Najwięcej partii: Mamy szpiega! 2 (19)
Z teściami gramy głównie w Dixit, czasem w Cytadelę. Było też kilka innych gier, ale stwierdziliśmy, że czas na coś nowego. Mamy szpiega! sprawdziło się idealnie, choć początkowo bałem się, że nie chwyci, przez co będziemy siedzieć w ciszy, bo nikt nie będzie wyrywał się z pytaniami o miejsce, w którym się znajdujemy i o którym wie każdy poza tytułowym szpiegiem. Jak bardzo się myliłem - od razu zaliczyliśmy 19 (oszukanych, ale jednak) partii. 19, bo doszliśmy do wniosku, że chodzi głównie o dobrą zabawę, nie jakieś punkty, więc jedno poszukiwanie szpiega = jedna rozgrywka. Bardzo proste zasady, sporo śmiechu, zabawnych niedomówień, spora frajda zarówno kiedy jest się zwykłym graczem jak i szpiegiem. Chętnie wrócę, a kiedyś tam na pewno dokupimy też pierwszą część.
Z teściami gramy głównie w Dixit, czasem w Cytadelę. Było też kilka innych gier, ale stwierdziliśmy, że czas na coś nowego. Mamy szpiega! sprawdziło się idealnie, choć początkowo bałem się, że nie chwyci, przez co będziemy siedzieć w ciszy, bo nikt nie będzie wyrywał się z pytaniami o miejsce, w którym się znajdujemy i o którym wie każdy poza tytułowym szpiegiem. Jak bardzo się myliłem - od razu zaliczyliśmy 19 (oszukanych, ale jednak) partii. 19, bo doszliśmy do wniosku, że chodzi głównie o dobrą zabawę, nie jakieś punkty, więc jedno poszukiwanie szpiega = jedna rozgrywka. Bardzo proste zasady, sporo śmiechu, zabawnych niedomówień, spora frajda zarówno kiedy jest się zwykłym graczem jak i szpiegiem. Chętnie wrócę, a kiedyś tam na pewno dokupimy też pierwszą część.
Nowości: Battlestar Galactica (1), Hanabi (1), Twilight Imperium 4 (1),
Battlestar Galactica: Wśród swoich znajomych słyszałem wręcz legendy mówiące o tym, jak bardzo niesamowitą grą jest Battlestar Galactica. Serialu nigdy nie oglądałem, za to z Martwej Zimy znałem ogólne założenia mechaniki ukrytego zdrajcy oraz wiedziałem, kim są cyloni (bo wielokrotnie przy różnych planszówkach gracz, który wbijał komuś innemu nóż w plecy, był właśnie tak nazywany). I jak? Z jednej strony ciekawe zasady, napięcie i emocje, z drugiej rzeczy, które wyszły od graczy, nie od samej planszówki, czyli: nadmiar alkoholu (w grze opierającej się w dużym stopniu na negocjacjach tragedia), przedziwne zagrania (gracz głosujący za tym, żeby wrzucić samego siebie do aresztu, żeby "coś zaczęło się dziać") i przede wszystkim... od samego początku byłem cylonem. Po prawie pięciu godzinach ujawniłem się (podejrzewam, że o turę za późno i że wcześniej zdecydowanie za mało szkodziłem innym, ale w Martwej Zimie przez jakiś czas wypada grać dość zachowawczo... cóż, w Battlestarze niekoniecznie) i pomimo popełnionych przeze mnie błędów mogłem wygrać, a raczej mogliśmy, tylko gdzie jest drugi cylon i dlaczego nie ujawniał się do samego końca rozgrywki? Okazało się, że drugi cylon przez całą partię nie robił niczego złego, bo "Starbuck nigdy nie zdradziłaby ludzkości". W zasadzie pięć godzin kombinowania po nic. Kurtyna.
Wydawało mi się, że gramy w planszówkę, nie w grę fabularną, no ale dobra.
I teraz: wyobraźcie sobie, że pomimo wszystkich wymienionych wyżej absurdów i dziwnych sytuacji (o które w zasadzie nie mam do nikogo pretensji, bo to tylko gra), bardzo mi się podobało i chcę spróbować ponownie. Wychodzi na to, że cały ten Battlestar Galactica to rzeczywiście dobra gra. Chyba.
Hanabi: Na razie trochę nuda, tyle że za nami dopiero jedna rozgrywka na dwie osoby, w czasie której byliśmy już bardzo zmęczeni, więc w zasadzie nie ma sensu oceniać. Pogramy więcej i zobaczymy.
