pory zagrałem raz, bodajże w... 2014 roku? Pamiętam, że choć rozumiałem zasady, kompletnie nie wiedziałem, co jest czym. Niedawno przeczytałem wszystkie tomy powieści Grzędowicza, zaś w Essen sprzedawano ten tytuł za €10, więc nie mogłem się nie skusić. Raczej nie zagram za szybko, ale niech leży.
Wojna o Pierścień: Mam podstawkę od lutego. Czy zdążyłem w nią zagrać choć raz? Nie. Czy w takim razie dorwanie dodatków było mądre? Oczywiście, że nie. Nawet nie zdejmuję z nich folii, niech cierpliwie czekają na swoją kolej.
Niedawno poszły w świat: Hexx
Sympatyczna pierdółka, przy której swego czasu kilka razy się uśmiechnąłem. Sprzedałem bez żalu. Jedna z gier, o jakich mogę powiedzieć, że owszem, całkiem to przyjemne, ale nie na tyle, żebym chciał kiedykolwiek zagrać ponownie.
Krótkie podsumowanie: Może i nie gram 100 partii miesięcznie, ale jestem całkiem zadowolony z tego, w co gram. I oczywiście, że chciałbym znaleźć czas na więcej.
Plany na przyszłość: Vampire, Guild Ball, Tobago, Dominant Species(!)... i tak pewnie uda się tylko z dwoma pierwszymi tytułami.
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz