Metody Marnowania Czasu: The Walking Dead #55-#64 [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

niedziela, 6 września 2009

The Walking Dead #55-#64 [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Postanowiłem olać pomysł dotyczący pisania o kilku komiksach za jednym zamachem. Nie podoba mi się to, wolę parę krótszych tekstów, ale każdy o czymś innym. W ten sposób łatwiej będzie odnaleźć konkretną pozycję w linkach po prawej, nawet jeśli chodzi tylko o kilka zdań związanych z pojedynczym zeszytem.

Dzisiaj tekst przedstawiający dziesięć najnowszych odcinków serii "The Walking Dead" - ostatnie dwa akapity zdradzają o kilka szczegółów za dużo, także nie polecam ich tym, którzy wolą najpierw przeczytać komiks sami.



O "The Walking Dead" nie pisałem już od dziewięciu miesięcy. Przez ten czas uzbierała się kolejna porcja zeszytów i jest o czym opowiadać. Kirkman nadal udowadnia to, co właściwie już udowodnił: po pierwsze, jego głowa jest pełna dobrych pomysłów. Po drugie, w historiach o zombie najważniejsi są ludzie, ich wzajemne relacje oraz postawa wobec niebezpieczeństwa; ożywione zwłoki niejednokrotnie schodzą na drugi plan. Zmiany w psychice bohaterów bywają dużo bardziej interesujące od zastanawiania się, czy za kolejnym zakrętem czyhają żywe trupy. I bardzo dobrze, tego właśnie oczekuję od tej serii.

[spoilery] W opisywanych dziesięciu zeszytach dzieje się sporo, cały czas na poziomie, do którego Kirkman i Adlard zdążyli już nas przyzwyczaić - jeśli lubisz "The Walking Dead", wciąż będziesz zadowolony, jeśli nie - póki co też nie zmienisz zdania . Obecnie bohaterowie zmierzają w stronę Waszyngtonu, gdzie według jednej z nowo poznanych postaci znajduje się wiedza dotycząca przyczyny ożywania trupów. Mam tylko nadzieję, że jeśli w ogóle Rick i spółka dotrą do celu, rozwiązanie zagadki nie okaże się jakimś banałem, który zniechęci mnie do tego komiksu. Scenarzysta nie byłby sobą, gdyby nie postawił na drodze stworzonych przez siebie bohaterów setek przeszkód, w dodatku tych najgorszych z możliwych. Robi to i tym razem. Niektórzy pękają, próbują popełnić samobójstwo, inni nie dają rady w inny sposób. Do grupy dołącza kilka nowych osób, w tym ksiądz, co oczywiście tylko pogarsza sytuację - nie wszystkim podobają się jego komentarze w stylu "niezbadane są wyroki boskie", zwłaszcza wygłaszane w naprawdę tragicznych momentach.

[spoilery] Po drodze do Waszyngtonu Rick odwiedza rodzinne miasto i zabiera ze sobą kolejnego towarzysza, znanego z samego początku historii. W trakcie tej wyprawy następują pewne zmiany w charakterze dziecka Ricka, Carla, które z kolei zaowocują drastycznymi wydarzeniami kilka odcinków później. Jest to chyba najciekawszy wątek kilku ostatnich numerów "The Walking Dead", z niecierpliwością czekam na jego rozwinięcie. Kolejna przeszkoda to grupa obcych osób śledząca bohaterów. Można się domyślać, że nie mają dobrych zamiarów, a już po chwili domysły zmieniają się w pewność. Napiszę tylko, że brakuje im żywności i chcą dostać jedzenie, które mogą zaoferować Rick i reszta. To właśnie ci ludzie będą głównymi przeciwnikami w ciągu kilku kolejnych zeszytów. Będzie się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u