Podoba mi się tajemniczość panująca w komiksie - na razie wiadomo bardzo niewiele, a informacje podawane są w sposób zachęcający do czekania na ciąg dalszy. Mamy tu Gusa, dziwnego chłopca z rogami jelenia, mamy zagadkową pandemię, która zdziesiątkowała populację i sprawiła, że dzieci są dziwnymi hybrydami ludzi i zwierząt, odpornymi na infekcję. Umierający ojciec głównego bohatera twierdzi, że jego syn jest ostatnim dzieckiem, które przeżyło i bardzo dba o jego bezpieczeństwo, nie pozwalając mu wychodzić poza obszar lasu. To właśnie tam znajduje się zagrożenie. Jest tajemnica i jak na razie bardzo mały teren, na którym rozgrywa się historia. Boję się tylko, że w miarę wyjaśniania, o co tutaj chodzi (na przykład kiedy już dowiemy się, co tak naprawdę zaszło i dlaczego ludzie zaczęli umierać), może już nie być tak ciekawie. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób Jeff Lemire poprowadzi swoją opowieść.
Sam autor zdradza kilka szczegółów więcej niż sam komiks; czytelnik dowiaduje się między innymi, że Gusa czeka bardzo długa i niebezpieczna podróż do miejsca zwanego "The Preserve", legendarnego schronienia dla dzieci-hybryd. Jego towarzyszem będzie Jepperd, człowiek, którego poznajemy pod koniec pierwszego zeszytu. Lemire rzuca jeszcze kilka terminów, takich jak "post-apocaliptic, neo-western, action-adventure, science fiction, road-movie" i dodaje (uprzedzając narzekania na kolejną post-apokaliptyczną historię), że nie ma oklepanych opowieści, są jedynie oklepane sposoby opowiadania. Twierdzi, że "Sweet Tooth" będzie zupełnie niepodobny do jakiejkolwiek post-apokaliptycznej historii oraz do jakiejkolwiek innej serii z Vertigo. Brzmi cwaniacko, ale wydaje mi się, że może się udać.
"Bambi meets Mad Max"? Nie wiem jak Wy, ale ja jestem za.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz