Metody Marnowania Czasu: Prison Pit, księga pierwsza [Johnny Ryan] [recenzja]

środa, 10 lipca 2019

Prison Pit, księga pierwsza [Johnny Ryan] [recenzja]


"Kanibal Zjeboryj trafia na planetę, na której jest przejebane" – i wszystko jasne, legendarny komiks Prison Pit wreszcie pojawił się na polskim rynku. Nie liczcie na skomplikowaną fabułę, rozbudowane dialogi, psychologię postaci czy subtelność odpowiadającego za scenariusz i rysunki Johnny’ego Ryana, przygotujcie się za to na chorą jazdę bez trzymanki, przemoc, krew i flaki oraz wulgaryzmy. I w zasadzie mógłbym na tym skończyć, bo po co chcieć od komiksu czegoś więcej? 

A już trochę bardziej serio: w swojej kategorii Prison Pit jest absolutnym mistrzostwem świata, dość prostym komiksem o nieustannym mordobiciu, jednak zrealizowanym z niewiarygodnym rozmachem. O ile tylko sięgając po ten album nie liczy się w swoim szaleństwie i niewiedzy na coś zupełnie innego, nie wyobrażam sobie, żeby po lekturze ktokolwiek mógł poczuć się rozczarowany. Dosłownie każdy element niniejszej opowieści został zrealizowany na najwyższym poziomie, a stężenie dobrej zabawy w przeliczeniu na liczbę stron sprawia, że niewątpliwie jest to jedna z najlepszych rozrywkowych pozycji, po jakie można sięgnąć. Owszem, znaleźć tu można rozrywkę specyficzną, opartą wyłącznie na brutalnych starciach pomiędzy Zjeboryjem a jego poszczególnymi przeciwnikami oraz na ich wzajemnych wyzwiskach. Może dla kogoś nie brzmi to fascynująco (mogę tylko współczuć), ale Ryan zaczarował całość w taki sposób, że naprawdę działa i dostarcza rozrywki jak mało co. 
Choć nie ma tu drugiego dna, są radosne inspiracje czy tropy, choćby wrestling, automaty z mordobiciami w odwiedzanych za dzieciaka salonach gier, kicz podniesiony do rangi sztuki oraz pewnie jeszcze cała masa innych. Jest prosta kreska, która doskonale pasuje do tego, co dzieje się w kadrach, zaś autor doskonale czuje język komiksu i potrafi opowiadać, głównie przedstawiając większość "akcji" swoich bohaterów za pomocą rozkładania ich ruchów na długie, składające się z wielu pojedynczych rysunków sekwencje. I zaskakuje pomysłowością. Są to zazwyczaj pomysły dość niesmaczne, a momentami wręcz obrzydliwe, ale za to Prison Pit staje się bodajże czwartym (po Wilq Superbohaterze, La Masakrze i Czarach Zjarach) komiksem, przy którym śmiałem się na głos. 
Dawno nie czytałem czegoś tak dobrego, czegoś niby będącego prostym czytadłem i (celowo) zalatującego tandetą, ale jednak bez wysiłku zjadającego masę o wiele poważniejszych tytułów. I to piękne tłumaczenie Łukasza Kowalczuka, który napisał i narysował tonę rzeczy, a wśród nich między innymi Vreckless Vrestlers – przypadek? 
WERDYKT 

Wspaniały komiks dla całej rodziny. Polecam każdemu.

9/10 

9 tylko dlatego, że po kontynuacji spodziewam się jeszcze więcej. Wierzę, że Ryan dopiero się rozkręca i czekają nas jeszcze ciekawsze pojedynki oraz grupowe nawalanki. Przydałyby się też jakieś wątki obyczajowe… żartuję. Jest rewelacyjnie tak, jak jest. 

+ Prison Pit trafia prosto w splot słoneczny, a potem rzuca czytelnikiem o ścianę – jak można nie czerpać z tego przyjemności? 
+ rozmach
+ prosta, piękna kreska 
+ sposób opowiadania 
+ pomysły na bohaterów oraz ich zdolności 
+ tłumaczenie 

– nawet, gdybym dostrzegł jakieś wady, bałbym się o nich napisać 
– jedyny „minus”, jaki przewiduję, to taki, że po przeczytaniu kolejnych tomów ten będzie można uznać zaledwie za najmniej spektakularny wstęp… ale na chwilę obecną nie jest to przecież problemem, a poza tym: co to za minus, jeżeli sam liczę na to, że będzie jeszcze lepiej?

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie IGN Polska

PSSST! Pisałem też o kilku innych komiksach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u