Metody Marnowania Czasu: Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Styczeń 2020

niedziela, 9 lutego 2020

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Styczeń 2020

Root
19 partii w 6 tytułów (ostatnio: 20 partii w 6 tytułów)

Udział wzięli: Avp: The Hunt Begins (1), Dungeon Forge (1), Horror w Arkham: Gra karciana (3), Mamy szpiega! 2 (8), Root (2), Vampire: The Eternal Struggle (4)

AvP: The Hunt Begins: Kupiłem tę grę dwa lata temu i zagrałem w nią raz (pisałem o tym tutaj), w dodatku w trybie solo. Już od dawna chciałem wrócić i sprawdzić, jak będą wyglądały partie z  prawdziwym przeciwnikiem, bo heroiczne zwalczanie hord obcych samemu na pewno nie pokazuje w pełni możliwości AvP. W międzyczasie wydawca zdążył zrobić finalną wyprzedaż wszystkiego do The Hunt Begins i już wiem, że jeśli planszówka faktycznie mi się spodoba, trudno będzie dostać dodatki, tyle że... znowu zagrałem solo i dalej nie jestem przekonany, czy nawet po starciu z człowiekiem, a nie z algorytmem będę na tak. Obawiam się, że festiwal turlania kostkami może skutecznie zabić cały klimat i całą przyjemność z rozgrywki – po prostu nie lubię absurdalnego turlania, zaś tutaj w skrajnym (tak mi się przynajmniej wydaje) przypadku może to wyglądać następująco: rzuć, czy trafiłeś, rzut przeciwnika, czy zrobił unik, jeśli nie, to rzut, czy uratował go pancerz, jeśli tak, to Pulse Rifle mówi, że trzeba powtórzyć rzut, obcy padł, więc rzut, czy wylewa się z niego kwas, a jeśli tak, rzut oblanego modelu na pancerz... i to wszystko w wyniku oddania jednego strzału. Rozum podpowiada mi, że to nie dla mnie, serce, że hej, ze znajomymi oraz odpowiednią ścieżką dźwiękową to nie może nie być zajebiste. Zobaczymy, na pewno chcę to sprawdzić i na pewno nie za kolejne dwa lata.

Dungeon Forge
Dungeon Forge: Gra, którą poznałem, kiedy plansza była jeszcze rysunkiem na zwykłej kartce papieru, a później miałem okazję sprawdzać ją na różnych etapach powstawania. Właściwie nie wiem, dlaczego do tej pory nie napisałem o niej ani słowa. Graficznie już teraz wygląda świetnie, jeśli zaś chodzi o mechanikę, tytuł jest cały czas dopracowywany i z perspektywy osoby zawsze siadającej do niego po dłuższej przerwie, za każdym razem inny. Dungeon Forge to rzecz dosyć prosta, jednak wygląda na to, że pozwalająca na sporo interesujących decyzji. Autor ciągle doszlifowuje całość, na obecnym etapie bardzo ciekawe wydają się karty celów przypominające Twilight Imperium. Po jednej, w naszym wypadku dość szybkiej rozgrywce, nie jestem w stanie odnieść się do wszystkich możliwości oferowanych przez tę planszówkę, ale powiem tak: gdybyśmy nie mieli wtedy zaplanowanego z góry wieczoru zapoznawczego z Rootem, pewnie na tym jednym podejściu do Dungeon Forge by się nie skończyło.

Horror w Arkham: Gra karciana
Horror w Arkham: Gra karciana: Swoje pierwsze wrażenia spisałem już dość dawno i od tamtego czasu kilkukrotnie chciałem wrócić, ale jakoś nie było mi z tą karcianką po drodze. W grudniu w końcu się udało i wygląda na to, że tym razem na poważnie, bo właśnie przechodzimy skompletowaną w całości kampanię Dziedzictwo Dunwich, w międzyczasie powoli skupując kolejne duże i małe paczki z nowymi kartonikami. Jest rewelacyjnie, uwielbiam w tej grze chyba wszystko poza dość czasochłonnym rozkładaniem i składaniem poszczególnych scenariuszy – wszystko włącznie z tym, że grając w tę grę, czujemy się jak mali, niewiele znaczący ludzie w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, którego nie są w stanie zrozumieć, a nawet jeżeli wygrywamy, mamy wrażenie, że i tak dostaliśmy solidny oklep. Nie mogę doczekać się kolejnych wyzwań i niespodzianek.