Twilight Imperium 4: Teraz będę świętokradcą. Znaczy, źle nie jest, wiadomo, sklep z zabawkami w jednym pudełku, kosmos, podbijanie planet, polityka, epickość i tak dalej, zresztą pisałem już trochę o poprzedniej edycji, a umówmy się, różnice pomiędzy trzecią a czwartą nie są jakieś... kosmiczne. I co? I trochę się wynudziłem, zdecydowanie zabrakło mi tu planszówkowego mięsa. Owszem, zdaję sobie sprawę, że większość z nas (a prawie każdy przy stole widział TI4 po raz pierwszy) zagrała całkowicie nieoptymalnie, robiąc masę zbędnych i nieprzynoszących punktów rzeczy. Zagrałem źle, tak, ale wiele innych planszówek pozwala na cieszenie się grą pomimo braku ogrania. Tutaj... mam wrażenie, że w ciągu kilku godzin zbudowałem parę statków i wysłałem je trochę bardziej wgłąb kosmosu, po czym ktoś uzbierał wymaganą do zwycięstwa liczbę punktów, ponieważ epicko rozstawiał swoje własne statki na planetach z odpowiednimi znaczkami, epicko budował technologie z odpowiednimi znaczkami oraz epicko unikał właściwie jakichkolwiek starć (prawie wszyscy inni walczyli całkiem sporo i prawie za każdym razem były to walki nieprzynoszące punktów czy większych korzyści, tym samym w zasadzie zbędne).
Wiem, gdyby wszyscy znali grę i dążyli wyłącznie do zdobywania kolejnych punktów, rozgrywka byłaby o wiele bardziej zażarta i ciekawsza. Wiem to i niewiele z tego wynika. Nie mówię, że już więcej nie zagram, ale nie czekam na kolejne partie z wypiekami na twarzy.
Battlestar Galactica: Wśród swoich znajomych słyszałem wręcz legendy mówiące o tym, jak bardzo niesamowitą grą jest Battlestar Galactica. Serialu nigdy nie oglądałem, za to z Martwej Zimy znałem ogólne założenia mechaniki ukrytego zdrajcy oraz wiedziałem, kim są cyloni (bo wielokrotnie przy różnych planszówkach gracz, który wbijał komuś innemu nóż w plecy, był właśnie tak nazywany). I jak? Z jednej strony ciekawe zasady, napięcie i emocje, z drugiej rzeczy, które wyszły od graczy, nie od samej planszówki, czyli: nadmiar alkoholu (w grze opierającej się w dużym stopniu na negocjacjach tragedia), przedziwne zagrania (gracz głosujący za tym, żeby wrzucić samego siebie do aresztu, żeby "coś zaczęło się dziać") i przede wszystkim... od samego początku byłem cylonem. Po prawie pięciu godzinach ujawniłem się (podejrzewam, że o turę za późno i że wcześniej zdecydowanie za mało szkodziłem innym, ale w Martwej Zimie przez jakiś czas wypada grać dość zachowawczo... cóż, w Battlestarze niekoniecznie) i pomimo popełnionych przeze mnie błędów mogłem wygrać, a raczej mogliśmy, tylko gdzie jest drugi cylon i dlaczego nie ujawniał się do samego końca rozgrywki? Okazało się, że drugi cylon przez całą partię nie robił niczego złego, bo "Starbuck nigdy nie zdradziłaby ludzkości". W zasadzie pięć godzin kombinowania po nic. Kurtyna.
Wydawało mi się, że gramy w planszówkę, nie w grę fabularną, no ale dobra.
I teraz: wyobraźcie sobie, że pomimo wszystkich wymienionych wyżej absurdów i dziwnych sytuacji (o które w zasadzie nie mam do nikogo pretensji, bo to tylko gra), bardzo mi się podobało i chcę spróbować ponownie. Wychodzi na to, że cały ten Battlestar Galactica to rzeczywiście dobra gra. Chyba.
Hanabi: Na razie trochę nuda, tyle że za nami dopiero jedna rozgrywka na dwie osoby, w czasie której byliśmy już bardzo zmęczeni, więc w zasadzie nie ma sensu oceniać. Pogramy więcej i zobaczymy.
