Pamiętam, że pierwszy, rozdawany na Komiksowej Warszawie numer Smasha! przypadł mi do gustu. Niby nie zawierał niczego szczególnie zaskakującego – kilka recenzji, artykułów, zestawienie najciekawszych komiksów o Batmanie i oczywiście komiksy. Jeszcze recenzja gry planszowej Small World i trochę krótszych tekstów związanych z komiksowymi gadżetami, ale ogółem nic, czego nie moglibyśmy się spodziewać, sięgając po tego typu magazyn. Z drugiej strony, prezentował się naprawdę dobrze, a skoro był bezpłatny, istniała spora szansa, że trafi także do ludzi, którzy na co dzień w ogóle nie sięgają po historie obrazkowe – na przykład do tych, którzy bardziej interesują książki.
W Łodzi, w czasie Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, nadszedł czas na premierę drugiego numeru. „Bezpłatny magazyn o komiksie i popkulturze” stał się po prostu „Magazynem o komiksie i popkulturze”. Obecnie kosztuje 5,90 zł i nawet osoby, które kręciły nosem, że to już nie to samo, co wcześniej, muszą przyznać, że cena nie jest wygórowana. Co do samej zawartości oraz podejścia do tworzenia Smasha!, nie zmieniło się nic. Są wywiady i teksty o komiksach, jest popkultura (na przykład artykuł o Adventure Time), są gadżety i gry planszowe. Nadal jestem usatysfakcjonowany, choć słyszałem opinie, że tego typu wydawnictwo nie ma szans pozostać na naszym rynku na dłużej. Oby nie była to prawda, bo jeśli chodzi o magazyny komiksowe w Polsce, jak wiadomo nie cierpimy z powodu klęski urodzaju. Na szczęście Smash! może zachęcić potencjalnych czytelników atrakcyjną formą – jest bardzo kolorowy, przyciąga wzrok, nie straszy objętością i miesza interesujące teksty o komiksach z tematami pobocznymi, dodając do tego ciekawe krótkie formy. Nie jestem pewny, czy dobrze odczytuję intencje redakcji, ale być może miało to pokazać, że nie takie te komiksy straszne i wcale nie ma się czego bać. Jednocześnie w Smashu! można znaleźć wiele twarzy tego medium – od fantastyki, przez mangę, aż po historie o superbohaterach.
Pomimo tego, że Smash! to takie „niby nic” i „ale przecież to już było”, dobrze, że jest. Może niekoniecznie dla komiksowych czy zainteresowanych popkulturą wyjadaczy (choć nie mam pojęcia, kto inny zainteresowałby się kolekcjonerskim egzemplarzem hełmu Saurona lub śrubokrętem Doktora Who), którzy na pewno widzieli podobne magazyny już wcześniej, ale dla osób spoza tego grona. Trzeba też przyznać, że jeśli nawet Smash! pod wieloma względami powiela wzorce oraz idzie przetartym szlakiem, nie widzę w tym niczego złego, bo robi to w dobrym stylu. Może mamy wiele udanych tekstów o komiksach w internetowych serwisach i blogach, może by je przeczytać, nie trzeba pozbywać się prawie 6 zł, ale ja lubię takie magazyny. Jednak w dalszym ciągu przemawia do mnie papier, kocham też gry planszowe, więc Smash! po raz drugi mnie kupił i wcale nie zniechęcił tym, że sam też musiałem kupić nowy numer, zamiast, jak wcześniej, dostać egzemplarz za darmo.
Ocena: 7/10
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz