Metody Marnowania Czasu: Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Lipiec 2020

środa, 5 sierpnia 2020

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Lipiec 2020

Alien Frontiers
Alien Frontiers
10 partii w 7 tytułów
(ostatnio: 12 partii w 7 tytułów)

Udział wzięli: Alien Frontiers (1), Guild Ball (2), Legendary: A Marvel Deck Building Game (1), Magic: The Gathering (1), Mothership (1), Vampire: The Eternal Struggle (3), Zamki Burgundii (1)

Alien FrontiersNadal uwielbiam to rzucanie statkami kosmicznymi kostkami, a potem kombinowanie, co z nimi zrobić, żeby jak najszybciej wykręcić z tego jak najwięcej punktów. Niby nic wyjątkowego, jeśli chodzi o ten rodzaj planszówek, co nie znaczy, że całość nie działa, bo działa świetnie. Szkoda tylko, że gram w Alien Frotniers na tyle rzadko, że chyba nigdy nie ruszę dodatków Outer Belt i Factions – już kilka razy czytałem zasady, po czym, z powodu przerwy w graniu, zapominałem je przed kolejną rozgrywką. Cóż, może kiedyś.

Guild Ball: Niezmiennie jeden z moich ulubionych tytułów. Co prawda oba lipcowe mecze to starcia moich Alchemików z Hunter's Guild, a konkretnie ze Steeljaw, ich wyjątkowo wredną panią kapitan. Trudny przeciwnik to niekoniecznie problem, ale trudny przeciwnik, granie przeciwko któremu to katorga i zero przyjemności niezależnie od tego, czy się przegrywa, czy wygrywa... z tym jest już gorzej. Co nie zmienia faktu, że Steeljaw jest bardzo skuteczna. Następnym razem wolałbym jednak zagrać przeciwko innemu kapitanowi, a kiedy piszę "następnym razem", chodzi mi o każdy kolejny mecz.

Guild Ball
Legendary: A Marvel Deck Building Game: Dobrze było wrócić. Wiecie, jak to czasem bywa: gra jest dobra, więc gra się w nią często, następie w końcu się przejada i nagle dotarło do nas, że jest lipiec 2020 roku, a w Legendary graliśmy po raz ostatni w sierpniu 2019. Rozgrywka po przerwie bardzo się udała, choć niestety nie wygraliśmy (zabrakło nam jednej tury, ale czy takie partie w tytuły kooperacyjne nie są najlepsze?), za to doszedłem po niej do wniosku, że wkrótce chętnie siądę do A Marvel Deck Building Game znowu  zwłaszcza, że ciągle mamy trochę nieogranych dodatków, nieukończonych scenariuszy oraz Mastermindów, z którymi jeszcze nie walczyliśmy.

Magic: The Gathering: Ustalmy już na samym początku, że ja się na tej karciance zupełnie nie znam. Grałem w nią trochę bardziej intensywnie kiedyś, za dzieciaka, jednak nawet wtedy nie mógłbym powiedzieć, że jestem zaawansowanym graczem w Magica. Nigdy też za bardzo nie lubiłem tego tytułu – przede wszystkim z powodu potrzeby zapychania sobie talii jakimiś nudnymi lądami oraz przez poczucie, że ważniejsze jest tu samo składanie talii, niekoniecznie zaś rozgrywka. Nie, to nie są  mocne i poparte doświadczeniem zarzuty, za które dam się pociąć maczetą. Wiem, że nic nie wiem. Nawet nie próbowałem grać w to turniejowo ani sprawdzać różnych formatów rozgrywek. Może kiedyś, ale nie sądzę; nic mnie do tego nie zachęca, nikt mnie do tego nie ciągnie. 

A jak tam po tej pojedynczej partii z lipca? Nawet sympatycznie, dwie startowe talie, piwko, gra bardziej dla śmiechu niż zacięty pojedynek z pokerowymi twarzami. W takim wydaniu Magic ujdzie i od czasu do czasu mogę sobie w ten sposób zagrać.

Zamki Burgundii
Mothership: No proszę – moja pierwsza gra fabularna po naprawdę, ale to naprawdę długiej przerwie. Podręcznik do Mothership jest dość zwięzły (44 strony) i wprowadza graczy w system będący horrorem science fiction, rzecz jasna przy takiej objętości skupiając się głównie na mechanice, nie na opisach świata. Samego erpega nie oceniam, bo trudno, żebym to robił, jeżeli od bardzo dawna nie ruszałem tego rodzaju tytułów, muszę natomiast powiedzieć, że nasza "sesja" jeden na jeden z Magdą bardzo mi się spodobała i bardzo chętnie powrócę, by zanurzyć się w nieznanych mi wodach gier fabularnych czymś więcej niż tylko palcem u stopy.

Vampire: The Eternal Struggle: Po prostu przyjmijcie do wiadomości, że to najlepsza gra na świecie. Dyskusja jest bezcelowa.

Zamki Burgundii: Za każdym razem świetna rozgrywka, mnóstwo satysfakcjonującego kombinowania i niewiarygodna liczba możliwości. Niby po tych kilku partiach człowiek już wszystko widział (w sensie: wszystkie dostępne żetony), niby wie, co mniej więcej będzie robił, ale w najmniejszym stopniu nie odczuwam powtarzalności rozgrywek. Zdecydowanie jedna z najlepszych planszówek, jakie znam.

Guild Ball
Lipiec w kilku zdaniach: Trudno nazwać lipiec miesiącem pełnym grania, niemniej źle nie było – głównie z powodu obecności na stole prawie samych dobrych i ciekawych tytułówh. No i wygląda na to, że w moim życiu powoli znów zaczną pojawiać się gry fabularne. Jeszcze nie wiem, czy, jeśli rzeczywiście będzie ich więcej, zestawiać je tu razem z planszówkami, karciankami oraz bitewniakami; nie mam pojęcia, czy nie będzie się to ze sobą gryzło. Z drugiej strony, w czym problem? Na dobrą sprawę można się też przyczepić do tego, że przecież na przykład bitewniaki oraz karcianki też niekoniecznie mają ze sobą wiele wspólnego, a mimo to wrzucam to wszystko do jednego worka o nazwie "Gry bez prądu". W zasadzie nie widzę problemu. Przekonamy się, czy erpegowanie będzie w moim wypadku eskalować.

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u