Root
Mamy szpiega! 2: Jakoś tak wyszło, że 1 stycznia po północy mieliśmy dobrą okazję, żeby zaliczyć kilka partii, tym razem w większym niż zazwyczaj gronie, bo maksymalnie na dziewięciu graczy. Było inaczej niż do tej pory, towarzystwo kombinowało w zupełnie inny sposób niż to, w którym zwykle gramy w Mamy szpiega!, zaś w ciągu pierwszej rozgrywki myślałem nawet, że tytuł ten jednak nie chwyci. Na szczęście nie miałem racji, bo później bawiliśmy się bardzo dobrze. Jedna z lepszych imprezowych gier, jakie znam, choć wiem, że nie znam ich wiele.

Root
Root: Czekałem na to. Vast jest jedną z moich ulubionych gier, a przecież z której strony by nie podchodzić do tematu, trudno uniknąć porównywania ze sobą obu tych tytułów. Po dwóch partiach wydaje mi się, że wolę jednak Vasta, przy czym zdaję sobie sprawę, że jest zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek stanowcze opinie. Tak czy inaczej, Root działa, jest niezwykle złożony, asymetryczny, daje sporo frajdy, a pod płaszczykiem planszówki o wesołych zwierzakach (jak zwykle wspaniała szata graficzna) chowa zaawansowaną i zażartą grę wojenną. Nie wiem, wydaje mi się, że bardziej podobało mi się dążenie do konkretnego celu w Vaście niż obecny w Roocie wyścig o to, kto pierwszy zdobędzie 30 punktów – dzięki temu to, kto jest najbliżej zwycięstwa, było często mocno niejednoznaczne, poza tym bardziej odpowiadało mi jednak zwiedzanie jaskini, nie zaś krążenie po lesie. Nie zmienia to faktu, że z Roota jest kawał dobrej gry i tyle. Rzecz zdecydowanie do bardziej intensywnego ogrania; może i wolę Vast, ale zdecydowanych minusów "następcy" w tej chwili nie widzę.

Vampire: The Eternal Struggle
Vampire: The Eternal Struggle: Moja ulubiona gra, o której w ciągu kilku ostatnich lat trochę się rozpisałem i na szczęście cały czas mam okazję dość regularnie w nią grać (te cztery partie w styczniu to naprawdę niewiele). Nie przewiduję zmian, bo do tej pory choćby nie wiem jak zachwycił mnie jakiś inny tytuł, do VTESa zawsze było mu bardzo daleko.

Styczeń w kilku zdaniach: Ostatnio zaniedbywałem swoje Planszówkowe Podsumowania Miesiąca, po części z braku czasu, po części pewnie dlatego, że musiałem od tego trochę odpocząć. Wracam i postanowiłem wszystko uprościć oraz nie bawić się w moim zdaniem niepotrzebne wydziwianie typu Gra miesiąca/Powrót miesiąca/Nowość miesiąca/Cośtam nieistotnego miesiąca i po prostu skupić się na tym, w co grałem. Jak zwykle, zobaczymy, jak wyjdzie.

Eufrat i Tygrys
Ostatnie Podsumowanie dotyczyło września, jestem więc trzy miesiące w plecy. Nie mam zamiaru tego nadrabiać, więc tak na szybko, część z tego, co pominąłem: Eufrat i Tygrys (jedna partia, gra sprawia wrażenie rewelacyjnej, chcę więcej), Hogwarts Battle z dodatkiem (na dwóch graczy jest absurdalnie trudno, trochę się nam odechciało), Guild Ball (jedna partia, dalej uwielbiam, dalej uważam, że przegapiłem za dużo, żeby dało się wrócić i czuć się komfortowo), T.I.M.E Stories (dodatek Bractwo Wybrzeża, dziwny, bo choć przypadł mi do gustu, będzie chyba pierwszym, którego nie zrecenzuję, bo bardzo szybko zdążyłem zapomnieć o wielu znajdujących się w nim atrakcjach), dalsze rozgrywki w Kroniki zbrodni. Poza tym całkiem sporo mniej istotnych rzeczy, o których nie warto wspominać.

Dungeon Forge
Do zobaczenia w podsumowaniu lutego.

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u