Nie będę udawał, że znam się na literaturze science fiction. Chyba w ogóle nie znam się na literaturze, po prostu bardzo lubię czytać. I jakoś tak wyszło, że obecnie czytam więcej rzeczy, powiedzmy, twardo stąpających po ziemi, na przykład sporo książek autobiograficznych (choć trafi się też jakiś horror czy thriller, a ostatnio i kryminał), z kolei od paru lat rzygam fantasy, nawet mimo tego, że kiedyś uwielbiałem ten gatunek i do dzisiaj dobrze wspominam parę takich powieści. Fantasy trawię w komiksach, w grach, na ekranie, ale od pewnego czasu jakoś nie mogę się przemóc i znieść smoków, czarów albo mieczy w literaturze. Jest jeszcze science fiction. Od tego chyba zaczynałem (chociaż moją pierwszą przeczytaną powieścią był, o ile dobrze pamiętam, Wąż morski Juliusza Verne'a), jakieś Stalowe szczury Harry'ego Harrisona i podobne pulpowe pierdoły, statki kosmiczne i obce rasy (a gdzieś pomiędzy tym wszystkim poznawane w szkole podstawowej dzieła typu Rogaś z Doliny Roztoki), książki brane do rąk najczęściej dlatego, że na okładce znajdowała się interesująca ilustracja... tak właśnie trafiłem na powieść Punkt Einsteina, którą napisał Samuel R. Delany. Bo na okładce był fajny smok. Po lekturze (miałem dwanaście lat) okazało się, że nie było tam zbyt wiele o smokach i że w ogóle niewiele zrozumiałem. Do czasu. W każdym razie z tyłu znajdowały się krótkie teksty o innych rzeczach wydawanych przez Phantom Press, między innymi o zbiorach opowiadań Williama Tenna. Był to rok 1998, a ponieważ z niczym nigdy się nie spieszę, trochę później, w roku 2005, kupiłem za grosze na internetowej aukcji pięć takich zbiorów. I szybko doszedłem do wniosku, że Tenn to jeden z mistrzów. Nie mam porównania, nie znam wielu pisarzy zajmujących się science fiction, ale w mojej głowie gość na zdjęciu powyżej to szef.
Niby czemu opowiadania Tenna są takie dobre? Przede wszystkim zaskakują pomysłowością, nawet całe lata po czasie, w którym zostały napisane. Cytując notkę znajdującą się w książkach Phantom Press: Jest mistrzem sytuacji, które najpierw zadziwiają i intrygują, potem zaczynają budzić ciekawość, trochę nas rozśmieszają, by w końcu zaskoczyć głęboką ironią lub wnikliwą obserwacją i oceną. I tak właśnie jest, we wszystkich zbiorach, które posiadam (Bernie Faust, Pierwiastek kwadratowy z człowieka, Ludzki punkt widzenia, Przed czasem i Wyzwolenie Ziemi). Nie wiem, czy w Polsce ukazały się jakieś inne opowiadania Tenna. Nawet jeśli nie, pięć wymienionych wyżej tytułów to i tak wystarczająco dużo, by przekonać się do jego twórczości.
Wspomniałem o dobrych pomysłach. W opowiadaniu Przed czasem Tenn wymyślił przyszłość, w której prawo pozwala najpierw odbyć karę za dane przestępstwo, by popełnić je dopiero później. Oczywiście im większa zbrodnia, tym cięższa kara, na przykład za morderstwo pracuje się latami na niebezpiecznych planetach. Niewielu ze skazanych wraca, wielu zostaje kalekami, ale po powrocie mogą zabić jedną osobę. Teoretycznie bezkarnie, przecież karę mają już dawno za sobą. Taki system znacznie zredukował przestępczość, także dlatego, że bardzo mały procent dobrowolnych więźniów dożywa końca wyroku za najgorsze uczynki. Główny bohater Przed czasem odpracował swoje i wraca do siebie, by pozbawić kogoś życia. I nagle okazuje się, że każdy z jego bliskich wyrządził mu w przeszłości jakąś krzywdę i każdy z nich myśli, że to właśnie on zostanie ofiarą. Wszyscy przychodzą i przepraszają, proszą o litość, jego żona podejrzewa, że zginie za to, że go zdradzała (o czym skazaniec nie miał nawet pojęcia). A niektórzy, zamiast spokojnie czekać na śmierć, wolą zabić go pierwsi.
To jeden z moich ulubionych pomysłów Tenna, jednak jest ich więcej. Opowiadanie o człowieku, który przypadkowo dostał przesyłkę z przyszłości, zestaw pozwalający zbudować żywą istotę ludzką, w swoich czasach zabawkę dla dziecka, w teraźniejszości coś bardzo niebezpiecznego. Tekst o mężczyźnie, który został porwany na Marsa, gdzie poinformowano go, jak przyspieszyć rozwój Ziemi oraz włączyć ją do międzyplanetarnej unii, ale któremu nikt z naszej planety nie chce uwierzyć. O pracowniku biurowca, od którego dwie tajemnicze osoby chciały wynająć nieistniejące piętro. Praktycznie każde opowiadanie to świetny pomysł, sporo ironii, a na końcu zaskakująca puenta.
Tenn to mistrz krótkich form. Czytałem jedną jego powieść, O ludziach i potworach, ale nie podobała mi się aż tak bardzo. Też ma dobrą puentę, ale rozciągnięta do dwustu stron przypomina zdecydowanie za długi dowcip, co z tego, że mający śmieszne zakończenie. Na początek polecam więc opowiadania, coś dłuższego można ewentualnie przeczytać później. Każdy z wymienionych wyżej zbiorów da się bez problemu dostać na internetowych aukcjach, w dodatku za niewielkie pieniądze. Czasami trafiają się trzy, cztery książki Tenna jednocześnie za kilkanaście złotych. Naprawdę warto spróbować.
autor: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz