Metody Marnowania Czasu: Invincible: Eight is Enough [Robert Kirkman, Cory Walker & Ryan Ottley] [recenzja]

czwartek, 24 września 2009

Invincible: Eight is Enough [Robert Kirkman, Cory Walker & Ryan Ottley] [recenzja]


Eight is Enough udowadnia, że warto było zacząć czytać Invincible. Drugi TPB nie zaskakuje już tematyką tak jak Family Matters, za to z powodzeniem zmusza do uśmiechu świeżym podejściem do tematu. Pod tym względem komiks rozkłada na łopatki, będąc odpowiednikiem świetnego serialu oglądanego z piwem w ręce, przy którym można się odprężyć nie angażując zbyt wielu szarych komórek. I prawidłowo, taka rozrywka też jest jak najbardziej pożądana. A to, że opowieść nie wymaga intensywnego myślenia podczas lektury, wcale nie oznacza, że jest głupia albo skierowana do głupich odbiorców. Jeśli ktoś tak twierdzi, raczej nie czytał Invincible.

Drugi Trade zbiera zeszyty #5-#8, dając czytelnikowi kolejne kilogramy rozrywki oraz igrania ze schematami komiksu o superbohaterach. Tym razem Markus musi zastąpić zapracowanego ojca i poradzić sobie z atakiem obcego; rezultat starcia nie może nie rozbawić, założę się też, że nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. W kolejnym odcinku dowiadujemy się, co spotkało śmieci wyrzucone przez Invincible'a a premierowym zeszycie oraz obserwujemy kolejną zabawę Kirkmana superbohaterską konwencją - tym razem autor śmieje się z głupkowatego ukrywania swojej tożsamości. Oczywiście to nie jedyne ciekawe i/lub komiczne wydarzenia. Dalej nie jest już tak do końca wesoło - pewna grupa zamaskowanych obrońców ma wielkiego pecha, a końcówka Invincible #7 stanowi najciekawszy zwrot akcji w całym TPB. Finał Eight is Enough zapowiada kolejne kłopoty, pojawia się też kilka znanych postaci z uniwersum Image.

Komiks pokazuje, że Kirkman sprawdza się nie tylko w poważnych i mrocznych opowieściach. Póki co nie jestem zadowolony ze zmiany rysownika w #8 numerze, ale to samo mówiłem przy The Walking Dead, a potem okazało się, że byłem w błędzie. Mam nadzieję, że przyzwyczaję się do ilustracji Ottleya, ale mimo wszystko trochę szkoda, bo to, co robił Cory Walker naprawdę przypadło mi do gustu. Oby moja niepewność nie trwała zbyt długo.

1 komentarz:

  1. Hmmm.. zastanawiałem się czemu u Ciebie tak cicho ostatnio, a to po prostu mój blogger nie pokazywał Twoich nowych wpisów (pewnie przez zmianę adresu). Ale teraz już wsio gra.

    Invincible kozak, ciekaw jestem co powiesz po 3cim TP :>

    Co do Ottleya to z każdym numerem się rozkręca, więc warto mu dać na razie kredyt zaufania.

    OdpowiedzUsuń

stat4u