Twilight Imperium 4: Teraz będę świętokradcą. Znaczy, źle nie jest, wiadomo, sklep z zabawkami w jednym pudełku, kosmos, podbijanie planet, polityka, epickość i tak dalej, zresztą pisałem już trochę o poprzedniej edycji, a umówmy się, różnice pomiędzy trzecią a czwartą nie są jakieś... kosmiczne. I co? I trochę się wynudziłem, zdecydowanie zabrakło mi tu planszówkowego mięsa. Owszem, zdaję sobie sprawę, że większość z nas (a prawie każdy przy stole widział TI4 po raz pierwszy) zagrała całkowicie nieoptymalnie, robiąc masę zbędnych i nieprzynoszących punktów rzeczy. Zagrałem źle, tak, ale wiele innych planszówek pozwala na cieszenie się grą pomimo braku ogrania. Tutaj... mam wrażenie, że w ciągu kilku godzin zbudowałem parę statków i wysłałem je trochę bardziej wgłąb kosmosu, po czym ktoś uzbierał wymaganą do zwycięstwa liczbę punktów, ponieważ epicko rozstawiał swoje własne statki na planetach z odpowiednimi znaczkami, epicko budował technologie z odpowiednimi znaczkami oraz epicko unikał właściwie jakichkolwiek starć (prawie wszyscy inni walczyli całkiem sporo i prawie za każdym razem były to walki nieprzynoszące punktów czy większych korzyści, tym samym w zasadzie zbędne).
Wiem, gdyby wszyscy znali grę i dążyli wyłącznie do zdobywania kolejnych punktów, rozgrywka byłaby o wiele bardziej zażarta i ciekawsza. Wiem to i niewiele z tego wynika. Nie mówię, że już więcej nie zagram, ale nie czekam na kolejne partie z wypiekami na twarzy.
Powroty: Guild Ball (3, więcej tutaj)
Wreszcie zagrałem, nawet wpadłem na turniej z Falconer's Guild i nie byłem ostatni. To nadal rewelacyjna gra, tyle że w ciągu minionych miesięcy nie za bardzo miałem na nią czas. Czekam na koniec remontu.
Powrót miesiąca: Wiadomo.
Vampire: The Eternal Struggle |
Stale na stole: Legendary: A Marvel Deck Building Game (1, więcej tutaj), The Mind (1, recenzja tutaj), Vampire: The Eternal Struggle (6, więcej tutaj)
Vampire: The Eternal Struggle: Jest lepiej niż kiedykolwiek, w maju zaczęły się spotkania dwa dni z rzędu i/lub na dwa stoły, bo jest aż za dużo chętnych. Jeśli jeszcze nie wiecie (to znaczy, jeśli jesteście tu po raz pierwszy), to moja ulubiona gra, więc jak mam się nie cieszyć?
Vampire: The Eternal Struggle: Jest lepiej niż kiedykolwiek, w maju zaczęły się spotkania dwa dni z rzędu i/lub na dwa stoły, bo jest aż za dużo chętnych. Jeśli jeszcze nie wiecie (to znaczy, jeśli jesteście tu po raz pierwszy), to moja ulubiona gra, więc jak mam się nie cieszyć?
Gra miesiąca: Wiadomo, że Vampire: The Eternal Struggle Dajmy szansę komuś innemu, Battlestar Galactica
Pojawiły się na półce: Eufrat i Tygrys, Hanabi, Kroniki zbrodni
Eufrat i Tygrys: Ha, lepiej późno niż wcale. Oczywiście jeszcze nie zdążyłem zagrać, ale pobawiłem się trochę z aplikacją i jestem zachwycony. Wydaje mi się, że spokojnie jest to kandydat na miejsce w mojej pierwszej dziesiątce.
Kroniki zbrodni: Zakup z Komiksowej Warszawy, oczywiście jeszcze nie zdążyłem... sami wiecie, ale czekamy z niecierpliwością, aż będziemy mieli na stole trochę wolnego miejsca.
Eufrat i Tygrys: Ha, lepiej późno niż wcale. Oczywiście jeszcze nie zdążyłem zagrać, ale pobawiłem się trochę z aplikacją i jestem zachwycony. Wydaje mi się, że spokojnie jest to kandydat na miejsce w mojej pierwszej dziesiątce.
Kroniki zbrodni: Zakup z Komiksowej Warszawy, oczywiście jeszcze nie zdążyłem... sami wiecie, ale czekamy z niecierpliwością, aż będziemy mieli na stole trochę wolnego miejsca.
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Twilight Imperium 4 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz